Rząd PiS za jednym zamachem (nomen omen) przyjął ustawy o KRS i sądach powszechnych, a chwilę potem pokazał kontrowersyjny projekt zmian w funkcjonowaniu Sądu Najwyższego. Sprawa SN rozstrzygnie się w Sejmie najpewniej w przyszłym tygodniu. A potem ustawy będą czekać (dwie już czekają) na podpisy prezydenta, który – jak przekonywał na konferencji Jarosław Kaczyński, zresztą po raz pierwszy na głos – działa w pełni samodzielnie. Uwaga na marginesie: Andrzej Duda, żeby potwierdzić wersję zdarzeń prezesa PiS, powinien wszystkie te ustawy zawetować.
Taktyka rządu jest aż nadto czytelna: duże, kontrowersyjne propozycje zmian przyćmiewają te, które oburzają ciut mniej. Bo kiedy ma się wrażenie, że PiS dalej się już nie posunie, okazuje się, że posunie się jak najbardziej. Dlatego z subtelnością walca i mimo protestów niszczy w Polsce trójpodział władzy.
Firmy informatyczne pod kontrolą Ziobry
PiS działa przy tym tak pospiesznie, że opinii publicznej umykają istotne szczegóły. Na przykład bezprecedensowe zapisy w ustawie o sądach powszechnych, które uderzają w firmy IT, a w konsekwencji – o czym przypomina Kamil Kosiński w „Pulsie Biznesu” – w sam rynek.
Bo oto w świetle ustawy to minister sprawiedliwości zyskuje prawo do przeniesienia na skarb państwa autorskich praw majątkowych do systemów informatycznych, którymi posługują się sądy, prokuratury i komornicy. W ustawie czytamy: „Minister Sprawiedliwości może, w drodze decyzji, przyznać Skarbowi Państwa uprawnienia wynikające z autorskich praw majątkowych do programu komputerowego obsługującego sądowe systemy informatyczne, zwanego dalej »programem komputerowym«, w zakresie niezbędnym do wykonywania zadań sądów”.
A zatem dowolna firma, która świadczy usługi informatyczne i sprzedaje oprogramowanie sądom, prokuratorom i komornikom, może zostać wywłaszczona wyłączną decyzją Zbigniewa Ziobry i jego następców na stanowisku ministra sprawiedliwości. Jeśli zechce, minister zajrzy nawet do dokumentacji i kodów źródłowych.
Na jakiej podstawie? Czytamy: „Decyzja może zostać wydana, jeżeli zagrożona jest sprawność działania lub ciągłość funkcjonowania programu komputerowego lub systemu teleinformatycznego wykorzystującego program komputerowy, lub jeżeli zapewnienia ich sprawności działania lub ciągłości funkcjonowania wymaga ważny interes państwa lub dobro wymiaru sprawiedliwości, a porozumienie w tym zakresie z osobą, której przysługują autorskie prawa majątkowe do programu komputerowego, napotyka przeszkody”. Jak wiadomo, „przeszkody” można rozumieć rozmaicie.
Jedynym roszczeniem, do którego dostawcy software’u mieliby prawo, jest wynagrodzenie. Przy czym samo oprogramowanie jest warte czasem nawet kilka milionów złotych, a przepis uderzyłby i w małe firmy, i w duże, jak Microsoft. PiS znalazł jeszcze jeden sposób na łatanie dziur w budżecie?
„Wywłaszczanie twórców oprogramowania, dla których ochrona praw autorskich stanowi podstawowy mechanizm ochrony ich interesów i produktów, uważamy za niedopuszczalne” – komentuje w rozmowie z „PB” Borys Stokalski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Dodając, że zapis w ustawie zniechęca do startowania w przetargach i zachęca do korupcji.
Ponieważ przepis ustanawia precedens, branża snuje teorię, że powstał doraźnie, z potrzeby chwili. Resort sprawiedliwości ma najwyraźniej kłopot z jakimś dostawcą.
Ironia losu, że w świetle ustawy decyzja ministra nie będzie ostateczna, a firmy IT będą się mogły odwołać. Do sądów powszechnych, a jakże.