Pęczak w areszcie, Szarawarski zapewne bez immunitetu, Długosz na ławie oskarżonych, Różański w kłopotach z powodu być może ujawnionej tajemnicy państwowej. Byli i obecni baronowie SLD mają wyjątkowo złą passę. Złą passę ma cały SLD. Jerzy Urban, który jakiś czas temu złożył legitymację, mówi, że partia powinna się rozwiązać. Jarosław Kaczyński chce po prostu delegalizacji tego „przestępczego syndykatu”. A cała opozycja ma nadzieję, że komisja śledcza po prostu zmiecie Sojusz ze sceny politycznej.
Te same twarze, te same języki. Tak przyzwyczailiśmy się do nich przez te kilkanaście lat, że nie potrafimy już sobie wyobrazić innej lewicy niż spadkobiercy poprzedniej epoki. A przecież jest to lewica z przypadku.
Szefowie lewicowych partii skazani są na porozumienie. Ale im dalej w Polskę, tym trudniej. „Borówki” narzekają, że lokalni działacze SLD mszczą się za secesję. Aktywiści Sojuszu, mimo pojednawczego tonu Krzysztofa Janika, nie chcą darować „zdrajcom” z SDPL. Czy z tego może powstać wspólny sztab wyborczy?
Rozbita, poobijana lewica prowadzi kampanię lewicowych obietnic. Po raz pierwszy może znaleźć się poza parlamentem i – ledwie się podzieliwszy – głośno zaczyna mówić o zjednoczeniu.
Kilka dni przed swoimi 80 urodzinami generał Wojciech Jaruzelski znów znalazł się wśród setek entuzjastycznie witających go partyjnych aktywistów. Wsparty na lasce, z twarzą człowieka zmęczonego życiem, robił wrażenie zakłopotanego i zaskoczonego. Podobnie jak obserwatorzy kongresu SLD.
Co uwiera premiera Millera? – pytał kilka tygodni temu na łamach swojego tygodnika Jerzy Urban i natychmiast odpowiadał: pewność siebie i niepewność jutra. Zeznający przed komisją śledczą badającą tak zwaną sprawę Rywina redaktor naczelny tygodnika „Nie” sam siebie nazwał niebezpiecznym typkiem. I rzeczywiście, po jego zeznaniach pewność siebie premiera musiała zdecydowanie zmaleć, a niepewność jutra znacznie się zwiększyć. Nie tylko zresztą premiera: lawina ruszyła i zagarnia kolejne osoby.
Odkąd Polska wysunęła się na niechlubne pierwsze miejsce w Europie pod względem bezrobocia, trwa wzmożone poszukiwanie winnego. Najwięcej wskazań zbiera oczywiście Leszek Balcerowicz, nazywany wrogiem ludzi pracy: to on przydusił dopływ pieniędzy na rynek, co przyhamowało popyt i spowodowało spadek sprzedaży, to on zepchnął wiele przedsiębiorstw w otchłań upadku, a ludzi w bezrobocie. Kiedy Unia Wolności wycofała się z rządu i tekę ministra finansów przejął, jak się wydawało, „nasz człowiek” – ludzie z kręgu Solidarności odetchnęli z ulgą. Ale Jarosław Bauc okazał się wcale nie lepszy: zamiast skrytykować poprzednika, który wraz z Radą Polityki Pieniężnej tylko o dwa punkty obniżył stopy procentowe – oświadczył, że póki popyt dominuje u nas nad podażą, stopy muszą być wysokie.