Po którym zerze na koncie zaczyna się bogactwo? Po jakiej marce samochodu lub zegarka poznać bogatego? Po jak bardzo szerokim geście? Pod koniec czerwca kilkunastu posłów różnych opcji zgodnie złożyło w Sejmie projekt zmiany ordynacji podatkowej, która – jak się pewnie pomysłodawcom wydaje – da prostą odpowiedź na trudne pytanie, co jest prawdziwym zbytkiem i luksusem. Projekt ten zakłada, że dotychczas ukrywane przez obywateli dochody obłoży się podatkiem dochodowym, a najbogatszych obejmie się obowiązkiem składania deklaracji majątkowych. Nie pierwszy to pomysł, by uszczknąć nieco bogatym i napiętnować luksus. Nieprzypadkowo pojawia się w czasie przedwyborczej gorączki. Pada na żyzny grunt, bo Polacy swoich bogatych wciąż niezbyt lubią, chętniej w nich widzą krwiopijców i szalbierzy niż ludzi, którzy doszli do majątku pracą i talentami. Ale też z biegiem lat coraz powszechniej akceptują ich jako kapitalistyczną oczywistość. Sami bogaci, rzecz jasna, przeciw projektowanym zmianom oponują. Tym bardziej to naturalne, że są bogatymi bardzo świeżej daty, na dobrą sprawę uczą się dopiero nimi być. Toteż polski luksus ma swojski, ciekawy rys.
Wszyscy wspieramy szarą strefę. Do takiego wniosku doszedł urzędnik fiskalny po dwutygodniowym urlopie za granicą, zorganizowanym przez biuro podróży. Podczas pobytu skrupulatnie notował swoje spostrzeżenia. Oto jego pamiętnik.
Zamiast całościowej reformy podatków czeka nas w przyszłym roku bolesna fala podwyżek podatku od towarów i usług (VAT), na której rząd spodziewa się zarobić dodatkowo 2,8 mld zł. Z tej sumy 1,3 mld zł jest już prawie pewne. Sejm bowiem przegłosował 3 proc. VAT w rolnictwie. Jeśli kolejne propozycje rządu zostaną przyjęte przez parlament, wzrosną ceny mieszkań, materiałów i robót budowlanych, żywności i prasy. VAT, nazywany także podatkiem konsumpcyjnym, jest bowiem doliczany do cen.
Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) opublikowała czarną listę 35 krajów i terytoriów zależnych, gdzie najłatwiej zakładać podejrzane spółki, czyścić brudne pieniądze i unikać płacenia podatków. Jest to – być może – wstęp do pierwszej zorganizowanej akcji międzynarodowej wymierzonej przeciw tego rodzaju praktykom. Dotychczas politycy narzekali, a raje finansowe kwitły, bo trudno z nimi walczyć w czasach globalizacji rynków finansowych, wszech-obecności Internetu i rosnącej swobody przepływu kapitałów.
Pytanie: Jak osobową Hondę Civic przerobić na samochód ciężarowy? Odpowiedź: Wystarczy włożyć metalową kratkę za przednie siedzenia auta i zwrócić się o zaświadczenie o przeróbce auta do diagnosty. Potem kazać sobie zwrócić 22 proc. podatku VAT, a koszty utrzymania samochodu przerzucić na firmę.
Koalicja nie potrafi uczyć się nawet na własnych błędach. Ledwie jej przywódcy ogłosili, że zgodnie wracają do sprawy reformy podatków od dochodów osobistych, zniweczonej w ubiegłym roku przez weto prezydenta, a już zaczynają się nieporozumienia i konflikty.
Śląsk jest największym dłużnikiem podatkowym kraju. Tylko w ubiegłym roku nie odprowadzono stąd do państwowej kasy 2 mld zł. Dwie trzecie wszystkich zaległości przypada na górnictwo. Kopalnie nie płacą w całości żadnego z wymaganych podatków. Do tej pory prezesi państwowych spółek nie ponosili za to konsekwencji. Byli też rozgrzeszani przez ministrów, reprezentantów Skarbu Państwa, którzy każdego roku udzielali im skwitowania. Śląski fiskus – w imię zasady sprawiedliwości podatkowej – chce skończyć z dotychczasową pobłażliwością.