Gdy w Atenach trwają demonstracje przeciwników i zwolenników nowych warunków pomocy, wszyscy politycy próbują przekonywać, jak bardzo zależy im na pozostaniu Grecji w strefie euro. Wiele w tym oczywiście hipokryzji, bo po cichu niejeden premier i minister w Europie chce już przestać co drugi dzień latać do Brukseli.
Grecki rząd, wzywając do głosowania na „nie”, równocześnie występuje z wnioskiem o nowy, trzeci pakiet ratunkowy, chociaż przecież drugi nie został do końca zrealizowany. Prosi też o specjalne potraktowanie przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, któremu nie jest w stanie spłacać rat kredytów. Tymczasem Komisja Europejska nie wyklucza powrotu do stołu rokowań i jest ponoć gotowa na pewne ustępstwa, chociaż przecież niedawno je wykluczyła. Wszyscy panicznie boją się referendum, bo nie rozwiąże ono wcale problemów, a może jeszcze pogorszyć sytuację.
Co bowiem stanie się, jeśli Grecy za radą swojego premiera odrzucą warunki pomocy? Nikt Grecji następnego dnia siłą nie wypchnie ze strefy euro, ale nie będzie ona mogła otworzyć banków bez kroplówki z Europejskiego Banku Centralnego. Obecny rząd utrzyma się u władzy, jednak nic nie wskazuje na to, żeby inne kraje strefy euro chciały z nim dalej prowadzić negocjacje. W końcu Grecja, pozbawiona jakiekolwiek wsparcia, sama wprowadzi odrębną walutę, bo tylko tak będzie mogła funkcjonować.
A jeśli Grecy powiedzą „tak”? Wówczas Aleksis Tsipras zapewne poda się do dymisji, a to tylko pogłębi chaos. Jeśli szybko nie powstanie nowy rząd, nie będzie z kim negocjować i pieniądze wcale szybko do Aten nie popłyną. W obecnym parlamencie nie ma większości dla ostrych cięć, więc w Grecji potrzebne będą raczej przedterminowe wybory, a ich wynik pozostaje sprawą otwartą. Także zatem ten scenariusz nie gwarantuje spokoju.
Nic dziwnego, że i Grecy, i reszta Europy ma nadzieję, że referendum uda się jeszcze uniknąć albo w ostatniej chwili skłonić Tsiprasa, żeby wezwał do głosowania na „tak”.
Do niedzieli zatem Grecja pozostanie w dziwnym stanie zawieszenia – faktycznie kraj niewypłacalny, ale formalnie państwo o nieustalonym statusie, które po prostu ma do uregulowania zaległą ratę w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Nikt nie chce być pierwszym, który głośno krzyknie: „Bankrut!”.