Była kamera, nie ma kamery. Tak się złożyło, że zniknęła akurat ta znad ław posłów PiS
Ale najpierw – skąd takie zamieszanie wokół błahej, wydawałoby się, sprawy? Jak zwykle miesza opozycja, a ściślej: PO. Po słynnym głosowaniu na „dwie ręce” nad kandydaturą nowego sędziego Trybunału Konstytucyjnego w wykonaniu posłanki Zwiercan Platforma rzuciła podejrzenie, że w ten sam sposób głosować mogli inni parlamentarzyści (w domyśle: PiS). Posłowie PO próbowali dowieść, że ławy PiS świeciły w czasie głosowania pustkami, choć wyniki pokazywały, że wzięli w nim udział prawie wszyscy parlamentarzyści tej partii (224 na 234).
Teza na razie absolutnie niepotwierdzona, ale też wiarygodnie i ostatecznie nieobalona. Marszałek Sejmu proszony o udostępnienie nagrania z tego głosowania odmówił zarówno posłom, jak i dziennikarzom. Tłumacząc, że materiał został przekazany prokuraturze. Nikt go więc nie widział – poza śledczymi podległymi dziś Zbigniewowi Ziobrze.
Teraz okazało się, że kamera wisząca za plecami posłów PiS zniknęła. A zniknęła, bo w połowie marca popsuła się inna kamera z sali sejmowej, którą zastąpiono właśnie tą zamontowaną nad „pisowską” częścią sali.
Skąd te roszady? Jak tłumaczy Kancelaria Sejmu, popsuta kamera pokazywała ławy rządowe i część miejsc PiS (ale od przodu). Kamera „zastępcza” zaś ławy szefów instytucji państwowych zlokalizowanych po przeciwnej stronie (patrzyła bowiem „na ukos”). Wiadomo, że urządzenie trafiło do naprawy, a kiedy wróci na dawne miejsce, nie wiadomo, bo naprawiana jest aż w Wielkiej Brytanii. A więc sprawy nie ma.
Tak też zakończyłbym ten tekst, gdyby nie jeden, wspomniany wyżej fakt. A właściwie dwa – przypadek głosowania na „dwie ręce” oraz odmowa marszałka Sejmu pokazania nagrania z tego wydarzenia (swoją drogą może PO rzeczywiście wywołuje kamerową burzę w szklance wody, skoro zdemontowano ją prawie miesiąc przed „dwuręcznym” głosowaniem).
Upór Marka Kuchcińskiego powoduje, że zamiast tematu, który dawno powinien być zamknięty, mamy kolejne domysły i podejrzenia, m.in. że proceder „nieczystego” głosowania zaczął się wcześniej. Wszystko to osłabia i tak wątły autorytet Sejmu, posłów i samego marszałka. Całkowicie niepotrzebnie i bez sensu. No, chyba że rzeczywiście coś jest do ukrycia.