Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Razem z „Wonder Woman” w kinie nadchodzi czas superbohaterek

Kadr z filmu „Wonder Woman” Kadr z filmu „Wonder Woman” mat. pr.
Komiksy i kino superbohaterskie powszechnie uznawane są za rozrywki zarezerwowane dla chłopców i mężczyzn. Wchodząca właśnie na ekrany kin „Wonder Woman” zwiastuje jednak odwrócenie tego trendu.

Kobiety jako główne bohaterki kina akcji to żadna nowość. Ikoną popkultury stała się grana przez Sigourney Weaver Ripley z serii filmów „Obcy”, podobnie choćby Sarah Connor z „Terminatora”, najpierw portretowana przez Lindę Hamilton, później w serialu przez Lenę Headey, a ostatnio znowu na wielkim ekranie przez Emilię Clarke (te dwie ostatnie w „Grze o tron” wcielają się odpowiednio w Cersei Lannister i Daenerys Targaryen, czyli najważniejsze osoby w Westeros).

Była jeszcze Nikita, Geena Davis w „Długim pocałunku na dobranoc”, czy wreszcie Leia z „Gwiezdnych wojen”. Tak więc choć ta gałąź kina pozostała zdominowana przez mężczyzn, piękniejsza z płci od czasu do czasu przypominała, że również potrafi „kopać tyłki”.

W ostatnich latach jednak owe „od czasu do czasu” zaczyna zmieniać się w „zdecydowanie coraz częściej”. Spójrzmy na fantastyczne/przygodowe blockbustery minionej dekady: „Igrzyska Śmierci”, „Resident Evil”, „Mad Max: Na drodze gniewu”, „Ghost in the Shell”, „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy”, „Łotr 1”, „Underworld”, „Na skraju jutra” – w każdym z tych obrazów to panie generalnie przewodziły, a mężczyźni co najwyżej im towarzyszyli. Kobiety „wygryzły” męskich herosów z pierwszych planów takich serii jak „Gwiezdne wojny” czy „Mad Max”!

Superbohaterki się nie sprzedają?

Tymczasem inaczej rzecz ma się (jak na razie) w wyjątkowo zmaskulinizowanej branży komiksów superbohaterskich, a co z tego wynika – również w filmach na nich opartych. Bo podczas gdy Furiosa, Rey i Jyn Erso budziły podziw, bohaterki filmów „Elektra” czy „Kobieta-Kot” co najwyżej wzbudzały poczucie litości. Przy czym niekoniecznie była to wina grających je odpowiednio Jennifer Garner i Halle Berry – po prostu obrazy te powstały w czasie, gdy i męscy herosi rozczarowywali, np. w „Daredevilu” i „Green Lantern”.

Sęk w tym, że podczas gdy z superbohaterami Hollywood kręciło kolejne filmy, aż w końcu zaczęły się podobać i zarabiać, w kwestii superbohaterek na długie lata zapanowało przekonanie, że historie z nimi po prostu się nie sprzedają.

Dlatego tak ważną premierą będzie „Wonder Woman” – po raz pierwszy od ponad dekady do kin wejdzie film superbohaterski z kobietą na pierwszym planie, jako tytułową postacią, co dla studiów z Fabryki Snów będzie swoistym sprawdzianem i z pewnością będzie rzutować na listy premier filmowych w kolejnych latach.

Publiczność, jak się wydaje, jest na taki film gotowa. Przecież Czarna Wdowa to członkini Avengers, Mystique i Jean Grey w zasadzie przejęły wodze w ostatnich obrazach z serii „X-Men”, Harley Quinn zachwycała w „Legionie samobójców”, a Jessica Jones i Supergirl mają własne seriale. Również samo Hollywood chyba wierzy, że tym razem się uda, bo w kolejnych latach zobaczyć mamy „Captain Marvel” (grana przez Brie Larson tytułowa bohaterka ma być najpotężniejszą postacią z herosów kinowego Marvela), „Batgirl” (tu za kamerą stanie Joss Whedon, odpowiedzialny wcześniej za „Avengers”) i „Gotham City Sirens” – to pokłosie wybuchu popularności Harley Quinn (granej przez Margot Robbie), której w tym obrazie towarzyszyć będzie kilka koleżanek, m.in. Kobieta-Kot i Trujący Bluszcz.

Fani od lat domagają się również solowego filmu o przygodach „Czarnej Wdowy”, rzecz jasna ze Scarlett Johansson w roli głównej.

Jeszcze bardziej na kobiecą dominację otworzył się świat samych komiksów, zwłaszcza tych spod szyldu wydawnictwa Marvel, gdzie w ostatnich latach panowie sukcesywnie spychani są na drugi plan. Na przykład Wolverine umarł i teraz zastępuje go w tej roli X-23, czyli jego kobiecy klon Laura (widzieliśmy ją w tym roku w filmie „Logan”), zbroję Iron Mana nosi czarnoskóra nastolatka Riri Williams, a młot i miano Thora od jakiegoś czasu dzierży Jane Foster.

Również w Polsce ukazuje się coraz więcej tytułów poświęconych superbohaterkom – do Wonder Woman dołączyły Harley Quinn, Jessica Jones w „Alias” i ostatnio „Czarna Wdowa”. Przy czym trzeba zaznaczyć, że są to po prostu reakcje na popularność tych postaci w filmach i serialach.

Zsumujmy jednak to wszystko, od filmów już czy zaraz wchodzących do kin, poprzez te zapowiadane na kolejne lata, przez zmiany na amerykańskim rynku komiksowym, aż po chętniej wydawane historie z superbohaterkami nad Wisłą – trend jest tu wyraźny. Czy się utrzyma? Wiele zależy od „Wonder Woman” (pierwsze recenzje są pozytywne), najwięcej zaś od widzów i czytelników, obu płci, którzy swoimi portfelami zagłosują, czy są gotowi/gotowe na komiksowe fabuły o superbohaterkach.

Wydaje się, że nieco odmiany i świeża krew (i inny zestaw chromosomów) nie powinny nam zaszkodzić.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną