Sytuacją na granicy Polski z Białorusią zajmowałem się w dwóch felietonach, mianowicie „Co jest za tym drutem?” i „Stan wyjątkowy. Propaganda zaciera drugą stronę medalu”. Zwracałem uwagę na rozmaite aspekty, np. na zagrożenia dla zwierząt wynikające z użycia drutu kolczastego do budowy zasieków. Pan Błaszczak stwierdził (nie twierdzę, że pod wpływem moich uwag), że rzecz jest zauważana i powstający płot ma problem rozwiązać. Chyba jednak kręcił, bo parę dni później zwrócono uwagę, że urządzenie chroniące granicę jest niebezpieczne dla rysiów, niestety coraz rzadszych w Polsce, a ostatnie zdjęcia dokumentują, że drut dalej funkcjonuje jako blokada dla przekraczania granicy.
Pan Kaczyński zapowiedział, że na granicy polsko-białoruskiej zostanie zbudowana „bardzo poważna zapora, którą będzie bardzo trudno sforsować”. Wygląda na to, że poważna ochrona granicy jest planem na przyszłość, a na razie mamy prowizorkę stymulującą nielegalny ruch graniczny i zagrażającą zwierzętom.
Nie to jednak skłoniło mnie do napisania trzeciego felietonu na „pograniczny” temat. O ile miesiąc temu sądziłem, że dobrozmienna polityka na rubieży polsko-białoruskiej jest jednak podyktowana ochroną granicy, o tyle obecnie jestem skłonny na serio traktować przypuszczenie, że jej głównym (lub przynajmniej równorzędnym) celem jest propaganda na użytek wewnętrzny. Rzecz nie w tym, że rząd chce pokazać, jak skutecznie chronimy „świętego polskiego terytorium” (jak oznajmił