Ryszard Bogucki wyjdzie z więzienia po 25 latach. Zmienił nazwisko. Nigdy nie przyznał się do winy
Mógłby wyjść warunkowo dużo wcześniej za dobre sprawowanie – już po 15 latach odsiadki – ale konsekwentnie odmawiał przyznania się do winy. Twierdzi, że w tym czasie nie było go w Zakopanem, a w zabójstwo Andrzeja Kolikowskiego, ps. Pershing, został zwyczajnie wrobiony.
W ocenie sądu właśnie ta buta i bezczelny brak skruchy trzymają go w celi do ostatniego dnia. Można powiedzieć, że trwająca ćwierć wieku resocjalizacja Boguckiego wzięła w łeb.
Brak skruchy to żadna niespodzianka, tak jak i fakt, że opuści więzienie pod innym nazwiskiem – to się zdarza. Gwoździem programu jest interpretacja tego zamysłu. Bogucki opuści swoją celę jako ktoś inny, bo nie chce być kojarzony ze Zbigniewem Boguckim, szefem kancelarii prezydenta; z Jackiem Boguckim, posłem PiS; i Anną Bogucką, senatorką rzeczonej partii. On, Bogucki z dziada pradziada, nie będzie się narażał na ewentualne skojarzenia z... No właśnie. Aż strach puszczać wodze domysłów, jakimi drogami suną argumenty bohatera tej opowieści.
Bo przecież nie z racji swojej nieciekawej przeszłości, której zresztą się nie wstydzi, bo uważa się za niewinnego. Chyba także nie z powodu jakichś odwetowych zamiarów, których realizacja wsadziłaby go na powrót do ciupy. Czyli, nie bójmy się tego powiedzieć, brzydzi go możliwość ewentualnych konotacji z politykami partii Jarosława Kaczyńskiego („Ja pochodzę z innej linii genealogicznej i nie chcę być utożsamiany z tymi ludźmi”, mówił „Gazecie Wyborczej”).
Przypomnijmy: Ryszard Bogucki, elektromechanik z wykształcenia, złote dziecko naszego biznesu i mafijnych układów lat 90., 8 stycznia 2026 r. wychodzi na wolność z więzienia w Herbach k. Częstochowy. Siedzi za zastrzelenie „Pershinga”, uważanego za jednego z ważnych szefów mafii pruszkowskiej. Zadziało się to na Polanie Szymoszkowej w grudniu 1999 r.
Pod celą cieszył się szacunkiem współosadzonych. Wyjdzie incognito. To wysoka cena za stratę wizerunku niezłomnego bohatera półświatka. Zapowiadał w więzieniu, że pójdzie na zwarcie z wymiarem sprawiedliwości i udowodni swoją niewinność w sprawie Pershinga... Tylko jako kto? Tajemniczy XY? Zwykły Kowalski?
Czytaj też: Siedzi już ponad 10 lat. Wrobiony w zabójstwo bossa polskiej mafii?
Już nie Bogucki
Sprawa zmiany nazwiska na dalekie od „tych Boguckich” wyszła pod koniec października. Objawiła się podczas procesu biegnącego przed Sądem Okręgowym w Katowicach, w którym Bogucki domaga się milionów zadośćuczynienia za niesłuszny areszt w sprawach gospodarczych i posądzenie o współudział w zabójstwie w 1998 r. gen. Marka Papały, komendanta głównego policji. W 2013 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił jego i współoskarżonego Andrzeja Zielińskiego, ps. Słowik, od zarzutów dotyczących zamordowania Papały.
XY poprosił o nieujawnianie nowego nazwiska. Na mój rozum i doświadczenie: będzie ciężko... No i co na to druga strona tej historii, wspomniani działacze PiS, czarne owce, z którymi były Bogucki, bądź co bądź kryminalista, nie chce mieć nic wspólnego? Czy to raczej oni nie powinni wystąpić o zmianę nazwisk, żeby broń Boże ktoś nie wpadł w komedię pomyłek i z niedbałości o szczegóły dokonał w głowie błędnych asocjacji? Wszak ludziom, którzy na sztandarze niosą hasła Prawdy, Dobra i Piękna, powinno na tym zależeć. Wszędzie pośpiech i gonitwa za króliczkiem – łatwo palnąć głupotę.
Co do samej zmiany nazwiska, to nieskomplikowany zabieg administracyjny na szczeblu kierownika urzędu stanu cywilnego. Wymaga tylko stosownego uzasadnienia. Przepisy dopuszczają taką zmianę, jeśli nosi się nazwisko ośmieszające lub nielicujące z godnością. A więc gdy jest: obraźliwe, wulgarne, ma negatywne skojarzenia lub jest nieodpowiednie. W grę mogą wchodzić również względy osobiste: chęć odcięcia się od rodziny i uniknięcia negatywnych skojarzeń z nią związanych.
Jakiego argumentu użył osobnik XY, żeby nie być Boguckim, pozostaje tajemnicą USC w gminie Herby. W każdym razie musiał być wiarygodny; argumentacja, że to dla politycznych jaj, w gminie Herby by nie przeszła. Może za tą decyzją stoi szczere dobro trójki dzieci Boguckiego, bo nie wierzę, żeby i one miały jakieś uprzedzenia.
Czytaj też: Otwierać, CBŚ!
Ryszard B., high life na kredyt
Kim więc jest gangster podkreślający swoją niewinność, który uniósł się honorem i tuż przed wyjściem na wolność postanowił, co postanowił?
Cofnijmy się w czasie. Jeżeli pokusilibyśmy się o ułożenie listy ludzi sukcesu 1992, bez wątpienia na czołowym miejscu znalazłby się Ryszard B., prezes i właściciel firmy High Life w Katowicach, słynnej z posiadania salonu najdroższych samochodów świata (w cenach od 1,5 mld zł w górę – po denominacji z 1995 to 150 tys. zł), dwóch hoteli, w Katowicach i Cieszynie, i szeregu drobniejszego biznesu. 25-letni prezes jeździł czarnym ferrari testarossa wartości 4 mld zł (400 tys. zł) – jednym z 13 takich egzemplarzy na świecie.
Ryszard B. wydawał wielkie bale i miał też taki sam gest: w 1992 r. dla Miss Polonii ufundował forda probe. Na początku 1993 ożenił się z Miss Polski ’92 (to inna miss), która zrezygnowała dla wybrańca z tytułu, korony, splendoru i związanych z tym apanaży. Kilka tygodni po ślubie wielki świat, który kreował młody biznesmen, zaniemówił: Ryszard B. został aresztowany.
W 1992 r. miałem okazję poznać Boguckiego przy okazji jakiejś prezentacji aut w jego największym salonie, w Hali Kapelusz w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie. Zaczynał od kantoru i sklepu z elektroniką, potem sprowadzał i Ferrari, Porsche, Rolls-Royce... Trzeba przyznać, że robił wtedy wielkie wrażenie, tak jak jego samochody. Imponował, budził zazdrość ludzi z branży. Za sukcesy dostał list gratulacyjny od prezydenta Lecha Wałęsy. Szeptano nawet, że finansuje Porozumienie Centrum braci Kaczyńskich, a więc ma plecy.
Widziałem także Miss Polski Elżbietę D. płaczącą na korytarzu prokuratury w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie jej mąż był przesłuchiwany. Łączył ich cichy ślub kościelny, bo cywilny nadal wiązał go z inną kobietą. Jeszcze inna zainteresowana domagała się zasądzonych alimentów. Tak więc piękna Polka miała prawo do łez. Życie w poligamii bywa niebanalne, ale na pewno nie było tym, o czym marzyła. W 1997 r. ich kościelny związek został unieważniony zgodnie z procedurami kościelnymi (patrz: casus Kurski).
Nie wiadomo, czy za sprawą tego definitywnego rozstania – w każdym razie wszystko zaczęło się sypać. Szybko okazało się, że cały High Life kręci się na niespłacanych kredytach. Fałszywych gwarancjach i zabezpieczeniach. Na wierze w geniusz cudownego dziecka biznesu poległo kilku bankowców, ale to już historia do opowiedzenia innym razem.
A samochody? Dzisiaj auto za pół miliona złotych nie robi takiego wrażenia, ale ponad 30 lat temu było szczytem marzeń. Z zasady nieosiągalnym. Nie tylko w Polsce.
Czytaj też: Honor gangstera. Wdowa po Nikosiu o książce Nawrockiego: pełna kłamstw i błędów
Bogucki na wolności
Tamte biznesowe przekręty zaprowadziły Boguckiego na kilka miesięcy do aresztu, gdzie skumplował się z Ryszardem Niemczykiem, ps. Rzeźnik, l. 22, uważanym za jednego z najgroźniejszych przestępców Podbeskidzia i Śląska. Rzeźnik, którego pseudonim nie był związany z działalnością kryminalną, tylko z zawodem ojca, siedział za porwania, podpalenia, podkładanie bomb i napady na konwoje bankowe. Na co dzień prowadził agencję towarzyską.
W późniejszych latach przedsiębiorczy duet został oskarżony i skazany za zabójstwo Pershinga. Przypisywano im – jak wyżej – też egzekucję gen. Papały, ale to oskarżenie przepadło z kretesem. Śledczy wiązali ich także z zastrzeleniem Nikodema Stolarczyka, ps. Nikoś, najważniejszego gangstera Trójmiasta. Z tym że to nie oni mieli być bezpośrednimi egzekutorami w kwietniu 1998 r. w agencji Las Vegas w Gdyni, ale zabezpieczali eliminację Nikosia. Ślady prowadziły do Pruszkowa, do dzisiaj nie udało się tej sprawy rozwiązać.
Niemczyk ma wyjść z więzienia w 2032 r. – odsiaduje wyrok za współudział w zabójstwie Pershinga i inne przestępstwa, m.in. za brawurową ucieczkę w 2000 z więzienia w Wadowicach. Został złapany po pięciu latach przez niemiecką policję w Moguncji.
Na początku lat 90. Ryszard Bogucki spędził za kratami kilka miesięcy. Zapadł się potem pod ziemię – śledczy ustalili, że nawiązał kontakty z czołowymi postaciami polskiego półświatka. Wkrótce założył własny gang, z Rzeźnikiem w roli głównej. Według śledczych mierzył wysoko, chciał wejść do zarządu Pruszkowa – stąd zamach na Pershinga. Agenci CBŚP złapali Boguckiego na początku 2001 r. w meksykańskim kurorcie Cancún.
Na co liczy XY/Bogucki po wyjściu na wolność?
Przede wszystkim na wznowienie i wywrócenie sprawy Pershinga. Już na październikowej rozprawie ujawnił, że miesiąc wcześniej Sąd Najwyższy odrzucił, po latach procedowania, jego kolejny wniosek o wznowienie sprawy. Wniosek został złożony w oparciu o zeznania Marka Siewierta, byłego oficera Komendy Głównej Policji. Po analizie akt związanych z zamachami na Pershinga i gen. Papałę, w tym akt operacyjnych, emerytowany policjant powiedział, że w jego ocenie Bogucki nie miał nic wspólnego z zabójstwem szefa mafii pruszkowskiej.
Już w 2008 r. poinformował przełożonych, że śledczy ukrywali dowody niewinności Boguckiego. W jednej z kancelarii notarialnych we Wrocławiu złożył oświadczenie o nieprawidłowościach śledztwa prowadzonego w sprawie zabójstwa Papały i o tym, że fabrykowano dowody. W obu przypadkach występowali ci sami świadkowie, w tym koronni.
Informując sąd odszkodowawczy o tym, że SN uznał brak podstaw do wznowienia postępowania w sprawie Pershinga, Bogucki powiedział: „Sąd Najwyższy zrobił to bez zapoznania się z 850 tomami akt operacyjnych grupy Generał (są wśród nich również akta dotyczące zabójstwa w Zakopanem – JD). Prawnicy mówią mi, że ja często zeznaję sercem, a nie rozumem, i lepiej byłoby, żebym pewnych rzeczy nie mówił. Chciałem jednak, żeby sąd wiedział, iż zapadło takie rozstrzygnięcie”.
Jakie będzie miał szanse na wznowienie postępowania teraz, walcząc już z pozycji wolnościowej?
Zgrzyt w sprawie łupu
Świadkiem koronnym w sprawie Pershinga był Adam Korczak, ps. Dziadek – to przede wszystkim jego zeznania pogrążyły Boguckiego, a następnie Niemczyka – obaj sądzeni w osobnych procesach. Rzeźnik trafił ponownie za kraty w 1994 r. (za napad na kantor). Poszła za nim plotka, że jest kapusiem, co takiemu gładyszowi jak on nic dobrego nie wróżyło. Pod opiekuńcze skrzydła wziął go za kratami Dziadek, recydywista, który miał już za sobą 15 lat więzienia za rozboje i pod celą cieszył się wielkim poważaniem. Po wyjściu wdzięczny Rzeźnik fundował Dziadkowi – regularnie wychodzącemu na przepustki za dobre sprawowanie – dziewczyny ze swojej agencji. Kiedy sam wyszedł na wolność, znalazł się siłą rzeczy na orbicie Rzeźnika, no i Boguckiego.
W sprawie zabójstwa Pershinga Dziadek miał być kierowcą auta, którym w Zakopanem woził dwóch Ryśków. Miał wszystko widzieć i wiele słyszeć. Bezpośrednim zleceniodawcą miał być Mirosław D., ps. Malizna, wówczas członek zarządu gangu pruszkowskiego, mocno skonfliktowany z Pershingiem. To Malizna miał namaścić Boguckiego na rezydenta Pruszkowa na Śląsku, w tym rozdaniu Rzeźnik dostał kontrolę nad Podbeskidziem.
W listopadzie 1999 r. grupa Rzeźnika, z udziałem Dziadka, napadła w Bielsku-Białej na konwój ProsperBanku. Zrabowano 600 tys. zł. Wtedy doszło m.in. do zgrzytu co do podziału łupu.
Choć w sprawie zabójstwa Pershinga było trzech świadków koronnych, pierwsze skrzypce grał właśnie Dziadek. Zeznał, że w zakopiańskim hotelu Bogucki posługiwał się paszportem amerykańskim, a Niemczyk meldował się na podrobiony dowód. I tylko on był sobą. W niedzielę rano 5 grudnia 1999 r. Bogucki odebrał telefon i przekazał Niemczykowi wiadomość: „To go mamy, jeździ na Polanie Szymoszkowej”. Pojechali w trójkę skradzionym audi i ustawili się za srebrnym mercedesem Pershinga.
Po latach okazało się, że Dziadka, cechuje fotograficzna wręcz pamięć. Widział, jak do mercedesa podchodzi nieznany mu mężczyzna – dopiero z gazet dowiedział się, że to Pershing – z atrakcyjną dziewczyną... Kiedy otworzył bagażnik, z samochodu wyskoczyli Bogucki z Niemczykiem. Według koronnego strzelał Bogucki. Kolikowski dostał pięć kul, a Rzeźnik puścił serię w powietrze, jakoby na postrach.
Potem pod Krokwią spalili auto i zniszczyli karty SIM. Ciekawe, że zanim przyjechała policja i pogotowie, karty telefoniczne zdołała zniszczyć – swoją i zabitego – towarzysząca Pershingowi kobieta. Zakopane opuszczali na własną rękę. Ryśkowie mieli w mieście samochody, a Dziadek do swojego tyskiego mieszkania wracał taksówkami.
Według relacji innych świadków faktycznie strzelało dwóch mężczyzn w naciągniętych czapkach: pierwszy oddał dwa strzały i przekazał pistolet partnerowi. Potem spekulowano, że zrobili to, by w razie wpadki nie być świadkami koronnymi wobec siebie. W każdym razie późniejsze sądy przyjęły wersję Dziadka.
Na miejscu morderstwa w Zakopanem, a wcześniej w rejonie napadu na ProsperBank w Bielsku-Białej, znaleziono ślady biologiczne w postaci śliny na niedopałkach. Na podstawie DNA zidentyfikowano Dziadka, a ten bez większych skrupułów wskazał zabójców Pershinga. „Byłem tam, ale to nie ja strzelałem, to Bogucki i Niemczyk” – przyznał już na pierwszym przesłuchaniu. Perspektywa długiego więzienia za ewentualny współudział w zabójstwie przekonała Dziadka do roli świadka koronnego.
Rzeźnika aresztowano już w styczniu 2000 r. za napady i porwania, potem, dzięki koronnemu, przedstawiono mu zarzuty udziału w zabójstwie. I na tym stanęło, bo wkrótce popisał się tą brawurową ucieczką z więzienia w Wadowicach. Początkowo sądzono, że w ucieczce pomógł mu Bogucki. Potem podejrzenie padło na dwóch biznesmenów. Niemczyk miał być świadkiem popełnionego przez nich morderstwa – stąd pomoc w ucieczce, aby na wolności go wykończyć. Rzeźnik wpadł więc w pułapkę, bo zaczęła ścigać go i policja, i majętni przestępcy. Udało mu się na parę lat z tej matni wywinąć.
W lipcu 2003 r. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał Boguckiego na 25 lat, choć prokurator żądał dożywocia. Akt oskarżenia opierał się głównie na zeznaniach Dziadka. Koronny nie oszczędzał też Niemczyka, ukrywającego się od kilku lat byłego przyjaciela. W tym procesie Mirosław D. Malizna dostał dziesięć lat za podżeganie do zabójstwa.
Ryszard Niemczyk wpadł w ręce niemieckiej policji w kwietniu 2005 r., a miesiąc później przekazano go stronie polskiej. Jego los leżał w rękach najlepszego druha z przestępczego światka, Adama Korczaka. Jak wyglądałaby konfrontacja z Rzeźnikiem?
Dziadek, gdyby chciał, swoich koronnych zeznań nie zdążył odwołać czy też zmienić. Niespełna miesiąc po ekstradycji Rzeźnika zmarł w Suchej Beskidzkiej, w konspiracyjnym mieszkaniu, gdzie ukrywano koronnego. Powodem śmierci było przedawkowanie alkoholu.
W 2007 r. Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej skazał Niemczyka na 25 lat za kilkanaście przestępstw, w tym współudział w zabójstwie Pershinga. Na wolność wyjdzie w 2032 jako 58-latek. Rzeźnik także nie przyznał się do obecności w Zakopanem w tamtym czasie.
XY/Bogucki będzie chciał na wolności podważyć wiarygodność Adama Korczaka. Będzie trudno, bo Dziadek swojej wersji już nie zmieni: Bogucki strzelał do Pershinga, a Niemczyk na postrach. No i widział ich na własne, fotograficzne oczy w Zakopanem. Być może prawda leży w tych kilkuset tomach akt operacyjnych. Jednak nawet Sądowi Najwyższemu będzie trudno do nich zajrzeć, szczególnie gdyby w kolejnych latach zdecydował o ponownym wniesieniu sprawy Pershinga na wokandę. Zastanawiające w tym wszystkim jest lekceważenie ustaleń emerytowanego oficera policji Marka Siewierta, który od lat kwestionuje winę Boguckiego. Uważa, że prawda w tej sprawie leży właśnie w aktach, które przeglądał jeszcze jako czynny śledczy.
Sam Bogucki, zeznając przed laty na procesie Rzeźnika, powiedział, że został wrobiony tylko po to, aby uwikłać go w śmierć gen. Papały. Wszak dla organów ścigania była to sprawa priorytetowa!
W lipcu 2013 r. warszawski sąd uznał, że dowody przeciwko Boguckiemu i Zielińskiemu, Słowikowi, są kruche i miałkie; dodatkowo krytycznie ocenił przebieg śledztwa. Sprawa śmierci generała dalej czeka nierychliwie na wyjaśnienie i sprawiedliwość. Brakuje chyba, w moim przekonaniu, woli politycznej, aby doprowadzić ją do końca.
Czytaj też: Tajemnicza królowa mafii wychodzi z cienia
Oddajcie mi wujka
Ryszard Bogucki, już jako XY, chce na wolności zająć i nacieszyć się rodziną, pomieszkać... A potem, na spokojnie, odzyskaniem dobrego imienia i uzyskaniem odszkodowania – domaga się od państwa 30 mln zł! W takiej kolejności. W dalszej perspektywie, jak „ci Boguccy” zejdą z politycznej sceny, może wróci do swojego rodowego nazwiska, jak hrabia Monte Christo... To już moja wstawka, ale kto wie...
Na razie z otoczeniem kontaktuje się za pomocą brata, który w jego imieniu prowadzi profil społecznościowy. Rozmawiają na widzeniach. Na 53. urodziny napisał: „Przepraszam wszystkich, którzy czują się przeze mnie skrzywdzeni”. A na ostatnie, 56., dodał: „To moje ostatnie urodziny spędzone bez rodziny i osób bliskich. Mam nadzieję, że kolejne będę mógł spędzić w gronie ludzi, których kocham, szanuję oraz osób życzliwych i właśnie już teraz chciałbym zaprosić was wszystkich na moje następne urodziny: Ustroń – Równica 27.04.2026 r. – aby móc osobiście podziękować za te wszystkie lata wsparcie i życzliwości. (...) to dzięki wam udało mi się przetrwać ostatnie 25 lat” (za dziennikiem „Fakt”).
Wsparcie rodziny różne ma oblicza. Siostrzenica zadedykowała wujkowi utwór hiphopowy: „Zawsze byłeś dla mnie do naśladowania wzorem/ gdy było mi ciężko, myślałam o tobie/ oddajcie mi wujka, wypuście go zza krat/ łamiecie jego prawa przez ile to już lat/ Gdzie jest sprawiedliwość w tych pier... czasach/ jak można kogoś zamknąć na 25 lat/ same pomówienia, ot tak/ odbiorą ci majątek, nazwą cię draniem/ zamkną, oskarżą, nazwą cię gangsterem...” – wykrzykuje dziewczyna.
Wszystko wskazuje na to, że na wolności będzie o XY/Boguckim głośniej niż w czasach świetności, latach procesu i pobytu w więzieniu. Możliwe, że wyjmie kilka asów z rękawa dotyczących policji, prokuratury i sądów. Także ludzi z układu pruszkowskiego i trójmiejskiego. Może się okazać, że na wolności nie jest tak bezpiecznie jak w więzieniu.
Qui vivra, verra...