Tekst Mariusza Hermy ukazał się w POLITYCE 4 lata temu. W tym roku zmierzyli się z nim maturzyści – na egzaminie z języka polskiego na poziomie podstawowym.
Cieszmy się z wyników, nie odbierajmy młodym ludziom radości. Ale już jutro powinniśmy oderwać się od optymistycznych statystyk i zadać proste, lecz kluczowe pytanie: co naprawdę mierzy wynik maturalny?
Tegoroczna matura z języka polskiego była egzaminem ze wszystkiego, co choć trochę ociera się o kulturę. Wystarczy już kojarzyć cokolwiek z czymkolwiek.
Młodym nie chce się chcieć. Uczyć, tworzyć, a czasami nawet myśleć. A teraz masowo oblali maturę. Dlaczego stracili motywację?
Dziwię się, tak jak wszyscy, że nagle jedna trzecia maturzystów oblewa matematykę, bo nie wierzę, by poszczególne roczniki różniły się od siebie bardzo poważnie, jak to bywa z winem.
Niemal jedna trzecia oblała matury. Znów ich więcej niż przed rokiem. Czy za dużo?
Szkoła jest wciąż potrzebna, ale nie taka.
Minister edukacji Krystyna Szumilas dwoma zamiarami, ujawnionymi m.in. na urzędowym blogu, przerwała błogostan, w jaki zapadło szkolnictwo, chwilowo nienękane gruntownymi reformami i systemowymi rewolucjami.
Biskupi żądają wprowadzenia matury z religii i zapowiadają, że tym razem nie odpuszczą. Czeka nas kolejna odsłona sporu o szkolną katechezę.
Czy 70 tys. uczniów, których przerasta egzamin maturalny, czyli w sumie co piąty, to dużo czy mało? Goła liczba wygląda przygnębiająco. Jednak w ubiegłym roku przez te same egzaminy nie przeszedł co czwarty zdający – aż 95 tys. osób.