O tym w rozmowie z Ewą Wilk opowiada historyczka i antropolożka dr Monika Milewska, autorka książki „Bogowie u władzy”.
Ewa Wilk: Większość pani bohaterów – jak sama pani mówi – to straszne postaci. Psychopaci, socjopaci, zaburzone osobowości, pogrążone w paranoi i obłędzie władczym? Chorzy psychicznie?
Dr Monika Milewska: Na pewno nie chorzy psychicznie, ponieważ wszyscy byli zdolni do rządzenia, do wydawania spójnych rozkazów. Można polemizować, czy Hitler dobrze prowadził wojnę, ale jego spójny obraz świata do czegoś konsekwentnie prowadził. Na pewno w większości byli socjopatami. Ich życie seksualne, kontakty z innymi ludźmi nosiły znamiona różnych patii. Zawsze trzeba pytać o odpowiedzialność tych postaci za czyny. Nawet Kaligula, który powszechnie uważany jest za szaleńca, prawdopodobnie nie doszedł jeszcze do tego etapu, który zwalnia z odpowiedzialności. Myślał logicznie. Jakkolwiek okrutna była ta logika.
A utożsamienie się z bogiem? Czy to była megalomania, czyli feler osobowości? Urojenie, czyli zaburzenie świadomości? Czy też cyniczny zabieg propagandowy?
Zależy od systemu. Jeżeli ktoś taki, jak Aleksander Wielki, uważał, że jest synem Zeusa, to jeszcze się mieścił w standardach epoki. Co prawda sceptyczni Grecy trochę się z tego podśmiewali, ale część ludu macedońskiego była w stanie uznać za prawdę bajki o Zeusie pod postacią węża w łóżku matki, które opowiadała Aleksandrowi sama Olimpias. Granice między mitologią a światem, który uznalibyśmy za realny, były wtedy płynne.
Cała rozmowa z dr Moniką Milewską, jedną z pierwszych stypendystek programu stypendialnego POLITYKI dla wybitnych młodych naukowców, w specjalnym podwójnym numerze POLITYKI na święta i Nowy Rok – numer dostępny jest w kioskach, w wydaniu na iPadzie oraz w Polityce Cyfrowej.