Igrzyska zimowej olimpiady w Pekinie miały być wyłącznie świętem sportu, a tuż przed zapaleniem znicza zaczęły się od mocnego politycznego akcentu. Xi Jinping, przewodniczący goszczących zawody Chińskiej Republiki Ludowej, przyjął Władimira Putina. Obaj od początku pandemii przestrzegali bardzo skrupulatnie zasad dystansu, prezydent Rosji miesiącami funkcjonował wręcz w izolacji, ale tym razem dali sobie spokój z odległościami na rzecz bezpośrednich serdeczności. Przełamanie dystansu symbolicznie podkreśliło bliskość łączącą obu przywódców – Xi pierwszy raz od dwóch lat spotkał się z liderem obcego państwa twarzą w twarz.
Czytaj też: W Chinach dziwnie cicho o Ukrainie
Putin i Xi trzymają sztamę
Jak policzono, od 2013 r. widzieli się w sumie 38 razy. Teraz podpisali oświadczenie będące wyznaniem wiary ich sojuszu. Jego historii, perspektyw (choćby wspólnego zagospodarowania Arktyki) czy filozofii, w tym przekonania, że „ochrona demokracji i praw człowieka nie powinna być wykorzystywana jako narzędzie wywierania nacisku na inne kraje”. Rosja obiecała, że nie poprze niepodległości Tajwanu. W rewanżu Chiny wsparły ją w pomostowaniu na skutki tzw. kolorowych rewolucji, które wstrząsają przestrzenią poradziecką i albo wyparły (jak na Ukrainie), albo podważyły (jak w Azji Środkowej) możliwości Kremla w miejscach, które uważa za część swojej strefy wpływów.
Najmocniej w Pekinie wybrzmiał sprzeciw pod adresem NATO i jego dalszej ekspansji. Xi z Putinem wezwali Sojusz Północnoatlantycki „do porzucenia zideologizowanego podejścia epoki zimnej wojny, do poszanowania suwerenności, bezpieczeństwa i interesów innych krajów, różnorodności ich dróg cywilizacyjnych, kulturowych i historycznych oraz traktowania pokojowego rozwoju innych państw w sposób obiektywny i sprawiedliwy”. Xi i Putinowi nie podoba się montowany przez Amerykanów sojusz na Oceanie Indyjskim i podobne bloki na Pacyfiku. Aby się tym pomysłom przeciwstawić, Rosja i Chiny obiecały sobie, że będą trzymały strategiczną sztamę.
Czytaj też: Wojna? Putin przeszarżował, wpadł we własną pułapkę
Chiny wspierają słabszego partnera
O Ukrainie nie wspomniano wprost, niemniej wyczuwa się otuchę, jaką Xi daje Putinowi. Chiny nie zapalają zielonego światła i nie podżegają do inwazji, choć jednocześnie pozostają lojalnym sojusznikiem i popierają „propozycje Federacji Rosyjskiej dotyczące tworzenia długoterminowych, prawnie wiążących gwarancji bezpieczeństwa w Europie”. I miało być bez politycznych gestów, tymczasem przemarsz ukraińskiej reprezentacji ceremonii podczas otwarcia igrzysk Putin odebrał w pozycji sygnalizującej drzemkę lub przynajmniej znaczne znużenie.
Nie było przesady w relacjach korespondentów obecnych w Pekinie, mówiących, że stosunki chińsko-rosyjskie są znakomite, może najlepsze w dziejach. Wiadomo jednak, że podszyte są obustronnymi interesami. Jasne też, kto tu jest partnerem słabszym. Dysproporcja między Rosją a Państwem Środka pod bardzo wieloma względami szybko się rozszerza i powiększy się jeszcze bardziej w przypadku jakiejś poważnej awantury na Ukrainie, która musiałaby wiązać się m.in. z zachodnimi sankcjami nałożonymi na rosyjską gospodarkę i skazaniem Putina na status międzynarodowego banity.
Faworyt jest jeden
Tymczasem Chińczycy gonią Rosję nawet w kwestiach wojskowych, mają do zaoferowania coraz więcej nowoczesnych technologii, są źródłem inwestycji i planem B na wypadek amerykańsko-europejskich sankcji.
Z drugiej strony potrzebują przede wszystkim surowców, rosyjskiego głosu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ oraz uczestnictwa we wspólnych przedsięwzięciach o globalnym zasięgu, szczególnie tych rozbijających partnerstwo Unii Europejskiej ze Stanami Zjednoczonymi i podważających liberalne porządki w stosunkach międzynarodowych. Na krótką metę obaj uczestnicy szczytu mogą być zadowoleni, ale w dłuższej perspektywie faworyt pozostaje jeden.
Czytaj też: KPCh. Najpotężniejsza partia świata