Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Reforma, a nie pro forma

Witold Orłowski: Polsce potrzebne są reformy

Rys. Janusz Kapusta Rys. Janusz Kapusta
Po wstukaniu do wyszukiwarki Google hasła „uelastycznienie rynku pracy” uzyskamy 12 tys. wskazań, „reforma emerytalna” pojawi się 32 tys. razy, a „reforma finansów publicznych” ponad 170 tys.! Gdyby sama dyskusja wystarczała, polskie finanse publiczne byłyby już naprawione nie raz.

Pierwszy problem z reformą finansów publicznych pojawia się na etapie definicji. Określenie to jest w Polsce od kilkunastu lat używane we wszystkich możliwych znaczeniach i dostosowywane do każdej sytuacji politycznej. Dla części ekonomistów jest znaczeniowo niemal identyczne z ograniczeniem deficytu i długu publicznego. Dla innych wiąże się głównie z uproszczeniem i obniżeniem podatków. Kolejna grupa za godne tej nazwy uznaje jedynie zmiany w wysokości i strukturze wydatków publicznych – w zależności od poglądów albo koncentrujące się na ograniczeniu rozdmuchanego państwa opiekuńczego, albo na zwalczaniu bizantyńskiego przepychu władzy. Są wreszcie i tacy, którzy reformy wiążą głównie ze zmianami instytucjonalnymi (tym, kto i w jaki sposób wydaje pieniądze publiczne), a także tacy, dla których są one po prostu synonimem podwyżek płac dla sfery budżetowej.

Precyzyjnej definicji reformy finansów publicznych nie ma i nigdy nie będzie. Wszystko zależy od tego, jaki jest stan wyjściowy gospodarki danego kraju, jak wielkie zmiany są potrzebne, w których dziedzinach problemy są największe. Jeśli przyjmiemy, że rozumiemy pod tą nazwą głęboki, kompleksowy program reform budżetowych, które znacząco zmieniają sytuację gospodarczą kraju i wyraźnie poprawiają długookresowe perspektywy rozwoju, okaże się, że tak ambitne programy zdarzają się bardzo rzadko. Łatwiej pokazać je na przykładach, niż precyzyjnie zdefiniować.

Najbardziej chyba radykalny program uzdrowienia finansów publicznych, jaki widziano, przeprowadziła w połowie lat 80. Irlandia. W momencie startu kraj znajdował się na skraju bankructwa. Deficyt budżetowy przekraczał 10 proc. PKB, zadłużenie rządu przekraczało znacznie wielkość PKB, utrzymywała się wysoka inflacja i bezrobocie, wzrost gospodarczy kulał, ludzie masowo emigrowali.

Polityka 30.2008 (2664) z dnia 26.07.2008; Rynek; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Reforma, a nie pro forma"
Reklama