To pierwszy stan wyjątkowy w III RP, a jego uzasadnieniem jest kilkaset nielegalnych przekroczeń granicy i cykliczne manewry wojskowe na terenie Białorusi. Brak wytłumaczenia, dlaczego z sytuacją nie można sobie poradzić dotychczasowymi środkami.
Konferencja Mateusza Morawieckiego i Mariusza Kamińskiego była preludium do sejmowego głosowania nad stanem wyjątkowym. Miała wzbudzić poczucie rosnącego zagrożenia i presję „Polek i Polaków”, by wszystkie polityczne siły zgodnie zagłosowały „za bezpieczeństwem”.
Im bardziej PiS się znęca nad uchodźcami, tym bardziej Polacy się ich boją. Rząd de facto prowadzi wojnę hybrydową przeciwko własnemu społeczeństwu.
Wzrost liczby migrantów na granicach Białorusi to forma rewanżu. „Zatrzymywaliśmy narkotyki i migrantów, ale teraz niech Europa sama sobie ich łapie” – mówi Aleksandr Łukaszenka. Ma w tej kwestii pełne wsparcie Rosji.
Jarosław Kaczyński już na zawsze będzie miał w życiorysie swój stan wyjątkowy. A że śmieszny i groteskowy, to tym gorzej dla niego.
Rozporządzenie w sposób oczywisty ma jeden cel: odciąć społeczeństwo od informacji na temat sytuacji na granicy oraz uniemożliwić ujawnianie przypadków łamania prawa przez Straż Graniczną.
Granica z Białorusią stała się sceną politycznego spektaklu, a strzegąca jej służba działa pod dyktando radykałów.
Wprowadzanie stanu wyjątkowego w reakcji na zbliżające się ćwiczenia wojskowe za naszą wschodnią granicą rozmija się zarówno z charakterem tego środka, jak i typem zagrożenia. Nie dajmy się więc zmylić.
Białoruś może oskarżać Polskę o spowodowanie dramatycznej sytuacji ludzi pod Usnarzem Górnym, a Polska może odwzajemniać się tym samym Białorusi. Wszystko wskazuje, że tzw. dobra zmiana kupiła grę wykoncypowaną w Moskwie i Mińsku.
Straszna tragedia afgańskiej rodziny ma w tle czyjąś nieczułość, która też nie wzięła się znikąd. Jest ona bowiem pochodną wiele lat trwającej, a dziś jeszcze zwielokrotnionej propagandy PiS skierowanej przeciwko uchodźcom.