Moro i Kinga nie mogli mieć własnego dziecka, więc rozglądali się za jakimś do kupienia. To było półtora roku temu, kiedy Moro miał 23 lata, a Kinga 24. Półtora roku temu Moro był kimś lepszym niż teraz – miał trochę pieniędzy i niemiecki samochód do zaoferowania w zamian za dziecko o imieniu Dorian.
Winą Mora i Kingi było to, że nie znali oficjalnego prawa, znali tylko prawo cygańskie. Kiedy zaczęli to tłumaczyć, strasznie się poplątali i od słowa do słowa wyszło tak, że teraz oboje siedzą w więzieniach, a Dorian dostał na imię Bogdan i wyjechał.
(…)
W rubryce zawód Moro wpisywał: wszystko, co wpadnie w ręce. Moro miał za sobą gimnazjum. Kinga nie umiała pisać, w rubryce zajmowane stanowisko służbowe lub rodzaj wykonywanych czynności wpisywano jej: nie dotyczy. W Bydgoszczy urząd pracy proponował Kindze zawody pakowacz i pracownik utrzymania czystości, ale nie zgłaszała się we wskazane miejsca. Mama Mora jako swoją dziedzinę podawała handel obwoźny, podczas gdy przede wszystkim wróżyła z rąk. Ale żyli zgodnie, do szczęścia brakowało im jedynie dziecka…
Cały reportaż Marcina Kołodziejczyka w bieżącym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, na iPadzie i w Polityce Cyfrowej.