Kosiniak-Kamysz: „związki partnerskie” po roku próbnym? To już nie kompromis, to kompromitacja
Ciągnące się od dwóch lat negocjacje między Lewicą a ludowcami dobiegły końca na początku października, ale ich efekt rozczarował (co przyznał zresztą sam premier Tusk, komentując w Sejmie: „Mamy coś, co nikogo nie zachwyci”). Zamiast „związków partnerskich” dostaliśmy projekt „ustawy o statusie osoby najbliższej w związku i umowie o wspólnym pożyciu”.
Z ujawnionego w tym tygodniu projektu wiadomo, że taki „status” mielibyśmy nabywać nie w Urzędzie Stanu Cywilnego, lecz podpisując umowę u notariusza (która naszego statusu cywilnego nijak by oczywiście nie zmieniała). W liczącej 300 stron ustawie nie ma słowa o adopcji czy tzw. pieczy zastępczej. Reguluje ona natomiast kwestie prawa do informacji, dziedziczenia, pochówku, a także wspólnego rozliczania podatków.
Jak czytamy w krytycznym stanowisku Kampanii Przeciw Homofobii, a więc największej w kraju organizacji LGBT+:
„Uprawnienia przewidziane w tej nowej instytucji są niewystarczające. Projekt pojawił się w trybie poprawek międzyresortowych i autokorekty do rządowego projektu ustawy o związkach partnerskich i ustawy ją wprowadzającej, do której spłynęło wiele merytorycznych uwag organizacji i osób prywatnych. Osoby LGBT+ nie zostały uwzględnione w pracach nad opublikowanym dzisiaj projektem, a dzisiejszy projekt to efekt kompromisu politycznego”.
Czytaj także: Związki po nowemu? Opór jest ogromny. Wystarczy wzmianka o rodzinie i polityczna burza gotowa
PSL wychodzi naprzeciw Nawrockiemu
Szef MON dołożył właśnie kolejne „ale”. Władysław Kosiniak-Kamysz chciałby bowiem, by takie „notarialne umowy” wchodziły w życie dopiero po roku „okresu próbnego”. Swój pomysł szef ludowców motywuje koniecznością nadania im „większej elastyczności oraz autonomii stron, które z założenia mają ją odróżniać od małżeństwa”.
W stanowisku ministerstwa czytamy ponadto:
„Postuluje się [więc – dop. red.] rozważenie dokonania zmian w projekcie o statusie osoby najbliższej w związku i umowie o wspólnym pożyciu w takim kierunku, aby osoby zawierające umowę nabywały wszelkie uprawnienia wymienione w ustawach zmienianych tym projektem po upływie roku od dnia jej zawarcia (...).
W zaproponowanym przez projektodawcę brzmieniu przywołanej powyżej ustawy osoba zawierająca umowę o wspólnym pożyciu została zrównana z osobą pozostającą w związku małżeńskim, którego istotną cechą odróżniającą od projektowanej umowy o wspólnym pożyciu jest trwałość”.
Oczywiście Kosiniak-Kamysz nie jest najlepszym rzecznikiem „trwałości” małżeńskiego pożycia, wszak sam rozwiódł się w 2016 r., by zawrzeć ponowny związek małżeński trzy lata później. Rozwodnikiem jest także Waldemar Pawlak, były prezes PSL (a do niedawna przewodniczący Rady Naczelnej partii).
– Rekomendacje MON są absurdalne, choć na swój sposób stanowią postęp – uważa Mateusz Sulwiński z poznańskiej Grupy Stonewall. – To przecież drugi projekt, nad którym pracuje rząd; wcześniej resorty konsultowały ustawę o związkach partnerskich. Wówczas lista uwag ministerstwa obrony była znacznie dłuższa.
Linia ludowców wydaje się natomiast wyjściem naprzeciw oczekiwaniom Pałacu Prezydenckiego, z którego od dwóch miesięcy płyną sygnały, że Karol Nawrocki nie zgodziłby się na podpisanie ustawy w proponowanym przez koalicję kształcie. Jak jednak komentuje Sulwiński: – Prezydent nie podpisze tej ustawy, nie mam co do tego żadnych nadziei. Być może rozważyłby ją, gdyby projekt dotyczył wyłącznie par kobiet i mężczyzn, ale i to nie jest pewne. Bo czy nie stanowiłby on wówczas „uderzenia w instytucję rodziny”?
Polskie Demo: Czy TSUE pomoże mężczyznom wychodzić za mąż? Mówi Dorota Łoboda
Cios dla seniorów i seniorek LGBT+
Małgorzata Sikora-Tarnowska, redaktorka naczelna magazynu „LesBilans”, zmęczyła się czekaniem, rok temu wzięła z partnerką ślub w Kopenhadze. – Jesteśmy rodziną w Europie – co potwierdził niedawny wyrok TSUE – ale Polska nadal nie chce nas za nią uznać – mówi w rozmowie z „Polityką”. – Po raz kolejny czujemy się przez naszych rzekomych sojuszników w rządzie porzucone, wzgardzone, a wręcz zgnojone. Uważam za niesprawiedliwe, że nasze życie rodzinne wciąż jest w Polsce przedmiotem gierek politycznych.
„Gierek”, dodajmy, rozgrywanych wyjątkowo długo. – W kampanii premier Tusk obiecywał, że związki partnerskie to kwestia pierwszych stu dni. Minęło ponad 700 dni od zaprzysiężenia rządu, podczas których queerowa społeczność doświadczyła wielu upokorzeń, a projekt ustawy z anachronicznego półśrodka zmienił się w smutną katastrofę – zauważa Sikora-Tarnowska. – Znam związki, które od kilkudziesięciu lat czekają na równość małżeńską albo nawet jej namiastkę, jaką miały być związki partnerskie. W tym kontekście zaproponowany przez Kosiniak-Kamysza „okres próbny” to nieśmieszny żart.
Z dziennikarką zgadza się Sulwiński. – Taki pomysł to szczególnie bolesny cios dla par będących ze sobą od wielu lat. Mamy w Polsce tysiące związków osób w słusznym wieku, które zadają sobie teraz pytanie, czy w ogóle dożyją momentu, w którym będą mogły sformalizować swoje relacje.
Czytaj także: Polska musi uznać małżeństwa jednopłciowe. Nic nikomu nie ubędzie od cudzego szczęścia
Co dalej?
Nie jest jasnym, czy propozycje MON zostaną wzięte pod uwagę podczas sejmowych prac nad ustawą. Katarzyna Kotula pochwaliła się, że Komitet Stały Rady Ministrów przyjął dziś projekt tejże, co oznacza, że wkrótce trafi on pod obrady rządu, a następnie parlamentu.
Po kolejnych dotkliwych „kompromisach” w społeczności nie czuć jednak z tej przyczyny entuzjazmu. Jak mówi Piotr Buśko z wrocławskiej Kultury Równości: – Jesteśmy zrezygnowani i sfrustrowani, bo nasze szczęście ponownie staje się zakładnikiem cudzego światopoglądu. Domagamy się naszych praw od dekad, a MON po raz kolejny próbuje spowolnić ich uznanie. Rozumiem, że przysięga Hipokratesa („po pierwsze nie szkodzić”), jaką wicepremier jako lekarz musiał złożyć, przestaje mieć znaczenie, gdy w grę wchodzi polityka. Trochę już nie wiem, czy się na to złościć, czy z tego żartować.