Próba przeforsowania wniosku o wotum nieufności wobec ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza skończyła się widowiskową porażką opozycji. To tylko jeden z sygnałów, że opozycja nie bardzo wie, jak postępować z koalicją. I vice versa.
Rząd pracuje nad ustawą likwidującą jedną trzecią z ponad 50 istniejących urzędów centralnych, agencji i funduszy celowych. Wbrew pozorom jednak nie jest to wcale posunięcie radykalne. Owszem, ubędzie trochę prezesów i limuzyn. Ale największymi pieniędzmi dysponują instytucje, o likwidacji których – na razie? – się nie mówi.
Jeśli Sejm przyjmie przygotowaną przez rząd ustawę „czyszczącą”, to do połowy 2002 r. spośród obecnie istniejących zniknie dwadzieścia pięć centralnych urzędów, agencji i inspekcji. Ich szefowie, a także około 1,5 tys. urzędników i funkcjonariuszy będzie musiało poszukać nowych posad.
Nominacja Andrzeja Kaucza na stanowisko szefa Prokuratury Krajowej i wiceministra sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera rozpętała burzę. Po raz kolejny Kauczowi wypomniano, że oskarżając w stanie wojennym Władysława Frasyniuka zażądał dla niego 10 lat więzienia. Od 1982 r., za każdym razem, gdy prokurator jest chwalony za sukcesy i awansowany, zawsze znajduje się ktoś, kto przypomina tamten proces. I dalej już jest jak u Gogola: „Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator: ale i ten, prawdę mówiąc, świnia”.
Choć minęły już trzy tygodnie od chwili powołania, to wielu nowym ministrom nie udało się dotąd obsadzić wszystkich foteli swoich zastępców – zwłaszcza tych, które przypaść mają osobom rekomendowanym przez PSL i UP. Dalej trwają kadrowe konsultacje. Nie wstrzymuje to jednak coraz szybszej wymiany szefów centralnych urzędów i służb.
Razem z premierem Jerzym Buzkiem i jego ministrami dymisje musieli złożyć wszyscy dotychczasowi sekretarze i podsekretarze stanu. Premier Leszek Miller polecił swoim ministrom zmniejszyć liczbę wiceministrów i większość nominacji już podpisał. Kto znalazł się w drugim rządowym szeregu?
Rząd Leszka Millera otrzymał od Sejmu wotum zaufania. Za wotum głosowała nie tylko koalicja SLD-UP-PSL, ale także Samoobrona, która w exposé premiera znalazła podobno zapowiedź realizacji swoich postulatów. Z exposé premiera tak już jest: każdy znajduje w nim to, co chce znaleźć.
Na inauguracyjnych posiedzeniach zebrały się Sejm IV kadencji i Senat V kadencji. Posłowie i senatorowie złożyli ślubowanie i wybrali swe władze. Premier Jerzy Buzek podał się do dymisji, a prezydent powołał nowy rząd premiera Leszka Millera. Ten gabinet w ciągu dwóch tygodni musi uzyskać od Sejmu wotum zaufania, co jest formalnością, bowiem koalicja SLD-UP-PSL posiada wystarczającą większość. Tak więc zakończył się powyborczy okres przejściowy. Mamy nowy parlament z ukonstytuowanymi władzami, mamy rząd, który natychmiast przystąpił do działania.
Mamy rząd, dziewiąty w III Rzeczypospolitej! Koalicyjny gabinet Leszka Millera powstał rekordowo szybko, w większości też wiadomo, czego można się spodziewać po jego członkach. Tworzą go bowiem ludzie doświadczeni i sprawdzeni. To dobra wiadomość. Gorsza jest ta, że sam rząd wydaje się dużo lepszy niż porozumienie koalicyjne, które go stworzyło. Zawiera ono więcej ogólnych postulatów niż konkretnych ustaleń, a to nie najlepiej rokuje w niespokojnych czasach.
Koalicja SLD-UP-PSL stała się faktem. Gremia kierownicze obu partii zaakceptowały wstępne ustalenia i postanowiły wspólnie wyłonić rząd. Desygnowany na premiera Leszek Miller może rozpocząć pracę nad swym sejmowym exposé, które będzie pierwszą odsłoną rzeczywistych zamierzeń trzech partii i wyłonionego przez nie gabinetu. Godzina prawdy nadejdzie jednak dopiero wtedy, gdy pojawi się projekt budżetu firmowany przez nowy rząd.