Rynek

Ryanair wraca do Warszawy. Pierwsze loty już w październiku

Juanedc / Flickr CC by 2.0
Po siedmiu latach irlandzki Ryanair wraca na główne warszawskie lotnisko. Tym razem z lotami krajowymi, które odbiorą pasażerów LOT-owi.

Od października linia uruchomi połączenia z Lotniska Chopina, do Wrocławia i Gdańska. Należące do przewoźnika boeingi 737-800 polecą po trzy razy dziennie, na obydwu trasach, zabierając za każdym razem do 189 osób. Równocześnie linia zaprzestanie lotów krajowych z Modlina. Z tego portu lotniczego będą wykonywane tylko trasy międzynarodowe.

Michael O’Leary, charyzmatyczny i przebojowy szef Ryanaira, o powrocie do Warszawy mówił już od dawna. Wcześniejszym powodem wycofania się Ryanaira z Okęcia w 2009 roku były wysokie opłaty lotniskowe. Problem ten zniknął wraz ze zmianą strategii spółki.

Ryanair przestał latać tylko na oddalone od miast, dysponujące podstawową infrastrukturą, ale za to tanie lotniska. Uruchomił połączenia m.in. do Brukseli, Amsterdamu czy na główne lotnisko w Mediolanie. W ten sposób spółka chciała dotrzeć do pasażerów latających służbowo, dotąd korzystających z linii takich jak Lufthansa, KLM czy British Airways.

Kampania, nazwana „Always Getting Better”, uwzględniała wyraźną poprawę standardów obsługi pasażerów i przyniosła rezultaty, które zaskoczyły samego O’Leary’ego.

Menedżer, który dawniej słynął z absurdalnych propozycji sprzedaży miejsc stojących w samolotach czy pobierania opłat za pokładowe toalety, zaczął się fotografować z pluszowymi boeingami i powiedział, że „gdyby wiedział, iż bycie miłym dla pasażerów przyniesie takie skutki, to już dawno by to robił”.

Jak rozwija się Ryanair

Od kwietnia 2015 r. do marca 2016 r. linia przewiozła 106,4 mln osób. To o 18 proc. więcej niż w poprzednich dwunastu miesiącach. Od listopada co miesiąc Ryanair notuje wzrosty o ponad 20 proc. w ujęciu rocznym. Średnie wypełnienie samolotów w marcu wyniosło 94 proc., co oznacza, że przeciętnie na pokładzie było tylko 11 wolnych miejsc. To o 4 pkt. proc. więcej niż rok wcześniej. Oznacza to, że pasażerów przybywa szybciej niż sprzedawanych miejsc.

W samej Polsce w 2015 r linia poprawiła wyniki o ponad 25 proc. – przewiozła ponad 8 mln pasażerów, co dało jej 31-proc. udział w rynku i pozycję wyraźnego lidera.

Powrót Ryanaira na Lotnisko Chopina wpisuje się w strategię poprawy oferty dla klientów biznesowych, choć sam moment został nieco wymuszony. Niewielki terminal lotniska w Modlinie jest tak zapchany, że oferowanie stamtąd lotów krajowych dla pasażerów biznesowych przestaje mieć sens.

Modlin jest zdolny odprawić ok. 3 mln pasażerów rocznie. W 2015 r. lotnisko obsłużyło co prawda tylko 2,6 mln osób, ale obliczenia przepustowości to nie prosta matematyka. Ruch nie rozkłada się bowiem równomiernie, tylko falami, a w wieczornym szczycie, gdy z Modlina odlatuje nawet siedem samolotów z rzędu, tłok jest nieludzki. Do kontroli bezpieczeństwa można czekać nawet kilkadziesiąt minut, przez co władze lotniska zalecają przyjazd na lotnisko trzy godziny przed odlotem.

Sytuacja nie poprawi się do czasu rozbudowy terminala (ma to nastąpić do końca 2018 r.), ale przy lotach wakacyjnych pasażerowie są zwykle bardziej wyrozumiali. Jeśli natomiast przy połączeniach krajowych spędzają więcej czasu w kolejce do kontroli bezpieczeństwa niż w samolocie, to do latania nie przekonają ich nawet bilety za 9 zł.

Czy na sukcesie Ryanaira straci polski LOT?

Modlin na przeniesieniu lotów krajowych wiele nie straci, bo Ryanair równocześnie zapowiedział uruchomienie ośmiu nowych tras z tego portu. Zresztą w 2015 r. pasażerowie podróżujący po kraju stanowili tylko 13,3 proc. wszystkich latających z tego lotniska.

Stracić może za to LOT. Już w ubiegłym roku na trasie z Warszawy do Wrocławia spadki wynosiły nawet kilkanaście procent miesięcznie w zależności od pory roku. Do Gdańska ruch też przeważnie malał, choć wolniej.

Dzięki przenosinom na Lotnisko Chopina Ryanair umożliwi dotarcie z centrum Warszawy lub z biurowego Mordoru na Mokotowie, do Gdańska lub Wrocławia w ok. 2,5 godziny. Na ten wynik składa się pół godziny na dojazd do lotniska, 40 minut na lotnisku, 50 minut lotu i pół godziny na dojazd do centrum miasta docelowego. To czas konkurencyjny z Pendolino, a bilety będą znacznie tańsze.

Decyzja Ryanaira zmienia reguły gry na polskim niebie, ale na razie LOT nie powinien panikować. Wejście irlandzkiego konkurenta do Warszawy to tylko jeden i – prawdę mówiąc – raczej drugorzędny spośród wielu problemów przewoźnika. Loty krajowe dla LOT-u mają znaczenie głównie dzięki dowożeniu pasażerów na przesiadki, a tych osób Ryanair nie przejmie.

Choć lepiej byłoby powiedzieć, że nie przyjmuje na razie. O’Leary już od dawna zabiega o to, by wejść we współpracę z tradycyjnymi koncernami lotniczymi i dowozić im pasażerów do baz. Byłoby to korzystne dla obu stron – linie takie jak Lufthansa czy British Airways mają słabe wyniki na lotach europejskich, a zarabiają na dalekodystansowych. Dzięki zleceniu tych pierwszych np. Ryanairowi mogłyby poprawić swoje wyniki.

LOT to jednak dla Ryanaira zbyt mały partner. Jeśli Irlandczycy zaczną dowozić pasażerów dla tradycyjnych linii, to dla gigantów raczej niż dla średniaków, którzy bez silnego partnera (branżowego lub finansowego) mogą z rynku po prostu zniknąć.

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną