Od miesięcy amerykańscy specjaliści od trendów internetowych przyznają, że takiego szaleństwa wśród kobiet nie widzieli już dawno. Przeciętne Amerykanki - żadne tam przedstawicielki technoelit czy geek-girls - zupełnie straciły głowę dla strony, która pozwala im... kolekcjonować ładne zdjęcia. Serwis Pinterest wywołuje zainteresowanie, jakiego branża nie odnotowała od wybuchu popularności Facebooka, a znawcy tematu zachodzą w głowę, co takiego w nim jest.
Internetowe zbieractwo
Idea Pinterest jest niezwykle prosta - jego twórca Ben Silbermann wywiadzie dla amerykańskiej telewizji kablowej wyjaśnia: Jako dziecko uwielbiałem kolekcje. Zbierałem wszystko - od owadów, przez znaczki po książki. Uważam, że to, co kolekcjonujesz, bez względu na to, czy są to meble, czy muzyka na Twoim iPodzie - mówi dużo o tym, kim jesteś. Pinterest zachęca swoich użytkowników do „porządkowania i dzielenia się wszystkimi ładnymi rzeczami, które znajdują w sieci”. Wystarczy taki obrazek skopiować do swego profilu na serwisie (albo oznaczyć specjalną „pinezką” – stąd ang. słówko „pin” w nazwie). W przypadku większości są to przede wszystkim wyszukane w internecie zdjęcia apetycznego jedzenia (tzw. food porn), oryginalnej odzieży czy designerskich wnętrz domów. Dzięki możliwości kategoryzacji zdjęć łatwo wyszukać inne osoby, które podzielają te same pasje i zacząć obserwować ich wirtualne znaleziska.
W ciągu ostatnich miesięcy Pinterest zdobył miano najszybciej rosnącej niezależnej strony internetowej. W kwietniu 2012 serwis odnotowywał dziennie aż 4 mln odwiedzin (dla porównania - w styczniu były to dwa miliony), przy czym średnio każda z takich wizyt trwała ponad 14 minut. Błyskawicznie pojawiły się również jego klony: Pinspire, Pinblr i polska Zszywka oraz serwisy wiernie naśladującego jego wygląd: muzyczny Loudlee czy life-style’owy Easy Living.
- Niesamowite jest dla mnie to, jak Pinterest się zaczyna - zupełna analogia do Facebooka kilka lat temu. Konto na Pintereście mam od kilku miesięcy i przez jakiś czas leżało odłogiem, aż tu nagle, z dnia na dzień zacząłem dostawać informację za informacją, że ktoś mnie dodał do obserwowanych. Na początku pokazywały mi się głównie infografiki związane z internetem. Teraz jest coraz więcej inspiracji i rzeczy, o których można po prostu powiedzieć „fajne". Sam zacząłem dorzucać książki, które polecam ludziom, wideo, które uważam za wartościowe i przeglądać zdjęcia wystroju wnętrz - opowiada o fenomenie serwisu Marcin Jaśkiewicz, współzałożyciel internetowej telewizji Webshake.tv.
Ładny serwis dla laików
Tym, co sprawia, że wokół serwisu rośnie wrzawa, są również dane demograficzne jego użytkowników: zdecydowaną większość stanowią kobiety. W zależności od źródła mówi się od 80 do nawet 97 proc. wszystkich użytkowników. Co więcej - nie są to znudzone szkołą nastolatki: ok 1/3 spośród użytkowniczek Pinterest stanowią kobiety w wieku 25-34 lat. Druga co do liczebności grupa użytkowniczek serwisu jest między 35 a 44 rokiem życia. Młodsze kobiety na Pinterest skupiają się przede wszystkim na nowościach ze świata mody, a także na trendach ślubno-weselnych. Ich starsze koleżanki chętniej koncentrują się natomiast na tematyce wystroju wnętrz oraz poradach rodzicielskich.
- Często rozmawiam ze swoją żoną o technologiach. Zazwyczaj po prostu uśmiecha się i kiwa głową, bez przesadnie dużego zainteresowania tymi kwestiami. Bez wątpienia jest late-adopterem (późno podchwytuje trendy internetowe - MK). Prawda jest jednak taka, że o Pinterest dowiedziałem się od niej - jej przyjaciółki nie przestawały o nim gadać - pisze Justin Lowery, amerykański konsultant i analityk nowych mediów. Wtóruje mu Jaśkiewicz: Pinterest może dać czadu na rynku social media - ze względu na to, że w przeciwieństwie do np. Google+ nie ujął na początku tylko geeków.
Znawcy podkreślają, że obsługa serwisu jest intuicyjna, a jego minimalistyczna grafika jest po prostu przyjemna dla oczu i zachęca do częstszego powracania na stronę.
Sieciowe kolekcjonerstwo
Zgodnie z zasadami budowania każdej kolekcji, także cyfrowe zbiory domagają się uwagi ze strony swoich twórców, poświęcania im czasu, stałego rozbudowywania i dzielenia się nimi z innymi. Prezentacja samej kolekcji jest natomiast nieuchronnie związana z autoprezentacją jej twórcy, przedstawieniem jego świata wartości, źródła emocji i przyjemności. Moja żona, teściowa, kuzynki, przyjaciółki, ciotki i większość z kobiet, z którymi studiowałem, są zakochane w Pinterest. Naprawdę, to ich wirtualna obsesja. Spotykają się ze sobą i rozmawiają o tym, co ciekawego ostatnio znalazły - zdradza Lowery.
W czasach kryzysu gospodarczego zaskakiwać może aż tak duża popularność serwisu niemal wyłącznie nastawionego na szeroko rozumianą konsumpcję. Jego krytycy stanowczo stwierdzają: Pinterest jest dla znudzonych, materialistycznych gospodyń domowych. Inni punktują jeszcze dobitniej: zasada stojąca za tym serwisem to: „myśl mniej, konsumuj więcej”.
Czy użytkowniczki Pinterest to przeciętne Amerykanki, gotowe do konsumpcji i kreowania poprzez nią swojego sieciowego wizerunku? O takim zachowaniu często pisze Zygmunt Bauman, twierdzący, że mieszkańcy Zachodu z kolekcjonerstwa uczynili podstawę budowania swojej tożsamości. Ta - według Baumana - jest obecnie niestabilna, płynna, a zatem wymaga stałego potwierdzania poprzez określone zachowania i kontakty z innymi ludźmi. Kolekcjonerstwo, otaczanie wybranych przedmiotów szczególną troską i darzenie ich namiętnością, jest również jedną z takich strategii.
Kulturoznawczyni Renata Tańczuk, autorka bogatej monografii poświęconej zjawisku kolekcjonerstwa, zauważa, że dzisiejsze zbieractwo nie ma w sobie nic nowego, a „kultura kolekcjonowania” charakteryzuje społeczeństwa europejskie od co najmniej XV wieku. Jej zdaniem zjawisko gromadzenia przedmiotów ma charakter uniwersalny, służący budowaniu statusu społecznego, ale również wzmacnianiu poczucia bezpieczeństwa, stabilności, potwierdzaniu wspólnych zwyczajów i stylów życia.
O kolekcjonerstwie można już mówić w przypadku biblijnego Noe, również wiele z dzisiejszych muzeów i galerii sztuki wzięły swój początek właśnie w prywatnych zbiorach osób opętanych tą manią. Na określenie tego zjawiska Susan Sontag używała niezwykle trafnego sformułowania „donżuanizm przedmiotów”.
Kto na tym zarabia?
Za każdą kolekcją stoją pieniądze - w przypadku Pinterest są to jednak przede wszystkim pieniądze, które zarabiają jego właściciele. Nad biznesową stroną tego przedsięwzięcia zastanawiają się analitycy rynku internetowego. Zauważają oni, że wiele serwisów opartych na podobnej zasadzie nie wymyśliło sposobu na utrzymanie się, a niektóre z nich istnieją na już rynku znacznie dłużej. Jednocześnie wskazują na wiele potencjalnych źródeł przychodów. Są wśród nich m.in. sprzedawanie graficznych reklam sklepom internetowym, udostępnianie całych tablic firmom czy możliwość emisji sponsorowanych list prezentów. – Pinterest miałby możliwość zamienienia na dochody zainteresowania serwisem, m.in. przez współpracę z markami przy prezentacji produktów, przekierowaniu na strony marek czy nawet sprzedaży obiektów ze zdjęć. Myślę, że z czasem dyskretnie zacznie to robić, jednak prowadząc serwis społecznościowy najpierw musimy zbudować bazę użytkowników, a dopiero później zarabiać na ich aktywności - mówi Arek Hajduk, współtwórca poznańskiego akceleratora biznesowego Huge Thing.
Sami właściciele Pinterest przyznają, że rozważają różne metody zarabiania, nie zdecydowali się jeszcze obecnie na żadne konkretne działania w tym kierunku. Na początku tego roku na stronie można było znaleźć wyjaśnienie, w jaki sposób jak Pinterest zarabia pieniądze: Obecnie koncentrujemy się na wzroście Pinterest i dbaniu o to, aby serwis był bardziej wartościowy, piszą jego założyciele. W tym celu pozyskaliśmy zewnętrzne inwestowanie. Możemy również spróbować wprowadzić reklamy, jednak jeszcze tego nie zrobiliśmy. Zarabianie pieniędzy nie jest obecnie naszym najważniejszym priorytetem.
A jeśli cyfrowe zbiory użytkowników Pinterest potraktować jako ich kolekcje, to pozostaje jeszcze jeden sposób monetyzacji: płatności, dokonywane przez użytkowników, za możliwość umieszczenia konkretnej grafiki w swoich zbiorach. Wszak nie od dziś kolekcjonerzy skłonni są płacić nieprawdopodobnie wysokie kwoty za obiekty swojej obsesji. W swej książce Renata Tańczuk wspomina nawet, że kolekcjonowanie jest stanem zbliżonym do zakochania, czyniąc ludzi bardziej emocjonalnymi i skłonnymi do podejmowania nieracjonalnych zachowań.