W zakończonej awanturą rozmowie w Gabinecie Owalnym Trump tłumaczył Zełenskiemu, że on, amerykański prezydent, musi być neutralny w rokowaniach z Putinem. W ten sposób uzasadniał swój pozytywny stosunek do rosyjskiego dyktatora. To argument racjonalny: trudno negocjować z kimkolwiek, kogo z góry skazujemy na niebyt. Rzecz jednak w tym, że bieg rozmów – choć niewiele o nich wiemy – wyraźnie wskazuje, że Trump neutralny nie jest. Stawia warunki ofierze, a w niczym nie mityguje kata.
Jak to określił znany amerykański komentator Thomas Friedman: w oczach Trumpa cały świat jest do wzięcia i można go podzielić pomiędzy silnych ludzi. Czyli między Trumpa, Xi i Putina? Wprawdzie nie wiemy, jak to się skończy, ale najprawdopodobniej skończy się jeśli nie całkowitą kapitulacją Ukrainy, to jednak jej ogromną przegraną.
Czytaj też: Pobudka! Ameryka nam odpływa. Czy Europa sama się obroni?
Trump Europy niańczyć nie będzie
Przywódcy europejscy zbierają się znowu, by finalizować plan dozbrajania Europy. Optymistyczny scenariusz zakłada więc, że po wycofaniu się Trumpa z obrony Ukrainy wsparcie tego kraju przejmie Europa, która przecież ma środki finansowe, a te rodzaje nowoczesnej broni, których nie ma, kupi w Ameryce albo sama zacznie produkować. I, co więcej, nie będzie tego czynić z powodów tylko humanitarnych, lecz również we własnym dobrze pojętym interesie obrony.
Zanim jednak taki scenariusz by się ziścił, upłynie czas.