Towar szuka klienta – ta reguła wolnego rynku sprawdza się oczywiście nie tylko w ekonomii, ale i w kulturze, o czym zdążyliśmy się dobrze przekonać w ciągu 12 lat od momentu zmiany systemowej. Choć komercjalizacja nie musi automatycznie unieważniać hierarchii gustów, w dzisiejszej Polsce kulturą masową rządzi zasada, wedle której jedynym kryterium doniosłości danego zjawiska jest jego zasięg łatwo przeliczalny na dochód pomysłodawcy i producenta.
Za lichy poziom naszej kultury masowej odpowiedzialni są także twórcy tzw. kultury wysokiej, którzy obraziwszy się na czasy, na publiczność i w dodatku jeszcze na krytykę, wycofali się do swoich nisz, z których teraz obserwują nieufnie dokonujące się przemiany w zachowaniach kulturalnych Polaków.
Kultura popularna ma za sobą całkiem już długą historię, obfitującą nie tylko w wydarzenia doraźnie przyciągające uwagę mas, ale też prawdziwie wartościowe dokonania, które wytrzymały próbę czasu i zyskały trwałe uznanie. Czy zasługują na miano arcydzieł? Naszym zdaniem tak, co postaramy się poniżej udowodnić.
Obie trafiły do Europy mniej więcej w tym samym czasie – na początku XVII w. Naznaczone pogańskim piętnem były początkowo podejrzewane o właściwości trujące i narkotyzujące. Szybko jednak wrosły w tkankę obyczaju. Stworzono wokół nich instytucje, rytuały i celebrę. Obie – mniej więcej w połowie XX w. – uległy presji postępu i pośpiechu zmieniając się we własne karykatury: herbatę ekspresową i kawę rozpuszczalną.
Bycie sławnym to najmodniejszy obecnie zawód. Prowadzić mogą do niego różne drogi, ale coraz więcej młodych ludzi w Wielkiej Brytanii wybiera jedną z najprostszych, czyli szkołę sławy. Otworzyła ona drzwi do sukcesu m.in. Naomi Campbell, Denise Van Outen, Baby Spice, Kelly Brook, zespołowi All Saints i wielu innym.
Dzielny Hans Kloss kolejny raz okazał się bohaterem wakacyjnego sezonu. Pomiędzy odcinkami mogliśmy zobaczyć, jak wynurzający się z czołgu sobowtór jednego z pancernych, snajpera Janka Kosa, promuje usługi telekomunikacyjne. Miłośnicy komiksów dopominają się o milicyjnego herosa – kapitana Żbika. Te kolejne wybuchy miłości do idoli z czasów PRL pokazują, że polska kultura popularna ostatniego dziesięciolecia nie stworzyła postaci mogącej godnie z nimi konkurować. Nie stworzyła, bo nie umiała i nie mogła.
W najnowszej filmowej wersji „Hamleta” królewicz duński nie dzierży już w dłoni, jak nakazywałaby tradycja, czaszki, ale kasety wideo z filmami akcji. Jakby to one miały dać siłę apatycznemu księciu snującemu się z pistoletem po Nowym Jorku i zachęcić go do wyrównania rachunków. Nie po raz pierwszy twórcy kultury popularnej sięgają do dramaturgii Szekspira i dostosowują ją do gustów i wrażliwości młodej publiczności.
Jack Kerouac by się zdziwił. Długą rolkę papieru, na której prawie pół wieku temu wystukał w trzy tygodnie powieść „W drodze”, renomowany dom aukcyjny Christie’s wycenił na ponad milion dolarów. Pod kapitalistyczny młotek poszedł symbol buntu przeciwko amerykańskiemu wyścigowi szczurów.
Koniec historii, kultura wyczerpania – te hasła jeszcze nie tak dawno rozpalały emocje intelektualistów. Dziś jednak nawet na uniwersytetach intelektualne mody nie są modne, zaś postmoderniści, tak niegdyś głośni, przemienili się w cichych sceptyków.