Debiutujący w pełnometrażowej fabule Filip Marczewski nakręcił siedem lat temu bardzo udaną, subtelną etiudę „Melodramat” o erotycznej fascynacji nastoletniego brata i siostry. „Bez wstydu” można uznać za rozwinięcie tamtego pomysłu. Osobliwe, bo idące w kierunku interwencyjnego, społecznego reportażu. Akcja rozgrywa się w małomiasteczkowej przestrzeni zatrutej neonazistowskimi wybrykami, gdzie wystarczy iskra, aby doszło do pogromów Cyganów i Żydów. Wątki kibolskich bojówkarzy oraz korupcji lokalnych polityków zostały poprowadzone grubą kreską. Rzucona na takie tło historia kazirodczego związku dorosłego rodzeństwa blednie, przyjmując niestety podobnie powierzchowny i schematyczny charakter. Reżyser unika obyczajowych kontrowersji. Pomija znaczące szczegóły. Nie pozwala na tyle zbliżyć się do bohaterów, by widzowie zdołali ich dobrze poznać, by poczuli emocjonalne napięcie między nimi i przejęli się ich obsesją. Między zimną, zdystansowaną Agnieszką Grochowską i rozhisteryzowanym Mateuszem Kościukiewiczem, grającymi zmagających się z tabu kochanków, nie widać seksualnego ognia, przyciągania ani magnetyzmu. Być może zaważyła różnica temperamentów świetnych aktorów, niezgodność w interpretacji postaci. Albo twórcy przestraszyli się spojrzeć głębiej w piekło namiętności. Poruszający dramat psychologiczny obalający sztampowe wyobrażenia na temat miłości nie powstał. Oby następnym razem wyszło.
Bez wstydu, reż. Filip Marczewski, prod. Polska, 89 min