Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Trzej panowie K

Na prawo od PiS

Zwolennicy Korwin-Mikkego są młodsi i jest wśród nich dużo więcej mężczyzn; kobiety zapewne razi pogląd kandydata, że są z natury głupsze. Zwolennicy Korwin-Mikkego są młodsi i jest wśród nich dużo więcej mężczyzn; kobiety zapewne razi pogląd kandydata, że są z natury głupsze. Łukasz Piecyk / Reporter
Po kilku korzystnych sondażach zaczął się sen o potędze Janusza Korwin-Mikkego i Pawła Kukiza. Ale czy ci dwaj panowie połączą siły na wybory do Sejmu? I dadzą władzę Kaczyńskiemu?
Korwin-Mikke z sympatią zerka na Ruch Narodowy, czyli zlepek Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej.Wojciech Pacewicz/PAP Korwin-Mikke z sympatią zerka na Ruch Narodowy, czyli zlepek Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej.
W kwietniowych sondażach Paweł Kukiz ma średnio 7 proc. głosów.Adam Grabowski/Reporter W kwietniowych sondażach Paweł Kukiz ma średnio 7 proc. głosów.

Wybory prezydenckie mogą uśmiercić lewicę, wskrzesić pozapisowską prawicę i mocno zmienić krajobraz przed jesienną batalią o Sejm. Sondaże wskazują, że Janusz Korwin-Mikke i Paweł Kukiz (kolejność alfabetyczna) zajmą prawdopodobnie trzecie i czwarte miejsce w wyścigu prezydenckim i już 11 maja staną przed dylematem, co począć z uzyskanym kapitałem. W sumie dostaną pewnie w granicach 8–12 proc. głosów. W kwietniowych sondażach Kukiz ma średnio 7 proc. głosów, Korwin-Mikke 5 proc. (wyniki z wyłączeniem niezdecydowanych).

W październiku obaj chcą powalczyć o wejście do Sejmu, w którym mogliby teoretycznie dać koalicyjną większość PiS, ale nie wiadomo, czy Korwin-Mikke i Kukiz zdołają się porozumieć co do formuły porozumienia.

Rysują się dwa scenariusze. W pierwszym, po ciężkich negocjacjach korwinowcy i kukizowcy wraz z narodowcami tworzą wspólną listę, która reprezentowałaby wszystko, co w Polsce wściekłe na system, i która miałaby wszelkie szanse pokonać próg wyborczy. W scenariuszu drugim, po równie ciężkich negocjacjach, „wściekli” tworzą dwie konkurencyjne listy, które prawdopodobnie solidarnie zatonęłyby w październikowych wyborach. Nie sposób dziś powiedzieć, który scenariusz jest bardziej prawdopodobny, ale widać już, co porozumieniu sprzyja, a co może je storpedować.

Wspólne i sporne

Mamy wiele punktów wspólnych, możemy się porozumieć – przekonuje zwolennik Korwin-Mikkego pytany o relacje z Kukizem. – Razem zwalczamy biurokrację, chcemy obniżenia podatków, jesteśmy za jednomandatowymi okręgami wyborczymi, w zasadzie podzielamy poglądy na politykę zagraniczną – wylicza rozmówca POLITYKI. Przypomina, że w kampanii prezydenckiej obyło się na razie bez większych zgrzytów; Korwin-Mikke i Kukiz zawarli swoisty pakt o nieagresji.

Co więcej, sondaże dowodzą, że prawicowi kandydaci spoza PiS przyciągają różnych wyborców. Zwolennicy Korwin-Mikkego są młodsi i jest wśród nich dużo więcej mężczyzn; kobiety zapewne razi pogląd kandydata, że są z natury głupsze. Korwin-Mikke ma nad Kukizem przewagę wśród wyborców do 35 roku życia, w starszych grupach popularniejszy jest Kukiz. Bazą wyborczą Korwin-Mikkego są zwolennicy rejestrującej się właśnie partii KORWiN, elektorat Kukiza jest zaś rozproszony; przyciąga m.in. tych, którzy na razie deklarują, że nie chcą głosować w wyborach do Sejmu, co jest pewnym problemem.

Wyborców Kukiza i Korwin-Mikkego solidnie przebadał sztab Bronisława Komorowskiego – na jego zlecenie odbyło się ok. 10 badań fokusowych z udziałem zwolenników tych kandydatów. Wzięły w nich udział dwudziesto- i trzydziestolatki, które albo kończą uczelnie, albo są krótko po studiach i szukają pracy lub chcą założyć firmy. Ci młodzi czują się oszukani i narzekają, a ściślej – są skrajnie wkurzeni.

To typowy elektorat protestu. Traktują wybory prezydenckie jako okazję, by pokazać czerwoną kartkę establishmentowi. Nie wierzą, że Kukiz czy Korwin-Mikke wygrają, ale nienawidzą tego, co jest teraz – mówi polityk z otoczenia prezydenta. I dodaje, że z badań nie wynika, by zwolennicy pozapisowskiej prawicy źle przyjęli ewentualne połączenie sił Korwin-Mikkego i Kukiza. Czy pójdą na wybory parlamentarne, gdy stawką będzie rządzenie krajem? – Czy oni chcą, żeby Korwin-Mikke albo Kukiz weszli do rządu? Nie, ale to ten sam przypadek co w 2011 r. z Januszem Palikotem. Wtedy poparło go 10 proc. wyborców, nie po to, by dać mu władzę, lecz po to, by pokazać złość na Platformę – twierdzi rozmówca POLITYKI.

Kukiz przyciąga wyborców, których nie może zdobyć Korwin-Mikke; trochę bardziej socjalnych, a nawet lewicowych. To by się pięknie dodało, jest szansa na ponad 10 proc. w wyborach do Sejmu – przekonuje polityk z ugrupowania KORWiN.

Szef sztabu Kukiza Patryk Hałaczkiewicz nie wyklucza porozumienia z Korwin-Mikkem, ale widzi też trudności. – Nie ma między nami żadnych ustaleń. My chcemy stworzyć oddolny ruch społeczny, a nie partię – mówi POLITYCE.

Pospolite ruszenie oburzonych

W wyborach do Sejmu mogą brać udział partie lub komitety wyborców. Tak czy inaczej obowiązuje je 5-proc. próg wyborczy, ale partia, która dostanie co najmniej 3 proc. głosów, przez cztery lata dostaje subwencje z budżetu, a komitet wyborców – niezależnie od wyniku – ich nie otrzyma. Korwinowcom, którzy partię już mają, zależy na starcie w formule partyjnej. Dla kukizowców oznaczałoby to natomiast konieczność porzucenia swojego postulatu, który daje im popularność oraz groźbę roztopienia się na partyjnych listach sojusznika-konkurenta.

Są i inne przeszkody. Korwin-Mikke z sympatią zerka na Ruch Narodowy, czyli zlepek Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej, który z kolei, jako zbyt radykalny, jest trudny do przełknięcia dla Kukiza. Gdy Artur Zawisza na konwencji wyborczej Mariana Kowalskiego, kandydata narodowców na prezydenta, snuł plany sojuszu Korwin-Mikkego, Kukiza i Kowalskiego, nazywając go roboczo Ku-Klux-Klanem, wśród kukizowców zawrzało.

Żartowaliśmy, że powinniśmy teraz popędzić do sklepu i kupić białe prześcieradła – mówi jeden z nich. Problemem dla zwolenników Kukiza mogą być także wypowiedzi Korwin-Mikkego, który potrafi rzucić, że Hitler nie wiedział o Holocauście, czy postulować strzelanie do protestujących górników. Za te słowa Kukiz zresztą Korwin-Mikkego skrytykował. Niektórzy zwolennicy piosenkarza-polityka uważają, że Korwin-Mikke ma tak duży elektorat negatywny, że byłby obciążeniem, a nie wzmocnieniem w wyborach parlamentarnych.

Niektórzy korwinowcy widzą natomiast w Kukizie postać z innej planety; kogoś, kto całkiem serio opowiada, że jak już zdobędzie większość konstytucyjną i przemebluje Polskę, to wróci do nagrywania piosenek. Dla zwolenników Korwin-Mikkego problematyczne jest też niespójne zaplecze Kukiza. Ich zdaniem tworzą je zarówno Bezpartyjni Samorządowcy z Dolnego Śląska, kiedyś bliscy PO, jak i dawni działacze od Janusza Palikota, UPR czy nawet Samoobrony, a także związkowcy z Solidarności. Na prawicy krąży też plotka, że ruch Kukiza – dobrego znajomego Grzegorza Schetyny sprzed lat – jest w istocie kreacją, która służy walce Platformy z PiS oraz interesom szefa dyplomacji w partii rządzącej.

Tak czy inaczej, niełatwo będzie stworzyć listy wyborcze, które zaspokoiłyby ambicje tych wszystkich środowisk, nie mówiąc o tym, że tak szeroki wachlarz obejmujący radykalnych narodowców mógłby odstraszyć część wyborców.

Na sondaże Kukiza i Korwin-Mikkego z rosnącym niepokojem spogląda tymczasem Jarosław Kaczyński. Prezes PiS od lat wyznaje zasadę „na prawo od PiS tylko ściana”. Po śmierci LPR z powodzeniem wcielał ją w życie, po kolei likwidując raczkujących konkurentów.

Bez większych problemów zhołdował partie Marka Jurka, Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry, ale te trzy byty łączyła przynależność do establishmentu oraz – w najmniejszym stopniu Polskę Razem Gowina – pisowska przeszłość oraz odwoływanie się do mniej więcej tego samego elektoratu. Kaczyński, uzbrojony w milionowe subwencje, wsparcie prawicowych mediów oraz „uświęcony” przez katastrofę smoleńską miał nad tymi rywalami gigantyczną przewagę i umiał ją wykorzystać.

Duda za mało wściekły

Ale Korwin-Mikke i Kukiz to postaci z innej bajki, przyciągają innych wyborców, z którymi komunikują się nieznanymi PiS kanałami. Sprzyja im przy tym linia kampanii Dudy. Kandydat PiS nie obiecuje przewrotu w państwie, kokietuje – skądinąd bez większych sukcesów – wyborców centrowych i tworzy w ten sposób przestrzeń dla konkurentów na prawicy.

Duda nie stał się głosem „wściekłych” i nic nie wskazuje, by mu się to udało w ostatnich dniach kampanii. Kosztem wielkich wysiłków przekonał do siebie wyborców PiS i na tym stanął. Ewidentna zadyszka Dudy sprawiła, że Kaczyński pozwolił sobie nawet na lekką krytykę jego poczynań, mówiąc, że zawsze mogłoby być lepiej.

Co więcej, z sondażu, którego szczegóły poznała POLITYKA, wynika, że elektorat Kukiza dzieli się pół na pół: tyle samo jego zwolenników chce w drugiej turze głosować na Bronisława Komorowskiego co na Dudę. Korzystniej dla kandydata PiS wyglądają deklaracje fanów Korwin-Mikkego – w drugiej rundzie może liczyć na 70 proc. z nich.

Co w tej sytuacji zamierza zrobić Kaczyński? O polityce PiS wobec pozapisowskiej prawicy można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest konsekwentna. Jeszcze pod koniec roku Kaczyński nie zamykał furtki przed koalicją z Korwin-Mikkem, co potem chórem powtarzali posłowie PiS. Następnie przez większość kampanii prezydenckiej PiS Korwin-Mikkego ignorował, koncentrując się na walce z Komorowskim. Z kolei w ostatnim czasie lider PiS dał się sprowokować szefowi KORWiN i na konferencji prasowej uznał go za element patologii życia publicznego oraz porównał do Żyrinowskiego.

Można te słowa odczytać jako pogodzenie się z porażką w wyborach prezydenckich i początek kampanii parlamentarnej. Tak ostra wypowiedź prezesa o Korwin-Mikkem nie ułatwi przecież starań o jego wyborców w drugiej turze – uważa polityk prawicy.

Były polityk PiS: – Koszmar Kaczyńskiego to 5–6 proc. dla Korwin-Mikkego w wyborach do Sejmu. Te głosy nie padną na PiS, a KORWiN przy takim wyniku będzie miał zbyt mało posłów, by dać Kaczyńskiemu większość. Atak na Korwin-Mikkego to próba zepchnięcia go pod próg w wyborach parlamentarnych, nawet kosztem strat w kampanii prezydenckiej.

Korwinowcy zamierzają walczyć z Dudą aż do końca kampanii, bo z badań wyszło im, że to opłacalne, a poza tym pozwala zaistnieć w mediach – kłótnia na prawicy to przecież wymarzony temat. Nawiasem mówiąc, także dla Komorowskiego.

Taktyczna wojna z PiS nie powinna jednak przysłaniać strategicznego celu pozapisowskiej prawicy, czyli koalicji z Kaczyńskim. Że prezes PiS dziś ją wyklucza? Cóż, z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem, swoimi późniejszymi wicepremierami, wojował jeszcze ostrzej. Stosował metodę: najpierw próbować zadusić, potem się dogadać, a następnie zmieść ze sceny.

Kukiz, Korwin, Kaczyński?

Jeśli Jarosław Kaczyński po kampanii pod hasłem „Polski solidarnej” mógł oddać resort finansów liberalnej Zycie Gilowskiej, to dlaczego nie miałby powierzyć polityki finansowej i gospodarczej korwinowcom czy kukizowcom? – mówi polityk prawicy.

Jest jasne, że Kaczyński trzymałby koalicjanta z dala od tego, co uważa za realną władzę – czyli służb, sprawiedliwości, wojska, polityki zagranicznej. – Ale jestem pewien, że zgodziłby się na wiele ustępstw. Gdyby był młodszy, mógłby poczekać jeszcze jedną kadencję, by powalczyć o samodzielną większość, ale teraz nie będzie miał takiego komfortu – uważa polityk z obozu Kaczyńskiego. W rolę pośrednika między PiS a KORWiN chętnie wcieliłby się Gowin, utrzymujący dobre relacje z Korwin-Mikkem.

Rozważania o prawicowej koalicji mogą się dziś wydawać jałowe i oderwane od rzeczywistości. Z większości sondaży partyjnych wynika, że w wyścigu do Sejmu prowadzi Platforma, a jej potencjalni koalicjanci – PSL i SLD – są wciąż silniejsi niż pozapisowska prawica.

Wyniki głosowania 10 maja mogą być jednak wstrząsem, zwłaszcza dla SLD. Groteskowa kampania Magdaleny Ogórek w połączeniu ze sprytnymi działaniami PO na polu in vitro czy konwencji antyprzemocowej mogą zakończyć parlamentarny żywot partii Leszka Millera. Ludowcom niespecjalnie natomiast pomogą 2 proc. głosów, na które może liczyć Adam Jarubas, i nic nie wskazuje, by jesienią w wyborach do Sejmu wzięli więcej niż tradycyjne 7–8 proc.

Teoretycznie wystarczy więc, że PiS minimalnie pokona Platformę – czego nie można przecież wykluczyć – a pozapisowska prawica równie nieznacznie wygra z PSL, by przy uwiądzie SLD Polską znów rządził Kaczyński. To nie jest tak całkiem nieprawdopodobne.

Ale może być i tak, że Kukiz i Korwin-Mikke wejdą w zwarcie i stworzą dwie osobne listy, które zdobędą po 4 proc. i w ten sposób utorują Platformie drogę do trzeciej kadencji u władzy. To może być prawdziwie aptekarska rozgrywka.

Polityka 18.2015 (3007) z dnia 27.04.2015; Polityka; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Trzej panowie K"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną