Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Szarża Wielanka na orbitę

Polskie nazwy ulic. Dziwaczne?

Sprawca całego zamieszania Stanisław Wielanek, sam przysięgły patriota Sielc, piewca folkloru i tradycji Czerniakowa. Sprawca całego zamieszania Stanisław Wielanek, sam przysięgły patriota Sielc, piewca folkloru i tradycji Czerniakowa. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Lepiej mieszkać przy Gagarina, Wieniawy-Długoszowskiego czy Biedy? Jeździć mostem Skłodowskiej czy Północnym? Nazwy zawsze będą przedmiotem sporu.
Wieść, że warszawska ulica Gagarina miałaby się przemienić na Wieniawy - Długoszowskiego, poruszyła czerniakowskie Sielce.PAP Wieść, że warszawska ulica Gagarina miałaby się przemienić na Wieniawy - Długoszowskiego, poruszyła czerniakowskie Sielce.
Ulica dla Wieniawy musowo powinna się znaleźć.Muzeum Niepodległości/EAST NEWS Ulica dla Wieniawy musowo powinna się znaleźć.

Wieść, że warszawska ulica Gagarina miałaby się przemienić na Wieniawy-Długoszowskiego, poruszyła czerniakowskie Sielce. Nie to, żeby mieli tu coś przeciwko Pierwszemu Szwoleżerowi Drugiej Rzeczpospolitej, ale oto kolejny raz ktoś im, nie pytając o zdanie, usiłuje urządzać ich ukochaną dzielnicę. Jakiś czas temu podjęli starania, by patronem niewielkiego skweru pomiędzy Stępińską a Sielecką został Stanisław Grzesiuk, i tak uhonorować charakternego człowieka z Czerniakowa. A tymczasem ktoś wykombinował skwer Chorwacki. Opinia ulicy: kulą w płot. Mizerny skwerek przeznaczać na deklarowaną nie w ich imieniu przyjaźń internacjonalną? Naród bez wątpienia sympatyczny, nie ma dwóch zdań, ale stąd jest Grzesiuk, tu rej wodził, a potem tyle lat chodziło się do pobliskiej Sielanki nie tylko po to, żeby się napić, ale i posłuchać jego czerniakowskich szlagierów. W telewizorze można usłyszeć, że to mały kraj na wielkie wakacje, w porządku, ale żeby odtąd wszystkie dzieciaki z okolicy mogły tam spędzać te wakacje, to jeszcze, ale to tramwaj w oku i tyle.

Orbita ferajny

A co do Gagarina, to na Sielcach już do niego przywykli, nie wadzi; w końcu nie byle kto, pierwszy człowiek w kosmosie i to akurat u nich. No i co byłoby np. z taką inicjatywą promocyjną dzielnicy jak „Spacer z Gagarinem po orbicie sieleckiej”? Kłusem z Wieniawą? No więc czemu znowu ktoś się upiera na Sielce? Trzeba, to niech Sienkiewicza zamienią na Wieniawę, bo autor „Quo vadis” w tamtej Adrii raczej nie bywał... A jeśli już ma być Wieniawa na Czerniakowie, to niech sobie wybiorą Bluszczańską, Żołędzią albo Szczypiorkową, ale Gagarina zostawić w spokoju. Pewnie, jak to bywa, pomysł kogoś spoza Warszawy.

Sprawca całego zamieszania Stanisław Wielanek, sam przecież przysięgły patriota Sielc, piewca folkloru i tradycji Czerniakowa, nie może być zachwycony taką oceną swojego pomysłu... A wszystko przez to, że poszedł kiedyś „w górne miasto”, krzywi się kumpel z dawnej sieleckiej ferajny. Kiedyś pozazdrościli sławy orkiestrze z Chmielnej, tyle że tamci byli dla nich tacy raczej kombatanccy, więc skrzyknęli się i tak powstała Kapela Czerniakowska. Wkrótce stali się specjalistami w szperaniu po antykwariatach, archiwach bibliotecznych i radiowych, przywracaniu zapomnianych szlagierów warszawskiej hewry. Posypały się Złote Płyty. 15 lat później Wielanek odszedł z kapeli. Postanowił być samodzielnym gwiazdorem, drwi ów kumpel. A jeśli teraz chce się wykazać, zająć miejsce wśród legend Czerniakowa, postawić sobie pomnik, to niech się weźmie za Sielankę, niech znowu będzie można postać na rogu; niech zafunduje figurę pochylonej nad knajpianą serwetką Agnieszki Osieckiej; albo jeszcze przywróci 16, 33 i 33bis, żeby na Czerniakowskiej róg Gagarina znów miało co skrzypieć o świcie na szynach. O, to by było coś!

Siodło za rakietę

Wielanek już dawno temu zorientował się, że charakter mieli nie tylko chłopcy z Czerniakowa, ale i ci z „górnego miasta”, zwłaszcza umundurowani, wśród których rej wodził właśnie generał Wieniawa-Długoszowski. Zwłaszcza imponowało, kiedy po bankietach w Adrii czy Ziemiańskiej mieli fantazję nad ranem zapuszczać się w mniej eleganckie dzielnice i knajpy: do Grubego Joska na Gnojną, gdzieś między Leszno a Żabią (otwierano dopiero o drugiej w nocy), na słynną w całej Warszawie gęś; na flaki do Wróbla na Starym Mieście; do szemranych knajp na Pragę, gdzie generał rozpowiadał „niemożebnie zaoliwionym lumpom” anegdotki o Marszałku, a bywało, rozdawał pieniądze, by kupili sobie solidne obuwie. Wreszcie na raki w śmietanie do Sielanki na Czerniaków, ale nie tej na rogu Gagarina, zupełnie gdzie indziej, wówczas przy Szosie Wilanowskiej, dziś Sobieskiego. Jedni mówią, że ślad po niej nie pozostał nawet w bibliografii varsavianów; inni utrzymują, że mieściła się w obecnej siedzibie KRRiT przy Sobieskiego 101.

To był niezły kozak, nie ustaje w podziwie Wielanek. Z Oleandrów wyruszył jako piechur, a już trzy dni później wykombinował w jakimś majątku konie i przyprowadził je słynnemu zagończykowi Belinie-Prażmowskiemu. I tak zaczęła się kariera ułana szwoleżera, kawalera Virtuti, który w 1920 r. lał Budionnego, a w maju 1926 r. stał na moście Poniatowskiego obok Piłsudskiego; ambasadora w Rzymie (mawiał: w kawalerii można robić głupstwa, ale świństw nigdy; w dyplomacji – odwrotnie), a przez parę wrześniowych dni 1939 r. był nominalnie prezydentem II RP. No to gdzie do takiego bohatera facetowi, co półtorej godziny w kosmosie pofruwał?

No i Wielanek poczuł, jak spływa na niego przeczucie misji. Ostatnio włączył do swojego repertuaru piosenkę, w której lansuje swoje fascynacje: „Warszawa lubiła bawić się z ułanami”, „ten nasz Wieniawa, legenda wielka” albo „sami widzicie, że wielkiej klasy był on oficerem”. I lubi odpowiadać krytykantom swej misji słowami ułańskiej śpiewki, tzw. żurawiejki, autorstwa Wieniawy właśnie: „kto tradycji nie szanuje, niech nas w dupę pocałuje...”. Więc ulica dla Wieniawy musowo powinna się znaleźć.

I piewca knajackiego Czerniakowa odgraża się: A jeśli ktoś tam miałby marudzić, że ambasada, że Putin czy kto tam jeszcze, to zbiorę taką ekipę, że nikt mi nie podskoczy. Bo w porządkowaniu nazw ulic Czerniakowa Wielanek jest już, można powiedzieć, wytrenowany. Urodził się przy ul. Tadeusza Hołówki, współpracownika Piłsudskiego, ale po wojnie zamieniono go na jakiegoś Karpia (z jakiej paki?), a potem Wczasową (też z czapy). No to skrzyknął swego czasu odpowiednią ekipę i przy wsparciu Bohdana Tomaszewskiego i Jerzego Ficowskiego przywrócili Hołówce należne miejsce.

Teraz Wielanek rozważa wariant awaryjno-kompromisowy: zostawić Gagarina w spokoju, a Wieniawie oddać część wijącej się w kółko Podchorążych, tę biegnącą wzdłuż Łazienek w kierunku do Gagarina. W końcu Wieniawa pytał Marszałka, czy mógłby zamieszkać w Łazienkach, bo miałby blisko do pracy, no i zawsze lubił odrobinę pozować na księcia Poniatowskiego, a jak wiadomo, Pepi miał w Łazienkach swój odludny pawilon i bardzo to sobie chwalił...

U zbiegu Wniosków i Uchwały

Anna Nehrebecka przewodniczy Komisji Nazewnictwa i Promocji Miasta od niedawna, a już miała do czynienia z trzystoma wnioskami o nadanie bądź zmianę nazwy. W Banku Nazw czekają takie pomysły, jak Bieda, Duszna, Zjawienie, Zazdrość, Targowica; albo Ciurlionisa Mikolajusa Konstantinasa. Powtarza jak mantrę: tylko spokój – wnioskować każdy może. Archiwum wniosków jest przepastne, intencje przebogate, ale kiedy chodzi jedno w nich wspólne: że taki zasłużony, że koniecznie i że to skandal, że do tej pory nie ma.

Zapisane w uchwale rady miasta reguły są jasne: zmiany tylko w wyjątkowych wypadkach; nie eksploatować nadmiernie historii, patriotyzmu, martyrologii; utrzymywać nazwy szanowane i utrwalone w tradycji miasta (Stołeczna..., Babka...); teraz kolejny atak na tradycję – rondo Żaba. Jest reguła, żeby pamiętać, że najbardziej utrwalają się nazwy przejściowe i zrodzone spontanicznie, trudno potem je zmieniać. Tak było z mostem Północnym, ale to jeszcze nic, bo weźmy Rynek Starego Miasta – nazwa właściwie nielegalna, niepotwierdzona żadnym aktem prawnym. Albo Barburka, właśnie przez takie „u”. Skąd to się wzięło, co to znaczy? Czeka wniosek o likwidację nazwy 17 stycznia, solidnie utrwalonej w pejzażu miasta. Na 10 kwietnia? Wieniawa, owszem, od 20 lat jest w Banku Nazw. Ale dotąd nie ma też ulic Ignacego Mościckiego, Aleksandra „Wilka” Krzyżanowskiego, generała Tadeusza Rozwadowskiego. No i jeszcze uchwała mówi, że nazwa nie może być dłuższa niż 40 znaków. No to gdyby policzyć: Generał Bolesław Ignacy Florian Wieniawa-Długoszowski. Ze spacjami – 53 znaki!

Olga Johan od lat jest członkiem Zespołu Nazewnictwa Miejskiego, który projektuje nowe nazwy ulic oraz wstępnie opiniuje wszystkie wnioski. Wiele już widziała. Kiedy jednej z ulic na obrzeżach lotniska na Bemowie nadawano nazwę Żołnierzy Wyklętych, zdumienie i duży niesmak wzbudził w niej protest mieszkańców jednego z tamtejszych domów: „bo nasi ojcowie ich likwidowali”. Ma przed sobą od roku nieuwzględniony wniosek IPN, który, powołując się na odpowiednie artykuły konstytucji i Kodeksu karnego, domaga się, by w ramach dekomunizacji wykreślić z listy patronów ulic 16 nazwisk ewidentnych renegatów enkawudzistów i zastąpić od lat czekającymi w Banku Nazw nazwiskami ludzi zasłużonych dla Warszawy. Zarząd pewnej spółdzielni mieszkaniowej, ulokowanej przy jednej z nich, ostro protestował, argumentując, że po pierwsze już przywykli, a poza tym mieszkał tu wiele lat prezydent Komorowski i jakoś mu to nie przeszkadzało.

Mosty z lampasami

Natomiast prezydent podobno miał życzenie, twierdzą niektórzy radni Warszawy, co można wyczytać w Internecie, by uhonorować Skłodowską mostem, a co wywołało niemałe wzburzenie. Ma już przecież i ulicę, i park, i pomnik, dziwią się jedni; uchwała mówi przecież o szanowaniu utrwalonych już w społeczności nazwach, dodają drudzy.

Uhonorowania noblistki chciała mniejszość, bo i z opinii Zespołu Nazewnictwa, i 90 proc. spośród 7 tys. ankietowanych warszawiaków wynikało, że wszyscy wolą most Północny. A jednak uchwała, ponoć przygotowana i przedstawiona radzie w 10 minut, przeszła. Arytmetyka głosów radnych różnych ugrupowań politycznych wzięła górę nad logiką, komentują trzeci i dodają: ktoś tu nóżką tupnął, że prezydenckie życzenie ma być wytyczną.

Przepychanka wokół mostu i noblistki ma jeszcze jeden efekt. Stanisław Wielanek utwierdził się w przekonaniu, że jego dawny pomysł wcale nie był taki głupi. Zauroczony, jak wiemy, generalskimi lampasami, wpadł na pomysł, by wzorem Poniatoszczaka i Grota, wszystkie stołeczne mosty nosiły imiona wybitnych generałów. A tak mamy nicniemówiące, jego zdaniem, nazwy Siekierkowski, Świętokrzyski, Śląsko-Dąbrowski. A teraz kłopot z tą Skłodowską. Nazwa rzeczywiście może się okazać dość niezręczna, bo jak tłumaczyć przyjezdnemu, którędy najłatwiej dojechać nad Zegrze, na ten przykład? Przelecisz pan Skłodowską?

A według jego idei mógłby to być, powiedzmy, most generała Sosabowskiego. Pomysł uzasadniony, bo może się okazać, że następny most może być już poza granicami miasta, czyli i tym razem za daleko.

Polityka 09.2012 (2848) z dnia 29.02.2012; Coś z życia; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Szarża Wielanka na orbitę"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną