Koniec wieku korowodem okrągłych rocznic coraz szybciej zaprasza do rewizji zasług i grzechów kończącej się epoki, której granic nie wyznaczają jedynie kartki kalendarza. Zbiegają się teraz okrągłe rocznice urodzin Goethego, Mickiewicza i Puszkina. Co łączy, co dzieli trzech poetów? Co mieliby sobie powiedzieć, gdyby się spotkali przy jednym stole?
Ktoś dał jego wiersze Zbigniewowi Herbertowi. Otrzymał list, poeta pisał: "Jestem zafascynowany". Tak się zaczęła znajomość, przyjaźń. Miłosz w "Innym abecadle" omówił tom "Biedronka na śniegu", dostrzegając w Szuberze najzdolniejszego ucznia. Zbigniew Mentzel nominując Janusza Szubera do nagrody Paszport "Polityki" napisał: "Ten na pozór jeszcze jeden ťprowincjonalnyŤ twórca, ťostatni poeta GalicjiŤ, samotnik z Sanoka, piszący latami do szuflady, to Europejczyk z krwi i kości".
Nazywano ich Pokoleniem ´68 albo pokoleniem Nowej Fali. 30 lat temu młodzi poeci z Krakowa, Poznania, Warszawy zawiązali formację, która okazała się z czasem jednym z najważniejszych zjawisk we współczesnej literaturze polskiej. Ich wiersze, podobnie jak uprawiana przez nich krytyka literacka i eseistyka, ujawniały niepokorną wrażliwość ludzi zainteresowanych nie tylko zmianą dominującej wtedy estetyki poetyckiej, ale też radykalnym zrewidowaniem przekonań co do społecznych ról literatury. Postulat mówienia wprost, krytyka języka propagandy, nieufność jako istotny element postawy intelektualnej pojawiły się już w pierwszych wierszach Stanisława Barańczaka, Ryszarda Krynickiego czy Juliana Kornhausera. I nic dziwnego, że tak formułowany program musiał się zderzyć z realiami ówczesnej polityki. Barańczaka, już jako działacza KOR, objęto wieloletnim zakazem druku, ale też i pozostali nowofalowi poeci byli postrzegani przez władzę jako polityczni przeciwnicy. W ten sposób ruch poetycki stał się, chcąc nie chcąc, odmianą politycznej kontestacji, choć przecież jego uczestnicy byli i pozostali przede wszystkim poetami. O Nowej Fali po trzydziestu latach pisze jeden z czołowych krytyków literackich tego pokolenia Tadeusz Nyczek.
Marcin, młody poeta publikujący w Sieci, napisał w jednym ze swoich utworów: "Miałbym na papierze pisać/ wiersze aby nie spłonęły/ Dla bezpieczeństwa swojego własnego/ poezji oraz moich czytelników/ stałem się wirtualny".
Podróż, miłość, małżeństwo, sprzątanie i pranie, niemal wszystko zabiera nam coraz mniej czasu, zarazem dręczy dotkliwie poczucie jego braku. Życie ludzkie przedłuża się, lecz poza tym wszystko jest jakby krótsze. Paradoks skrótu jest znakiem naszej epoki. Nawet pisanie do "Polityki" od jakiegoś czasu zawiera w sobie wyrok skrótu. Ten mój tekst o listach jest skazany na mniej słów niż rzetelny list pisany w XIX wieku.