Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Polski biskup za in vitro

Polityka

Oczywiście, że nie rzymskokatolicki. Ewangelicki – Marcin Hintz. Teolog, etyk, profesor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. W wywiadzie dla „GW” mówi jasno: tak, przyjęta ustawa in vitro to kompromis, a procedura jest godziwa.

Wolałby, by dostępna była tylko dla małżeństw dotkniętych bezpłodnością i w całości finansowana przez państwo, ale Kościół luterański w Polsce nie wyraża sprzeciwu.

Jaka ulga, że są jeszcze chrześcijanie w Polsce, którzy mają odwagę spojrzeć na in vitro inaczej niż nasi katolicy. Kościół rzymskokatolicki reaguje na demokratyczny wynik głosowania w parlamencie jak na zarazę.

Hejt lukrowany dewocyjną nowomową i pseudonaukowymi wywodami sączy się z ambon i łamów katolickich (i prawicowych) mediów. Kampania anty-in vitro jest tak intensywna, jak równoległa do niej kościelna kampania anty-dżenderowa. Głos polskiego katolicyzmu coraz powszechniej jest głosem dr. Terlikowskiego, ks. Oko i o. Rydzyka. Kto nie z nimi, ten łże-katolik.

Nie łudzę się, że kampania zelżeje. Kościół chce ją dowieźć do wyborów parlamentarnych. Są szanse, że do władzy dojdzie obóz pisowski, który czymś będzie musiał zapłacić katolickim biskupom i kaznodziejom za polityczne poparcie. Na przykład próbą przekreślenia ustawy in vitro jako niezgodnej z polską konstytucją. Ma już wpływowego rzecznika w tej sprawie, prof. Zolla.

Trudno w to uwierzyć, jeśli się pamięta, że prof. Zoll był kiedyś rzecznikiem praw obywatelskich i powinien wziąć pod uwagę, że sprawę in vitro można interpretować też w tych kategoriach.

Jak to możliwe, że po 50 latach od reform soborowych, otwierających Kościół rzymski na problemy świata współczesnego i współpracę ekumeniczną z innymi chrześcijanami, polski katolicyzm ignoruje całkowicie fakt, że są w Polsce chrześcijanie mający inne zdanie w kwestii gender czy in vitro? Jak to możliwe, że można ignorować ich obecność w naszej wspólnej ojczyźnie i mówić rzeczy dla nich nie do przyjęcia, czyli obrażać ich uczucia religijne? Przecież słuchają, czytają i myślą!

Możliwe, bo tak naprawdę idee soborowe, na czele z dialogiem ekumenicznym i międzyreligijnym, są w naszym katolicyzmie płytko zakorzenione, dekoracyjnie i bezrefleksyjnie. Jedynie nieliczna elita duchownych, intelektualistów i działaczy Kościoła rzymskokatolickiego wzięła je sobie głęboko do serca.

Większość ma do reform soborowych stosunek podobny jak nacjonalistyczna prawica do idei europejskiej. Na tym polega nasz kulturowy problem.

szostkiewicz.blog.polityka.pl

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną