Black Friday to w tym roku trudna pogoń za nielicznymi okazjami, podczas której łatwo wpaść w pułapkę fałszywych promocji. Niestety, nieuczciwe sklepy wciąż mogą czuć się bezkarnie, bo rząd spóźnia się z ustawą chroniącą klientów.
Gdy nasze cenowe odczucia mijają się ze statystyką, warto patrzeć na tendencje. Ekonomiści nie mają co do nich wątpliwości – szczytu drożyzny ciągle nie widać. Nie można ulegać złudzeniu, że dynamika wzrostu cen zwalnia. W jesiennych miesiącach znów przyspieszy.
To pierwszy polski Black Friday w czasach takiej drożyzny. Do zakupów zachęcają nie tylko mniej lub bardziej atrakcyjne promocje, ale także płatności odroczone. Te jednak mogą okazać się pułapką.
Sklepy w centrach handlowych, galerie sztuki i muzea będą otwarte od 1 lutego. Pozostałe restrykcje tzw. etapu odpowiedzialności zostają utrzymane co najmniej do 14 lutego – ogłosił minister zdrowia Adam Niedzielski.
Zwolennicy handlu w niedzielę odnieśli jedno małe zwycięstwo. Ale przeciwnicy nie składają broni. Szykuje się długa wojna, na żaden sensowny kompromis nie ma co liczyć.
Centra handlowe cieszą się, bo zarobią na przedświątecznym szale konsumpcyjnym. Za to katastrofa czeka miejscowości górskie, gdyż zdaniem rządu lepiej chodzić po sklepach, niż jeździć na nartach.
Pandemia dobiera się do naszych portfeli. Nastroje konsumentów i ocena osobistej sytuacji finansowej były w październiku najgorsze od lat, a w listopadzie są już fatalne.
Nie ma już ognisk zakażeń. Tam, gdzie gęstość zaludnienia jest największa, koronawirus rozprzestrzenia się najgwałtowniej. Dlatego siedzenie w domu ma sens.
Tesco wycofuje się z polskiego rynku, w siłę rośnie pozostające dotąd nieco w cieniu Netto. Rząd musi poszukać innego kandydata na bazę swojej narodowej sieci handlowej.
Choć znoszenie kolejnych ograniczeń w kraju i za granicą jest dobrą informacją dla gospodarki, to cieszyć należy się z umiarem. Eksport odmrozi się stopniowo.