Jego wysokość Abdullah w rok jubileuszowy wjedzie nowym, superszybkim pociągiem. 13 wagonów dla Strażnika Dwóch Świętych Meczetów i jego świty powstaje na południu Hiszpanii. Na pokładzie będzie sala audiencyjna, sypialnia, jadalnia i pokoje konferencyjne, a płatki szczerego złota ozdobią sufity. Całość ma być szczelnie odizolowana od dokuczliwych drobinek piasku pustyni i pędzić 320 km na godzinę – tak by w niecałe dwie i pół godziny pokonać 444 km między Mekką a Medyną, świętymi miastami islamu, gdzie mieszczą się bliźniacze meczety z królewskiej tytulatury. Zwykłymi pociągami popędzą też zwykli śmiertelnicy – nawet do 160 tys. pielgrzymów dziennie ma sunąć po torach nowiutkiej linii kolejowej wzdłuż brzegu Morza Czerwonego.
Władcy absolutni z dynastii Saudów pilnie potrzebują wielkich budów i głośnych sukcesów, by przekonać 28 mln swoich poddanych, że Arabii nie potrzeba żadnych rewolucji. Na wszelki wypadek dom Saudów wykupił polisę od rewolt: pompuje właśnie w gospodarkę 130 mld dol. z wydobycia ropy naftowej. Na życzenie króla pieniądze idą dosłownie na wszystko – od pensji dla budżetówki, wojska i duchownych, przez stypendia, zasiłki dla bezrobotnych i potrzebujących mieszkania, wsparcie dla szpitali, po odsalanie wody morskiej i produkcję energii elektrycznej.
Bez rozdawnictwa prądu, wody i benzyny (równowartość 40 gr za litr) bliskowschodnie rewolucje już dawno przekroczyłyby granice królestwa. Wszędzie wokół Arabowie zażądali zmian i podziękowali dotychczasowym przywódcom: znikła znajoma twarz Hosniego Mubaraka w sąsiednim Egipcie, w lutym na przymusową emeryturę odchodzi prezydent Jemenu Ali Abdullah Saleh, nie żyje Muammar Kadafi (on akurat w Rijadzie miał kiepskie notowania), a Tunezyjczyka Ben Alego można odwiedzić już tylko w jednym z saudyjskich szpitali.