Gdzie coca-cola ożywia zmarłych
Czy uzasadniona jest teza o rozrastającej się, zachodniej monokulturze?
Na początku lat 80. ubiegłego wieku Saami – rdzenni mieszkańcy północy Skandynawii, znani powszechniej jako Lapończycy – przesunęli o kilka dni termin rozpoczęcia swojej corocznej koczowniczej wędrówki. W historii ich społeczności wydarzenie to nie lada, niemal bez precedensu. Tym ważniejsza jest przyczyna takiej decyzji. Od razu wykluczmy jakiekolwiek względy magiczne bądź rytualne. Było inaczej. Saami odczuwali oto zbiorową, nieodpartą chęć poznania sprawcy śmiertelnego postrzelenia niejakiego J.R., jednego z bohaterów masowo przez nich oglądanego serialu „Dynastia”.
Z kolei w styczniu 1999 r. niektóre meczety w stolicy Arabii Saudyjskiej Rijadzie zdecydowały się na bezprzykładne przesunięcie godziny wieczornych modlitw. I to w trakcie trwania ramadanu! Powodem i tym razem okazała się telewizja, w której emitowano akurat ostatni odcinek mydlanej opery „Marimar”. Duchowni postanowili w ten sposób zdjąć z barków wiernych arcytrudny dylemat: nie poznać rozwiązania serialowej historii Thalii czy poważyć się na zaniedbanie obowiązków religijnych?
Jedna ludzkość, jeden styl
Globalizacja to od dwóch dekad jeden z najczęściej używanych terminów w pracach naukowych z zakresu humanistyki, nauk społecznych, ekonomii i wielu innych. Znaczący przy tym jest fakt, że w wielu ujęciach tego zagadnienia pojawiają się stwierdzenia, że procesy globalizacyjne prowadzą nieuchronnie do uniformizacji o wymiarze planetarnym. Wielu badaczy przekonuje, że żyjemy w makświecie (Barber), że ludzkość dotknięta została przez coca-kolonizację (Howes), makdonaldyzację (Ritzer) czy wręcz makdisneyzację (Ritzer i Liska).