13 czerwca wybieramy posłów do parlamentu europejskiego, a nie polskiego
Teraz my, polscy wyborcy, mamy pokazać, co znaczymy w Europie. Musimy wyłonić 54-osobową reprezentację z należytą kulturą, wiedzą i rozumem, która na co dzień będzie kształtować opinię europejskiej klasy politycznej o Polsce. Zadanie to karkołomne – sądząc po jakości Sejmu – ale Polacy przecież kochają wyzwania!
Gdyby 13 czerwca frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego odpowiadała imponującej liczbie komitetów i kandydatów, nie byłoby źle. Politycy to głosowanie traktują jako rodzaj prawyborów krajowych, które mają zweryfikować układ znany z sondaży. Dla kilku ugrupowań będą testem ostatniej szansy.
Do Parlamentu Europejskiego idziemy z eurowrogami na czele
Rozmowa z Patem Coksem, Irlandczykiem, przewodniczącym Parlamentu Europejskiego
W tym parlamencie spotykają się najczęściej dwie kategorie posłów: debiutanci, którzy dopiero przecierają szlaki politycznej kariery – oraz słonie, czyli ci, którzy karierę kończą. Dla wszystkich polskich polityków będzie to niebywała gratka: pensja grubo wyższa niż prezydenta czy premiera. Naszych posłów do UE wybierzemy już w najbliższych nadchodzących wyborach w 2004 r.
Jeśli w ogóle jest jakiś dzień europejskiego obywatela, to przypada on właśnie w tym tygodniu. Prawie trzysta milionów Europejczyków z 15 krajów Unii wybiera swój parlament. Na razie ów parlament niewiele więcej ma do powiedzenia niż rosyjska Duma. Kiedy uzyska tyle uprawnień wobec rządów europejskich co nasz Sejm - będzie to znak, że Europa się zjednoczyła.