Inwigilacja politycznych przeciwników przez polski rząd, choć szokująca w kraju, w skali świata nie jest wyjątkowa. Przeciwnie, doskonale wpisuje się w trend nadużywania władzy i gardzenia zasadami demokracji.
Pytanie o wpływ służb specjalnych działających na zlecenie władzy na wybory parlamentarne w 2019 r. jest dzisiaj całkowicie uzasadnione.
Przesłuchiwany przez senacką komisję John Scott Railton z Citizen Lab mówił, że miał wrażenie déjà vu: rosyjscy hakerzy robili tak z korespondencją Aleksieja Nawalnego. Kanadyjczycy potwierdzili też, że inwigilację można prowadzić nawet po wygaśnięciu licencji na Pegasusa.
Patrząc na codzienną praktykę, np. reasumpcję głosowań w Sejmie, podsłuchy Pegasusem czy kazus sędziego Juszczyszyna, trzeba przyjąć, że rządy prawa mają być całkowicie zależne od swobodnego uznania PiS. Bo władza i suwerenność są ważniejsze niż jakaś praworządność.
Rok 2022 zaczął się dla PiS jeszcze gorzej, niż się skończył 2021. Prezes Kaczyński nie wyklucza przedterminowych wyborów. Stan jest taki, że w zasadzie niczego już nie można wykluczyć.
Senat powołał w środę nadzwyczajną komisję ds. inwigilacji przeciwników politycznych PiS. Będzie miała dużo mniejsze uprawnienia niż komisja śledcza, ale może odegrać pewną rolę.
Po miesiącach zaprzeczeń i kpin najważniejszych funkcjonariuszy PiS ich szef Jarosław Kaczyński przyznał, że służby używały cyberbroni wobec obywateli.
Citizen Lab z Kanady należy do najbardziej renomowanych jednostek badawczych zajmujących się cyfrowymi aspektami demokracji i cyberbezpieczeństwem. Świat ją podziwia, polski rząd – w żenujący sposób dyskredytuje.
U nas równość i sprawiedliwość polegają na, by tak rzec, równowadze aktywów i pasywów w każdej dziedzinie. Jest nawet specjalne ministerstwo, które o to dba.
Niech nas nie zmylą zapewnienia przedstawicieli rządu, że wszystko odbyło się zgodnie z zasadami i pod kontrolą sądu.