Premiera "Ogniem i mieczem" stała się świętem narodowym, więc krytyka filmowa jest tu bezużyteczna; byłoby to coś w rodzaju zastanawiania się, czy kolory na fladze państwowej są właściwie dobrane. Opinia krytyczna brzmiałaby niestosownie, pozytywna jest bez znaczenia wobec rozdętych rozmiarów entuzjazmu. Natomiast można się zastanowić, jaką to wydarzenie ma wagę w kulturze.
Pozwolę sobie ostrzec przed pójściem do kina tych, którzy nie lubią nadmiaru scen bitewnych, przeplatanych rzewną pijatyką. Ostrzeżenie poniekąd daremne, skoro już przeszło sto lat temu Aleksander Brückner, zarzucając Sienkiewiczowi, iż ukazuje w "Trylogii" przeszłość "zbyt jaskrawo, a jednostronnie", zapowiadał, iż Mistrz w końcu znuży czytelnika, któremu "w ciągłym hałasie wojennym lub gwarze biesiadnym trudno będzie uchwycić fizjognomię codziennego życia". Przepowiednia ta nie sprawdziła się ani na jotę.
Jerzy Hoffman zapowiadał w wywiadach, że filmując powieść Sienkiewicza kręci wielki romans na tle historycznym, nasze "Przeminęło z wiatrem" w XVII-wiecznych realiach. Czy ten zamiar w pełni się powiódł? Od 12 lutego film jest już w kinach.
Ronin w feudalnej Japonii był to samuraj bez przydziału, który angażował się na własną odpowiedzialność do doraźnej akcji zbrojnej, gdy zdarzała się okazja. W filmie pod tymże tytułem występują podobni profesjonaliści współcześni, których bieg historii pozbawił użyteczności; znaleźli się w impasie i gotowi są podjąć się jakiejkolwiek roboty.
Kto jest prawdziwym bohaterem tamtego czasu: Rzeczpospolita i kozacka Ukraina czy też Skrzetuscy, Chmielniccy, Zagłobowie, Bohunowie? Czy chcemy widzieć romans wpisany w dzieje, czy też ważny fragment dziejów Rzeczypospolitej z romansem rozgrywającym się na drugim planie? Pytania można mnożyć i od sposobu ich postawienia zależeć będzie, czy usatysfakcjonuje nas wchodzący na ekrany film "Ogniem i mieczem".
Film "Idol" przynosi, w ciągu dwóch godzin, trzydzieści cztery pełne numery rocka i stanowi sprzężenie muzyki z kinem tak kompletne, jakiego już dawno nie było na ekranach. W związku z czym wyłania się pytanie, co jest warte podobnie absolutne oddanie się kina w służbie gatunku najbardziej aktualnie popularnego, lecz także najbardziej krytykowanego?
Juliusz Machulski jest pierwszym polskim reżyserem, rozpoczynającym działalność artystyczną w czasach PRL, który w ogóle nie chciał uwierzyć w leninowską maksymę głoszącą, iż kino jest ze wszystkich sztuk najważniejsze. Nic podobnego, film ma być dobrą rozrywką, bez dodatkowych zobowiązań. Trudno się więc dziwić, że ówcześni szefowie kinematografii bez entuzjazmu przyjęli jego pierwszy projekt, "Vabank", który był komedią kryminalną w stylu retro.
Wysłannicy zaświatów, w spodniach i krawatach, w wykonaniu popularnych aktorów, po długiej przerwie pojawili się znowu na ekranach.
Zawodowcy z nazwiskami mają duże kłopoty z zebraniem pieniędzy na film, dlatego zwykle mają ich tylko kilka na koncie. Każda niepochlebna recenzja, plotka czy mała frekwencja widzów w kinie jeszcze bardziej zmniejsza ich szanse na znalezienie sponsora. Filmowcy amatorzy mają się świetnie, kręcą kilka filmów rocznie. A każdy z nich chciałby być zawodowcem.
Robert Duvall, ur. 1931 r. w San Diego, w Kalifornii. Debiutował na ekranie w 1963 r. w filmie "Zabić drozda". Zyskał sławę dzięki występom w wielu głośnych filmach, m.in.: "M.a.s.h.", "Ojciec chrzestny", "Network", "Czas Apokalipsy". Jest reżyserem filmu "Apostoł", który trafił niedawno na ekrany naszych kin.