Sankcje mogą zadziałać, jeśli będą połączone z wizją polityczną zachodnich przywódców na temat tego, gdzie chcą widzieć Rosję. Trzeba w Putinie zobaczyć kalkulującego swoje polityczne przetrwanie wroga.
Sankcje są dość ograniczone, dalekie na razie od zapowiedzi, że atak na Ukrainę skłoni USA do ukarania Rosji niezmiernie surowo. Biden wybrał opcję dawkowania ich proporcjonalnie do rozszerzania skali inwazji.
Do niemieckiej decyzji o wstrzymaniu Nord Stream 2 Unia dodała m.in. odcięcie banku centralnego Rosji od rynków finansowych. Na listę sankcyjną nie wciągnięto jeszcze samego Putina, ale jest na niej już 351 posłów Dumy.
Zachód znów grozi Rosji sankcjami z powodu Ukrainy. Wciąż jednak obowiązują te nałożone w odwecie za Krym. Czy tym razem efekt będzie inny?
Utrzymać sankcje wobec rosyjskich parlamentarzystów w Radzie Europy? Czy jednak uwierzyć groźbie Kremla, że jest gotów opuścić tę organizację? Nawet antyputinowscy obrońcy praw człowieka nie mają jednej odpowiedzi.
Oficjalnie działania Amerykanów tłumaczy się m.in. odpowiedzią na politykę Rosji, która próbuje obalić demokracje Zachodu, okupuje Krym i wspiera w Syrii reżim Asada.
Choć Stany są krajem trzy–cztery razy większym niż Niemcy, sankcja dotknęła tu 15 razy więcej dyplomatów niż w Niemczech.
To nie jest jakaś groteskowa „zimna wojenka”, tylko ostrzeżenie przed realnym zagrożeniem.
Wydalenie rosyjskich dyplomatów to jedna z najostrzejszych sankcji, na jaką zdecydowały się USA wobec Rosji w ostatnich latach.
Po raz kolejny lądujemy na marginesie, a nie w głównym nurcie polityki europejskiej.