Po 12 miesiącach nauki online wiele dzieci przywykło do czterech ścian i samotności. Nie tęsknią już za stacjonarnymi lekcjami.
Ściąganie na wyższych uczelniach nie jest niczym nowym. Wygląda jednak na to, że pandemia wywołała epidemię tego zjawiska.
Statystyki o przechodzeniu na naukę zdalną lub hybrydową klas I–III oscylują już wokół poziomu, przy którym w listopadzie zamykano już wszystkie szkoły.
Wszyscy mają dość pozorowanej nauki. Uczniowie, ale przede wszystkim rodzice, chcą prawdziwej. Dlatego dyrektorzy proszą, żeby się deklarować ws. szczepienia.
Kończą się ferie dla dziecka, ale też dla matki albo ojca. Wracają lekcje online, wspólne pisanie sprawdzianów, podpowiadanie. Cała ta cholerna nauka, której rodzic nienawidzi.
Andrzej Duda jako moderator dyskusji odczytywał pytania fejsbuko- i twitterowiczów ministrowi Przemysławowi Czarnkowi. Czemu to miało właściwie służyć?
Wśród nauczycieli i pracowników szkół trwa licytacja i obstawianie, ile czasu potrwa stacjonarna nauka uczniów klas I–III. Najczęstszy typ to ok. trzech tygodni, miesiąc.
Trudno uniknąć wrażenia, że Ministerstwo Edukacji i Nauki przyjęło strategię zaniedbującego rodzica. Nie interesują go dzieci, zwłaszcza ich kłopoty czy nawet zdrowie.
Dominuje przekonanie, że ma być normalnie. Czyli na granicy humanitarnego traktowania – mówi Grzegorz Całek, który bada opinie rodziców na temat nauki podczas pandemii.
Na matematyce ma być mniej zadań, a na języku polskim pojawi się dodatkowy temat wypracowania, w którym będzie można odwołać się do lektur spoza kanonu.