Świat stawia na energię odnawialną, my na kopalną. I mamy z nią coraz więcej kłopotu.
Mateusz Morawiecki, wygłaszając exposé, nie wypowiedział dwóch słów należących do kanonu każdego premiera: węgiel i górnicy. Czyżby świadomość, że epoka „czarnego złota” już się skończyła, dotarła nawet do rządzących?
Ziemia na Śląsku odpłaca się za lata fedrowania. Grunt się zapada, domy pękają, a w kościele w Bytomiu nawet pan Jezus nie trzyma pionu.
Po północy ratownicy odnaleźli ostatniego górnika, któremu przez 11 dni szli na ratunek. Ciało zostało uwięzione pod konstrukcją stalową, zmiażdżoną straszliwą siłą tąpnięcia.
Polska gospodarka ma uwieszony u szyi ciężki kamienny węgiel. Albo się od niego uwolni, albo przepadnie wraz z nim na dnie kopalnianego szybu.
Parlament cichcem i w błyskawicznym tempie przyjął nowelizację tzw. ustawy górniczej, która związkowcom z likwidowanych kopalń przyznaje przywileje identyczne, jak górnikom pracującym pod ziemią.
Po włączeniu kopalń KHW do PGG węglowa spółka zatrudniać będzie ok. 40 tys. pracowników i wydobywać ok. 40 mln ton węgla.
O tym, jak w Bogatyni PiS zamiata śmieci.
O północy z 30 na 31 grudnia wyjechała z zabrzańskiej kopalni Makoszowy ostatnia tona węgla. Symboliczna z wielu powodów.
W kilku zapalnych miejscach na Śląsku pojawiły się protestacyjne transparenty i skandowano: „PiS grabarzem polskiego górnictwa”.