Stacja: przyszłość
Czy na starość szklankę wody poda nam robot? Na srebrne gadżety nie możemy długo czekać
Artykuł w wersji audio
MARTA LAU: – Czy na starość szklankę wody poda nam robot?
AGNIESZKA CYSEWSKA: – Poda. I może zrobi to delikatnie, o odpowiedniej porze, bez zniecierpliwienia i mruknięcia: „Znowu rozlałaś”. I może to wcale nie będzie najgorsze. Bo czasem robot wykona to zadanie z większym szacunkiem niż zmęczony lub źle opłacany człowiek, który robi to po raz setny tego dnia. Ale obie wiemy, że w tym przysłowiowym podaniu szklanki wody nie chodzi przecież tylko o wodę. Chodzi o relację i bliskość, a tego nikt poza drugim człowiekiem nam nie zapewni. Natomiast jeśli pozwolimy, by technologia wykonywała za nas nudne, rutynowe czynności, wtedy będziemy mieć więcej czasu na prawdziwy kontakt. Ludzie nie są stworzeni do wypełniania formularzy, tego może nauczyć się maszyna. I to już się dzieje – poprzez aplikacje przypominające o lekach, asystentkę głosową, okulary VR poprawiające refleks, pudełko brzęczące, aż ktoś weźmie tabletkę… To nie są gadżety, to realna pomoc, także dla opiekuna.
Właśnie tak wyobraża sobie pani swój czas na emeryturze?
Nie wiem, czy dokładnie tak. Życie lubi nas zaskakiwać, nie zawsze miło. Ale wiem, że chcę być na ten czas przygotowana. Dlatego uczę się dzisiaj tego, co kiedyś może mi uratować samodzielność. Na pewno nie chcę emerytury, która jest pasmem czekania. Czy to na leki, czy na rehabilitację, czy na odwiedziny najbliższych. Chcę, żeby to był czas życia, może tylko trochę wolniejszego, może cichszego, ale wciąż mojego. I żeby moje dzieci nie były umęczone opieką nade mną, tylko czuły wdzięczność za moje życie. Przez 30 lat pracy w pomocy społecznej byłam na wielu pogrzebach moich podopiecznych i widziałam rodziny kłócące się nad trumną, widziałam rodzeństwa, które po latach opieki nad rodzicem już nie chciały się do siebie odzywać. Bo jeden „zawsze był nieobecny”, a drugi „miał wszystko na głowie”. Widziałam pogrzeby, po których nie było stypy, bo wszyscy byli tak poróżnieni. Zawsze wtedy myślałam: „Czy ta mama, ten tata, naprawdę chcieliby, żeby to był finał ich życia?” Ja wiem, że takiego nie chcę. I tak, jeśli technologia ma mi w tym pomóc, to ja chcę ją znać, rozumieć i umieć z niej korzystać.
I dlatego, kierując wówczas domem opieki społecznej, sięgnęła pani po fokę Paro – robota terapeutycznego?
Przede wszystkim wypróbowałam ją na sobie. Poczułam, jak działa, że to nie jest zabawa, ale realne działanie dające efekty, a do tego radość obcowania z tą technologią. Bo Paro skupia się na jednej osobie, stara się z nią nawiązać kontakt, uspokoić, rozbawić czy poprawić jej skupienie. I pomyślałam: jeśli ja to czuję, to co dopiero osoba starsza, samotna, z demencją, z którą nie potrafimy już nawiązać kontaktu naszymi codziennymi metodami. Dziś już są powszechnie znane efekty lecznicze foki Paro, potwierdzone szerokimi badaniami, ma ją już wiele DPS-ów, ale 13 lat temu w Polsce to było novum.
Wyobrażam sobie, jak przychodzi pani do swoich przełożonych i mówi: „Musimy kupić do naszej placówki pomocy społecznej takiego robota – fokę Paro”…
Już spotkanie z księgową było zimnym prysznicem. Powiedziałam, że potrzebuję 30 tys. zł na fokę Paro, a ona odpowiedziała: „Pani Agnieszko, pani chyba żartuje. Ja nie będę amortyzować żadnej foki!”. I wtedy zrozumiałam, że system jeszcze nie jest gotowy. Ale ja byłam i po prostu poszukałam prywatnego sponsora. Miałam w tym wszystkim też szczęście, że organ prowadzący DPS był naprawdę hojny. Dysponowaliśmy już sprzętami dużo droższymi, które służyły mieszkańcom, i nigdy nie słyszałam odmowy. Czasem może trzeba było dłużej poczekać na fundusze, ale one zazwyczaj się znajdowały. Na szczęście jest coraz więcej firm i prywatnych osób, często mających własne doświadczenia opiekuńcze, które rozumieją, że technologia może seniorom pomóc żyć lepiej i dłużej w niezależności. I to właśnie z ich wsparciem udało się wprowadzić Paro do naszej placówki. Bez ich otwartości i dobrej woli byłoby to możliwe, ale na pewno nie tak szybko. A nasi podopieczni nie mają przecież czasu czekać.
13 lat to już inna epoka w świecie technologii. Czy nie ma pani wrażenia, że nasz system pomocy społecznej nadal szuka rozwiązania, jak amortyzować fokę.
Nie jest z nami tak źle. Wiele rozwiązań naprawdę działa – i to nie tylko w teorii, ale i w praktyce, w domach pomocy, wśród opiekunów. Foka Paro to już nie eksperyment, tylko codzienność w wielu DPS-ach. Są opaski życia, systemy alarmowe, aplikacje przypominające o lekach, nawet roboty humanoidalne, jak Pepper czy asystent społeczny ElliQ. W wielu przypadkach technologia nie wymaga już reklamy i jest stosowana, bo sprawdza się w praktyce. Może jeszcze nie wszędzie, ale na pewno nie jest już marginalna.
Inną sprawą jest to, że na poziomie odbioru społecznego czy medialnego placówki pomocy społecznej to wciąż ubogie, smutne miejsca, od których lepiej trzymać się z daleka. A prawda jest taka, że mamy w naszej pomocy społecznej naprawdę świetnych ludzi: pracowników, terapeutów, opiekunów, którzy codziennie wykonują ogromną, cichą pracę, często przy minimalnych zasobach, dusząc się pod ciężarem niepotrzebnych formalności. Na przykład przekonując instytucje, że już nie tylko samochód jest potrzebny albo większy telefon lub tablet, lecz także właśnie robotyka i sztuczna inteligencja.
Powiem to z pełnym przekonaniem: największym zasobem polskiego systemu pomocy społecznej są ludzie. I właśnie dlatego technologia powinna być dla nich, a nie przeciwko nim. Nie po to, żeby ich zastąpić, tylko żeby ich odciążyć. Żeby mieli czas na dłuższą rozmowę albo żeby, zanim dojdzie do załamania zdrowia czy innego kryzysu, system AI zauważył, że coś się zmienia w rytmie życia podopiecznego.
Co musimy zrobić dziś, żeby młodzi, którzy żyją ze smartfonem w ręku, mogli opiekować się nami mądrze i z pomocą technologii?
Zacznijmy od podstaw, najlepiej od tych prawnych. Technologia to nie jest kolorowy robot, który ma nas zachwycić. Ona musi być bezpieczna, przejrzysta i etyczna. Musi być jasne prawo w tym zakresie, które powie, co można, czego nie wolno, kto i za co odpowiada. To jest szczególnie ważne w sektorach wrażliwych, takich jak zdrowie i opieka społeczna. Nie może być tak – co, jak wiemy, zdarza się często – że technologia wykorzystuje pozyskane dane do zaoferowania nam nowej usługi czy produktu. Jeśli mój smartwatch podpowiada mi podprogowo, abym pomyślała o nowych butach do biegania, to ja jestem na tyle świadoma tego wpływu, że to ignoruję. Ale starsza osoba nie zawsze umie oddzielić informacje od sugestii i może sprowadzić na siebie niepotrzebny stres, a nawet kłopoty. Dlatego prawo powinno ją chronić, by zamiast namolnej reklamy był np. komunikat o konieczności kolejnego spaceru lub ograniczeniu słodyczy. Następna rzecz do poprawy to kompetencje kadry.
Srebrne gadżety
„Projektowanie, które wspiera, ale nie stygmatyzuje” – to jedno z haseł przyświecających wystawie „Sztuka starzenia”, którą można było zobaczyć w ramach tegorocznego festiwalu Gdynia Design Days. Bo starzenie się społeczeństw to fakt, z którym próbują się mierzyć także twórcy nowoczesnych technologii, projektanci czy architekci. „Z wiekiem nie tracimy osobowości, a dojrzałość może być pełna godności, wolności i humoru. W starzejącym się społeczeństwie to nie nisza – to wspólna przyszłość” – podkreślali organizatorzy wystawy. Wśród eksponatów pojawił się m.in. symulator starości – specjalny kombinezon pozwalający na własnej skórze poczuć, jak wygląda starość, z jakimi obciążeniami i ograniczeniami ciała trzeba się mierzyć. Tego typu rozwiązania są wykorzystywane głównie w celach edukacyjnych przez DPS-y i Centra Seniora (m.in. w Szczecinie i Sosnowcu).
Na uwagę zasługują też specjalne sztućce integralne, zaprojektowane z myślą nie tylko o seniorach, ale również o osobach z niepełnosprawnościami. Rękojeść takiego sztućca jest kulista, co ułatwia utrzymanie łyżki czy widelca w dłoni. Sztućce integralne można znaleźć w sieci, koszt jednego noża, widelca czy łyżki to ok. 80 zł.
Ale nie samym jedzeniem człowiek żyje. Twórcy wystawy zaprezentowali również zabawki erotyczne dla osób starszych, zachęcające do „redefinicji atrakcyjności i łamania stereotypów” (zestaw Dotyk stworzony przez Dmytro Nikiforchuka), a także narzędzia sensoryczne Fidget Widget, redukujące stres i pomagające zachować spokój. Te ostatnie można kupić za ok. 300 zł.
Ale gadżetów dla seniorów jest więcej – i coraz łatwiej dostać je w Polsce, w specjalistycznych sklepach albo po prostu w sieci. Tak oto do wyboru oprócz specjalnych oldschoolowych telefonów (na „stare” komórki jest zresztą moda wśród młodszych – o czym pisaliśmy w tekście „Mądry, bo nudny”) czy opasek SOS kontrolujących parametry życiowe i wykrywających upadki (ok. 300–650 zł), mamy też specjalne układanki dla osób z demencją (ok. 50 –150 zł), maty sensoryczne (ok. 40 zł), a nawet meble – jak fotele geriatryczne, ułatwiające wstawanie (od ok. 2 tys. zł).
Na roboty dla seniorów dostępne w domu, na własny użytek, trzeba będzie jednak jeszcze trochę poczekać. Amerykańska firma Tombot zaprezentowała niedawno psa-robota – szczeniaka labradora o imieniu Jenny – pomagającego osobom z zaburzeniami poznawczymi, ten jednak do sprzedaży trafi najwcześniej za pół roku. Z kolei robot-towarzysz ElliQ, o którym swego czasu było głośno – wyglądający jak designerska lampka nocna połączona z tabletem – jest na razie dostępny jedynie dla amerykańskich seniorów (kosztuje ok. 250 dol. – plus subskrypcja usługi, czyli ok. 50–60 dol. miesięcznie). (MLV)
Których – niech zgadnę – po prostu brakuje? Zresztą o tym, czego brak w polskim systemie pomocy społecznej, mogłaby powstać osobna rozmowa.
Ale to jest właśnie szansa na uzupełnienie braków w wykształceniu. My potrzebujemy kadr, które będą umiały współpracować z technologią: z robotami, z systemami AI, z urządzeniami monitorującymi stan zdrowia. Kadr może i w mniejszej liczbie, ale za to z nowymi kompetencjami. Dlatego tak liczę na to młode pokolenie, bo ono pewnych rzeczy po prostu nie będzie robić – nie dlatego, że nie chce, tylko dlatego, że znajdzie swój sposób z wykorzystaniem do tego swojego smartfona. Będą chcieli pracować mądrze, z dostępem do narzędzi, które znają i rozumieją. Jestem głęboko przekonana, że ta praca stanie się bardziej efektywna.
Ważna jest jednak koordynacja systemów. Dziś każdy system działa osobno, wiele obszarów jest zdublowanych. Osobno działa pomoc społeczna, osobno ochrona zdrowia i osobno ZUS, finanse. Nikt nie widzi całości. A powinien widzieć zarówno na poziomie ministerialnym, jak i lokalnym. Musimy stworzyć system, w którym poszczególne role się uzupełniają, a nie dublują lub wykluczają. System, w którym pielęgniarka, opiekunka i pracownik socjalny wiedzą, co robią nawzajem, i potrafią zareagować szybko, a nie po miesiącu papierologii.
Opiekunka powinna wiedzieć, że raz w miesiącu przyjdzie pielęgniarka środowiskowa z lekami i je rozdzieli. Inny pracownik musi wiedzieć, dokąd pokierować podopiecznego, gdy pojawi się niepokojący sygnał albo gdy trzeba wykonać dodatkowe badania, skorzystać z pomocy psychologa, psychiatry czy umówić konsultację terapeutyczną. To nie znaczy, że każdy musi być ekspertem od wszystkiego. Wystarczy wiedza, że nie działa się w próżni.
Pani mówi o systemach, a ja myślę, gdzie w tym wszystkim jest ten starszy człowiek?
Cały czas o nim mówię, tylko może nie wprost. Technologia, wszystkie systemy, programy, struktury powinny być budowane wokół niego, a nie nad nim. Dlatego tak ważna jest indywidualizacja. Tak jak w onkologii jest terapia celowana, tak my powinniśmy mówić o opiece „w punkt”. To szczególnie ważne w przypadku osób żyjących z demencją. Im nie można dać jednego schematu terapii zajęciowej – takiej dla wszystkich – bo to się po prostu nie sprawdzi. Trzeba im stworzyć takie warunki, by jak najdłużej mogli być u siebie, w swoim domu. To jest tańsze, skuteczniejsze, bezpieczniejsze i przede wszystkim bardziej ukierunkowane na godność chorego. I tu technologia sprawdzi się idealnie, np. poprzez asystenta głosowego. Widzimy to na przykładach innych krajów, że codzienny kontakt z takim robotem zmniejsza poczucie samotności i izolacji u seniorów. Robot nie zmęczy się przecież słuchaniem tych samych opowieści po raz piętnasty, a jednocześnie nauczy się rutyn, których potrzebuje chory, i odpowiednio wcześniej zareaguje na ich zachwianie.
Jeśli żyjący z demencją ma jak najdłużej zostać w swoim otoczeniu, najczęściej oznacza to, że opieka nad nim spada na jego najbliższych. Dziś przede wszystkim są to kobiety – żony, córki, żony i partnerki synów, które w zasadzie z dnia na dzień muszą zmienić swoje życie. I w dodatku nikt za tę ich pracę nie płaci.
Powiem więcej, nikt nawet nie mówi o utraconych korzyściach, o porzuceniu pracy, o szybszym przejściu na emeryturę. A przecież da się to policzyć. W Wielkiej Brytanii zrobiono takie wyliczenia i okazało się, że wartość pracy nieformalnych opiekunów przekracza możliwości tamtejszego systemu zdrowia. My tego w Polsce nawet nie próbujemy oszacować. Szkoda, bo mamy wszystkie dane. Tylko znów: potrzeba tu koordynacji systemów – ZUS, opieki społecznej i NFZ. To przecież mogłaby przeanalizować sztuczna inteligencja i znaleźć te wszystkie osoby, sprawić, by były widoczne. To by się wszystkim opłacało – i opiekunom, i państwu, bo człowiek, który ma poczucie sprawczości i równowagi, nie wypala się tak szybko. A jeśli jeszcze będzie miał przy tym codzienne wsparcie nowoczesnej technologii, sprawny system opieki społecznej i zdrowotnej, to nie tylko lepiej zadba o bliską osobę, ale też zostanie w pracy, będzie płacił podatki i utrzyma relacje społeczne.
Wierzy pani, że tak się stanie, kiedy już pani będzie się szykowała na ten etap podróży przez życie?
Tylko że my nie możemy czekać tak długo! Seniorów będzie przybywać, nie ubywać, i to nie jest już prognoza, tylko codzienność. Dlatego tak dużą nadzieję pokładam w „Krajowym Programie Działań wobec Chorób Otępiennych na lata 2025–2030”, zainicjowanym przez Ministerstwo Zdrowia. To naprawdę spora zmiana, bo wreszcie rozwiązania systemowe dla chorych żyjących z demencją trafiły do agendy rządowej. A ten dokument to pierwszy krok w dobrą stronę. Zakłada wczesną diagnostykę, wsparcie dla pacjentów, opiekunów rodzinnych, działania edukacyjne oraz badania nad przyczynami i skutkami otępienia. Wszyscy na to czekamy. Oczekujemy, że starość będzie wyglądała podobnie, że będzie cicha, pogodna i przewidywalna. Żeby paniom wystarczało dzierganie, a panom robienie budek dla ptaków. Ale tak po prostu nie jest. Każda starość jest inna. Nasz system godnej opieki już teraz powinien być skoordynowany i współistnieć z technologią. Bo to naprawdę nie jest tylko kwestia tego, kto nam poda szklankę wody na starość, ale też tego, czy ktoś w ogóle zauważy, że jesteśmy spragnieni.
ROZMAWIAŁA MARTA LAU
***
Agnieszka Cysewska – dyrektorka Centrum Integracji Społecznej w Pucku, dyrektorka DPS-u w Sopocie (2010–24) oraz w Stawiskach k. Kościerzyny (2004–08), członkini zespołu ds. standaryzacji opieki wytchnieniowej powołanego przez wojewodę pomorskiego. Od 30 lat zawodowo zajmuje się pomocą społeczną. Aktywnie wspiera i promuje działania na rzecz poprawy jakości życia osób żyjących z chorobami neurodegeneracyjnymi mózgu oraz ich bliskich. Jako pierwsza w Polsce wykorzystała w DPS-ie sztuczną inteligencję jako narzędzie do pracy z osobami żyjącymi z demencją.
Wszystkie teksty i wywiady, które do tej pory ukazały się w cyklu „Odchodzić po ludzku”, znajdą Państwo w specjalnej zakładce na naszej stronie: www.polityka.pl/odchodzicpoludzku
Zachęcamy też do dzielenia się z nami swoimi doświadczeniami: akcja@polityka.pl