Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Łukaszenka zamyka Białoruś. To zemsta na Polsce i Litwie, a dla branży transportowej dramat

Kolejki tirów na przejściu granicznym z Ukrainą w Dorohusku.31 października 2025 r. Kolejki tirów na przejściu granicznym z Ukrainą w Dorohusku.31 października 2025 r. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Zamknięcie przejść drogowych Białorusi z Polską i Litwą to bolesne uderzenie w branżę transportową, ale także kolejny problem dla Chin, którym na ich Nowym Jedwabnym Szlaku wyrastają kolejne bariery.

Aleksandr Łukaszenka postanowił zemścić się za czasowe zamknięcie przejść drogowych Białorusi z Polską i Litwą. Białoruski rząd wydał więc rozporządzenie, zgodnie z którym od 1 listopada 2025 r. ciężarówki zarejestrowane w krajach Unii Europejskiej, w tym w Polsce i na Litwie, nie mogą wjeżdżać na terytorium Białorusi. Wyjątkiem są przewozy poczty, leków, zwierząt, materiałów medycznych i humanitarnych. Zakaz ma obowiązywać do końca 2027 r. To bolesne uderzenie w polską i litewską branżę transportową, ale także kolejny problem dla Chin, którym na ich Nowym Jedwabnym Szlaku wyrastają kolejne bariery. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Szef MSWiA Marcin Kierwiński zapewnił w TVN24, że przejścia już w ubiegłym tygodniu zostałyby otwarte, gdyby Białorusini nie prowokowali Litwinów. W ramach solidarności odwlekliśmy to otwarcie. Wcześniej Polska i Litwa uzgodniły, że otwarcie nastąpi w połowie listopada.

Dramat dla branży transportowej

Takie zamykanie i otwieranie granicy to dla branży transportowej prawdziwy dramat, bo Polska w dziedzinie transportu drogowego jest europejskim liderem (mamy ponad 1,2 mln pojazdów). Także litewscy przewoźnicy oceniają, że białoruska blokada może skasować ich branżę. Niezależnie, czy rozporządzenie białoruskie było tylko strategią negocjacyjną i w odpowiedzi na zapowiedziane przez Kierwińskiego odblokowanie przejść Łukaszenka przywróci prawo do tranzytu dla polskich i litewskich przewoźników, sytuacja naszej branży transportowej wyspecjalizowanej w kierunku wschodnim nie wygląda najlepiej. Drogowe przejście graniczne w Kuźnicy pozostaje zamknięte już czwarty rok, Bobrowniki stoją już trzeci rok, Połowce jeszcze dłużej. Litwini, jeszcze zanim zamknęli ruch z Białorusią, znacznie ograniczyli ruch przez przejście w Miednikach.

Tiry na tory? Albo na statki

Można byłoby zawołać „tiry na tory”, gdyby nie fakt, że również kolej ma na polsko-białoruskiej granicy pod górkę. Ostatnio Małaszewicze, największa kolejowa stacja przeładunkowa w Polsce, obsługująca 90 proc. transportu Europa – Azja, była zamknięta w odpowiedzi na rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe „Zapad”. Szczęśliwie już jest otwarta, ale wymagało to aż wizyty w Polsce chińskiego ministra spraw zagranicznych Wanga Yi i jego interwencji.

Czytaj także: Putin przyjmuje dyspozycje od Pekinu. W co Chiny grają z Rosją?

Chińczycy już się chyba zorientowali, że trasa lądowa przez Kazachstan, Rosję, Białoruś jest szlakiem podwyższonego ryzyka. Więc testują teraz kolejny północny szlak morski, zwany Ekspresem Arktycznym. Jego zaletą jest krótszy czas transportu – z Chin do Rotterdamu kontenerowiec płynie 18 dni, podczas gdy szlak kolejowy wymaga ponad 25 dni. Okrężne szlaki morskie są jeszcze dłuższe – przez Kanał Sueski (ponad 40 dni) i wokół Afryki (ponad 50).

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dwa światy na wojnie z Rosją. „Po ciała dawno nikt już nie przyjeżdża”. Paweł Reszka pisze z linii frontu

Na tej wojnie nie ma klasycznej linii frontu, zmasowane szturmy są coraz rzadsze. Za to rozszerza się strefa zagrożenia, nawet setki kilometrów w głąb Rosji. Trwają regularne polowania na operatorów dronów. Rosyjskie zwiadowcze bezpilotowce latają nad piwnicą, w której siedzi Teo. Nic w tym dziwnego.

Paweł Reszka z Kramatorska
24.10.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną