Kampania wyborcza trwa, więc temat handlu niedzielnego nadal wzbudza ogromne emocje. PiS sugeruje, że może nieco zliberalizować przepisy, ale za to jego nadworny związek, czyli Solidarność, domaga się jeszcze większego zaostrzenia.
Po niedzielnych zakazach „Solidarność” chce iść za ciosem – duże sieci mają płacić nowe podatki, lepiej traktować pracowników i wcześniej się zamykać. Czy to na pewno pomoże małym sklepom?
Rząd wciąż myśli, jak zaszkodzić wielkim sieciom handlowym. Właśnie wpadł na nowy pomysł, bo stare nie wypaliły.
Zamykanie sklepów w niedziele pomaga najsilniejszym, a dobija słabych. Pomysł Solidarności i PiS niszczy drobny handel rodzimy, za to okazał się wspaniałym prezentem dla zagranicznych dyskontów.
Tesco ogłasza masowe zwolnienia, Piotr i Paweł kurczy się w szybkim tempie, a w tym roku ma zniknąć w Polsce pięć tysięcy małych sklepów. Ale są też tacy, którym wiedzie się w handlu dużo lepiej. Czy wszystkie zmiany można wytłumaczyć niedzielnym zakazem?
Ustawa o zakazie handlu w niedziele w ostatecznej wersji wejdzie w życie w 2020 r. W roku przejściowym – 2019 – handlowe będą ostatnie niedziele miesiąca. Ale nie tylko.
„Solidarność” chce w soboty zamykać sklepy wcześniej, a w niedziele uniemożliwić pracę sieciom franczyzowym. Zwycięzcą kolejnych ograniczeń będą znowu dyskonty, które związkowcom powinny postawić pomnik wdzięczności.
Są już pierwsze bilanse skutków ograniczenia handlu w niedziele. Wygląda na to, że ci, którzy mieli zyskiwać, będą tracić, a ci, którzy liczyli się ze stratami, wyjdą na swoje. I tylko jedno jest pewne: zmiany w handlu nabrały tempa.
Zmuszeni do spędzania czasu z rodziną w niehandlowy dzień tygodnia Polacy wyszli na bazary.
Żabka będzie musiała się bardziej postarać, jeśli chce obchodzić niedzielny zakaz sprzedaży. Metoda „na pocztę” raczej nie zadziała.