Projekt Partii Republikańskiej (przybudówki PiS w ramach tzw. Zjednoczonej Prawicy) okazał się najwyraźniej, zdaniem rządzących, pożyteczny przed wyborami. To dlatego, chociaż długo leżał w Sejmie, w szybkim tempie udało się go uchwalić przed wakacyjną przerwą i to bezpieczną większością głosów. To zaś oznacza, że nawet ewentualny opór Senatu niewiele zmieni.
Reklamy zostaną
Wiele wskazuje na to, że od 1 stycznia 2024 r. napoje energetyczne (czyli z dodatkiem kofeiny lub tauryny) nie będą sprzedawane osobom w wieku poniżej 18 lat. Do tego nie kupimy ich w szkołach i w automatach. Tym samym energetyki dołączą do papierosów i alkoholu jako produkty, które państwo w swojej schizofrenii z jednej strony uważa za szkodliwe dla zdrowia, ale jednocześnie pozwala na ich zakup dorosłym.
Jednak zwycięstwo zwolenników nowych przepisów nie jest wcale kompletne. W czasie prac sejmowych z projektu zniknął zakaz reklamy energetyków, który miał dotyczyć na przykład radia, telewizji i kin w godzinach między godz. 6 a 20. Jak tłumaczy minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk (twarz projektu), trzeba by tracić wiele czasu na uzgodnienie tej kwestii z Komisją Europejską. A przecież chodziło o to, żeby z nowymi przepisami zdążyć przed wyborami. Ponoć ograniczenia w reklamie napojów energetycznych mogą jeszcze się pojawić, ale dopiero w następnej kadencji parlamentu.
Czytaj też: No i klops. Dlaczego polskie dzieci tyją i nienawidzą wuefu
Zakaz sprzedaży czy fikcja?
Dziś najważniejsze pytanie brzmi: czy zakaz sprzedaży niepełnoletnim będzie rzeczywiście egzekwowany, czy też okaże się fikcją? Sprzedawcom, a także kierownikom sklepów ma grozić grzywna do 2 tys. zł. Tymczasem, jak wynika z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Instytutu Badawczego, po energetyki sięga w grupie wiekowej 10–17 lat ponad jedna czwarta dziewcząt i więcej niż jedna trzecia chłopców. Mamy zatem do czynienia nie z produktami niszowymi, ale napojami bardzo popularnymi. Trudno sobie wyobrazić, aby młodzi nagle się poddali i zamienili energetyki na wodę czy soczki. Raczej będą próbować dotrzeć do nich w inny sposób.
Przeciwko ograniczeniom najgłośniej protestowały organizacje handlowe, co raczej nie powinno dziwić. Sporo stracić mogą bowiem sklepy, zwłaszcza te małe, gdzie młodzież kupująca m.in. energetyki to ważna grupa klientów. Łącznie rynek energetyków w 2021 r. był wart u nas 2,7 mld zł (dane NielsenIQ), a od tego czasu na pewno jeszcze urósł. Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji próbowała obniżyć wiek pozwalający na zakup kontrowersyjnych napojów z 18 do 16 lat, a wejście w życie przepisów przesunąć na… 2027 r. Oczywiście bezskutecznie.
Państwowa schizofrenia
Tymczasem, pomijając bieżącą walkę przedwyborczą, należałoby się zastanowić nad bardziej spójnymi przepisami. Jeśli energetyki są rzeczywiście tak niebezpieczne dla zdrowia, to wzorem papierosów i alkoholu powinny być nie tylko oficjalnie niedostępne dla młodych, ale też objęte akcyzą, z której będą finansowane koszty leczenia chorób spowodowanych przez te napoje. Całkowity, a nie wybiórczy zakaz reklamy w takiej sytuacji również nie powinien budzić wątpliwości.
Pozostaje tylko pytanie, jak daleko państwo ma ingerować w wolność obrotu gospodarczego. Dzisiaj widzimy, że w dużej mierze nie jest to wynik spójnej polityki, a po prostu lobbingu poszczególnych grup interesu. Bo o ile alkoholu nie można niby reklamować, o tyle już piwo z tego zakazu jest wyłączone. Rządzący z jednej strony nakładają dodatkowe daniny na słodzone napoje, ale już nie widzą niczego złego w produktach z ogromną zawartością soli. A niedawne zmiany w podatku VAT doprowadziły do jego obniżenia na słodycze czy słone przekąski.
Zakaz sprzedaży alkoholu nieletnim idzie w parze z ogromną liczbą sklepów oferujących piwo, wino czy wódkę, otwartych często całą dobę, również w niedziele, dzięki rozlicznym wyjątkom od zakazu handlu przeforsowanego przez PiS. A piwne promocje (np. 12 butelek plus kolejnych 12 gratis) stały się wręcz znakiem rozpoznawczym sieci dyskontowych. Do tego dochodzi praktycznie powszechnie łamany zakaz konsumpcji alkoholu w przestrzeni publicznej.
W tych warunkach pojawiają się kolejne ograniczenia dotyczące kontrowersyjnych produktów. Mają chyba przekonać rodziców, że rząd dba o zdrowie ich dzieci. Ten sam rząd, który nie potrafi np. ratować psychiatrii dziecięcej przed zapaścią. Kto się nabierze na ten wyborczy manewr?