Po pierwsze, marketing szeptany jest pojęciem bardzo nieprecyzyjnym. Używa się go na określenie działań różniących się i kanałami komunikacji, i sposobem generowania przekazu (bezpłatnie czy nie) i co najważniejsze wartością logiczną komunikatów (czy są prawdziwe). O tak niezdefiniowanym zjawisku można zasadnie wygłosić praktycznie dowolna tezę.
Po drugie, jeżeli przyjęlibyśmy, że z WOM mamy do czynienia tylko wtedy, gdy treścią komunikacji jest plotka, to wnioski na jego temat byłyby oczywiste. Według słownika języka polskiego plotka to „niesprawdzona lub kłamliwa wiadomość powtarzana z ust do ust, najczęściej szkodząca czyjejś opinii". Nie tylko dekalog, ale również kodeksy profesjonalne reklamy, PR-u, czy marketingu bezpośredniego kłamać zabraniają. I nawet jeśli przyjmiemy, że branże te nieco odmiennie (i inaczej niż dekalog) rozumieją kłamstwo, to WOM musielibyśmy uznać za proceder nieetyczny. Jednak w takim przypadku historia o Half.com nie dotyczyłaby marketingu szeptanego. Właściciele portalu przecież naprawdę namówili władze miasteczka na zmianę nazwy. Zatem pogłoska, że takie wydarzenie może mieć miejsce była informacją, a nie plotką.
Po trzecie, jeżeli przyjmiemy, że marketing szeptany polega wykorzystaniu w komunikacji osób wpływających na opinię innych, to nie ma w takim marketingu nic nowego. Sięganie zarówno przez reklamę, jak i PR do osób opiniotwórczych (od celebrytów do ekspertów) jest praktykowane od dawna. Żeby wyjść poza przykłady oczywiste wato tu przypomnieć Arystotelesa Onassisa. Blisko sto lat temu dla promocji papierosów skorzystał on z pomocy swojej ówczesnej przyjaciółki, śpiewaczki operowej Claudii Muzio (paliła papierosy Onassisa publicznie).