Kraj

Łapa za Dudą

Rzecznik Krzysztof Łapiński – znawca PiS

Krzysztof Łapiński ma pełne prezydenckie błogosławieństwo. Krzysztof Łapiński ma pełne prezydenckie błogosławieństwo. Tomasz Adamowicz / Forum
Dopiero z Krzysztofem Łapińskim na pokładzie prezydentura nabrała wagi i odwagi.
Podobno Łapiński liczył, że już po prezydenckiej wygranej zasili pałacową kadrę.Polityka Podobno Łapiński liczył, że już po prezydenckiej wygranej zasili pałacową kadrę.

Artykuł w wersji audio

Rzecznik prezydenta, w randze ministra, nie poleciał w zeszłym tygodniu z Andrzejem Dudą do USA. – Zostałem, żeby trzymać rękę na pulsie w kraju – mówi Krzysztof Łapiński. – Czasy są teraz gorące, przygotowujemy się do przedstawienia ustaw sądowych, jestem na posterunku. Nie chce, aby przez różnicę czasów jakaś informacja żyła przez kilka godzin swoim życiem. Chce reagować natychmiast. I zareagował, kiedy wypłynęła informacja, że Michał Królikowski jest na celowniku Ziobry: „Prezydent powiedział mi: spokojnie, dziś wracam. Przyjrzymy się temu, trzeba spokojnie działać i nie popadać w stany emocjonalne, które nie służą całości sprawy”. Na posterunku został też podczas Forum Ekonomicznym w Krynicy, kiedy prezydent Duda wyjechał tuż przez przyjazdem premier Szydło. Wywołał tam zamieszanie polityczne wypowiedzią, że gdyby prezydent chciał rozmawiać o kadrowych zmianach w rządzie, to zwróciłby się do prezesa Kaczyńskiego.

Publicysta prorządowego portalu wPolityce.pl Ryszard Makowski pisał: „Bez względu na to, czy Krzysztof Łapiński jest harcownikiem za zgodą pana prezydenta czy bez, pojawił nam się znaczący ośrodek decydencki”. Łapiński pytany o swoją dymisję odpowiedział w Polsacie, że „wykonuję pewne kwestie, które zostały mi zlecone przez prezydenta”. Łapiński ma pełne prezydenckie błogosławieństwo.

W pałacowej kadrze

Jest umiarkowanym konserwatystą, mieszkańcem warszawskiego miasteczka Wilanów, nigdy nie był ulubieńcem mediów ojca Rydzyka, nie bywał na miesięcznicach smoleńskich. W przyszłym roku skończy 40 lat, a od 15 jest związany z PiS. Z wykształcenia politolog po Uniwersytecie Warszawskim i piarowiec. – Wielu moich kolegów poszło w biznes i oczywiście osiągnęli większy sukces materialny niż ja. Ale ja robię rzeczy, których nie da się wycenić i nie zamieniłbym się z nimi – mówi Łapiński. Najpierw zapisał się do Przymierza Prawicy, a potem, jak wielu z tej formacji, wstąpił do partii braci Kaczyńskich. Dlaczego do PiS? – Po upadku AWS to była szeroka formacja prawicowa, konserwatywna, stawiała na walkę z przestępczością, korupcją. To było i jest mi bliskie – odpowiada.

Przez dwie kadencje był radnym warszawskiej Pragi Południe. Raz przegrał samorządowy mandat. – Już w samorządzie widać było, że potrafi postawić się własnej partii – mówi warszawski radny PiS. – I za to nawet został z partii wyrzucony. W 2006 r. burmistrz awansował na wojewodę i trzeba było powołać nowy zarząd dzielnicy. Jeden z kandydatów PiS na wiceburmistrza przepadł w tajnym głosowaniu. Łapiński wcześniej mówił, że nie popiera kandydata. Zarząd okręgowy wyrzucił go za to z partii. Łapiński odwołał się do Komitetu Politycznego, przed którym sprawa zawisła na osiem długich lat. Dopiero w 2014 r. szef warszawskich struktur Mariusz Kamiński unieważnił uchwałę o wyrzuceniu Łapińskiego. Ten honorowo zapłacił partyjne składki za osiem lat, prawie tysiąc złotych. Lokalne rozgrywki nie zamknęły mu bowiem drzwi na Nowogrodzką. Nie założył rodziny, każdą wolną chwilę poświęca ugrupowaniu. Zaczynał od pracy w biurze prasowym w sejmowym klubie PiS. – To była świetna szkoła polityki i komunikacji, rozkręcał się TVN24, musieliśmy się wszystkiego szybko nauczyć. PiS był wtedy niewielkim klubem, ale mocnym intelektualnie. Ruszyła orlenowska komisja śledcza, wspierałem w niej posła Wassermanna – wspomina Łapiński. Po pierwszym wyborczym zwycięstwie zostaje rzecznikiem prasowym ministra ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna.

Kiedy PiS po dwóch latach oddał władzę, Łapiński wrócił do centrali przy Nowogrodzkiej. I znów współpracował z Wassermannem przy komisji śledczej, tzw. hazardowej. W 2010 r. namawiano go na start w wyborach, ale konsekwentnie odmawiał. Jeden z posłów PiS pamięta, jak w rozmowie z nim przyznał, że polityka dzieje się przy Nowogrodzkiej, że woli być bliżej prezesa i już wtedy wyrastającego na numer dwa w partii Joachima Brudzińskiego.

W kampanii parlamentarnej 2011 r. Jarosław Kaczyński objeżdżał kraj, tysiące kilometrów w drodze, a razem z nim Krzysztof Łapiński. – Prezes miał do niego duże zaufanie, wiedział, że Krzysiek jest oddany partii, że nie gra na siebie, bo nawet nie chciał miejsca na liście wyborczej – opowiada pracownik partii z Nowogrodzkiej. W 2012 r. dwie godziny przed tym, jak PiS ogłosił światu nazwisko Piotra Glińskiego – swojego kandydata na technicznego premiera – Krzysztof Łapiński odbiera telefon od ówczesnego rzecznika partii Adama Hofmana. Słyszy, że został oddelegowany przez najważniejsze partyjne czynniki na asystenta Glińskiego.

Łapiński oczywiście nie odmawia, doradza, oprowadza, umawia wywiady. Przez kilka miesięcy spektaklu, od rana do wieczora nie odstępuje Glińskiego na krok. Krąży między Wiejską, Nowogrodzką a domem profesora na Saskiej Kępie. Nie budował swoich partyjnych frakcji, znał swoje miejsce w szeregu, cenili go posłowie, przy Nowogrodzkiej szanowali. Ale kiedy w 2014 r. Adam Hofman i Stanisław Kostrzewski (szara eminencja partii, ówczesny skarbnik partii) forsowali swoich ludzi do intratnych partyjnych zleceń internetowych, Łapiński nie stanął po stronie skarbnika. – Zrobiło się gorąco i Krzysztof rzucił papierami – mówi osoba z Nowogrodzkiej. Wynegocjował dobre warunki odejścia, ale dalej wspierał analizami politycznymi zaprzyjaźnionych polityków z prawej strony. Kiedy Joachim Brudziński postawił na swoim i Kostrzewski musiał pożegnać się z partią na dobre, Łapiński wraca do gry. Rzecznikiem partii jest już Marcin Mastalerek, a na swojego zastępcę – za zgodą Kaczyńskiego – wybiera właśnie Łapińskiego. Wszedł do sztabu wyborczego Andrzeja Dudy.

W kampanii przejechałem z kandydatem na prezydenta tysiące kilometrów. O 7 rano podjeżdżałem z kierowcą pod mieszkanie Andrzeja Dudy, a dzień kończyliśmy często koło północy – opowiada dziś rzecznik prezydenta. To ten wspólny czas pozwolił Dudzie powiedzieć podczas wręczania nominacji Łapińskiemu: „Cieszę się, że wchodzi pan dzisiaj do grona moich najbliższych współpracowników. Znowu, bo przecież znamy się i pracowaliśmy już ze sobą”. Podobno Łapiński liczył, że już po prezydenckiej wygranej zasili pałacową kadrę. Ale prezes nakazał mu i sztabowi, który już raz się sprawdził, poprowadzić kampanię parlamentarną. Grali na centrowy elektorat, a Łapiński, który pilnował wywiadów Szydło i Kaczyńskiego, nie przepuścił w nich ani jednego zdania, które zagrażałoby tej centrowej koncepcji. To spore osiągnięcie, szczególnie jeśli chodzi o prezesa.

Walka o przechrzczenie

Kaczyński dał Łapińskiemu miejsce na liście. Był spadochroniarzem w Pile, w niełatwym dla PiS okręgu. Ale to i tak dobrze, bo Mastalerka Kaczyński z listy przecież wyciął. Prezes dał mu też swoją twarz na plakat wyborczy. Podobno zaimponował mu tym, że dzielnie – dosłownie własnymi rękami – dał odpór Andrzejowi Hadaczowi, który przed gmachem TVP przed prezydencką debatą wykrzykiwał „Gdzie jest Kaczyński”. – Krzysiek jest niewielkiego wzrostu, jak prezes, ale to krzepki facet, ma sporo testosteronu, nie da sobie w kaszę dmuchać – opowiada osoba z PiS.

Na finiszu kampanii Szydło, znów przed debatą w TVP, Łapińskiemu też puszczają nerwy i cała Polska widzi, jak przepycha się z ochroniarzami telewizji. Kilka dni później PiS wygrywa wybory, Szydło zostaje premierem, kluczowe osoby z jej sztabu awansują. Formalny szef kampanii Stanisław Karczewski na marszałka Senatu, Elżbieta Witek i Paweł Szefernaker na ministrów w KPRM. Łapiński zostaje tylko szeregowym posłem, z tylnych ław. W PiS wiedzą, że „Łapa”, jak o nim mówią, dostał rykoszetem za przyjaźń z Mastalerkiem, którego ambicje prezes postanowił skutecznie przytemperować. Beata Mazurek, która została rzecznikiem klubu z łapanki, bo Małgorzata Wassermann się nie zgodziła, blokowała Łapińskiemu dostęp do mediów. – Był sfrustrowany i urażony, bo z całym szacunkiem do niej, ale Krzysiek naprawdę lepiej zna się na komunikacji – mówi poseł PiS. Ale on zdaje się tym zakazem wcale nie przejmować.

W grudniu 2016 r. po raz pierwszy zaczął otwarcie krytykować działania PiS. Pytany przez Konrada Piaseckiego w Radiu Zet, jak ocenia działania partii rządzącej w czasie grudniowego kryzysu sejmowego: „W skali od jeden do dziesięć? Na jeden?”, Łapiński odpowiedział: „Troszkę więcej, może na dwa”. Mówił też, jako jedyny z posłów PiS do kamer, że interwencja policji, która usunęła sprzed Sejmu demonstrantów, była niepotrzebna. W grudniu zeszłego roku ostatni raz rozmawiał w cztery oczy z Jarosławem Kaczyńskim. To miała być rozmowa dyscyplinująca po kilku skargach Beaty Mazurek. Ale nic z niej nie wynikało. Nadal chodził do mediów i nie cytował przekazów dnia. Wiedział, że jego miejsce na listach w kolejnych wyborach jest więcej niż zagrożone. Nie chciał dać o sobie zapomnieć, bo a nuż prezes uzna – jak już bywało – że opłaca mu się na niego postawić, że posłuży jako dowód na to, że w PiS jest miejsce dla tych, którzy mają inne zdanie, że jest jakaś partyjna dyskusja.

W maju w rozmowie z Robertem Mazurkiem w „Dzienniku Gazecie Prawnej” Łapiński mówił m.in. o sprawie Misiewicza: „Dobija mnie, że kampanijny trud wielu osób, w tym mój, jest marnotrawiony”. A o ustawie o zgromadzeniach, pisanej pod partyjne miesięcznice smoleńskie, za którą Łapiński nie zagłosował, że „ma wątpliwości, czy jest ona strasznie potrzebna”. W maju, cztery godziny przed nominacją na ministra, rzecznika Dudy, mówił w Radiu Zet, że „trzeba wrócić do wzorców z kampanii. Wtedy Andrzej Duda miał wizerunek osoby odpowiedzialnej, która potrafi walczyć, choć jest spisana na straty”.

Walka o przechrzczenie „Adriana” na Andrzeja zaczęła się, kiedy Łapiński wprowadził się do Pałacu. Kilka dni po tym, jak Ziobro zapewniał, by opowieści o wecie włożyć między bajki, Duda ogłasza, że nie podpisze ustawy o KRS i SN. Stoi przy nim Krzysztof Łapiński. W partii nikt nie ma wątpliwości, że to on namówił do tego prezydenta. Pod nazwiskiem nikt nie chce już w PiS o Łapińskim rozmawiać. Już im pokazał, że szybko się im odwija i z reguły wychodzi z tych potyczek zwycięsko.

Rzecznik Dudy zna PiS od podszewki. – Jako pracownik biura prasowego partii byłem przy wielu wywiadach, których udzielał prezes. To była solidna lekcja polityki i historii – opowiada. Ale chyba ważniejsze jest to, że przez te wszystkie lata nauczył się samego prezesa, tego, co go irytuje, jak postrzega rzeczywistość. Dobrze też poznał sposób myślenia jego dworu. Jakiś internauta napisał niedawno o Łapińskim: „Dobry jest! Świetnie rozgrywa Prezesa i Ziobrę. Lepszy jest od całej opozycji”. I jest w tym trochę racji. W swoim ogromnym gabinecie w Pałacu przy Krakowskim Przedmieściu podczas naszej rozmowy co jakiś czas zerka na TVN24, nie na telewizję „dobrej zmiany”, jak większość ministrów tego rządu.

Dziś Łapiński jest głównym architektem strategii Pałacu wobec PiS. Namówił prezydenta, aby się zbuntował, i jako rzecznik bierze na siebie ciosy. Wiceministrom Ziobry odpalił niedawno, że jak osiągną taki wynik wyborczy jak prezydent, czyli 8,5 mln głosów wyborców, to wtedy będą partnerami do dyskusji. Strategia Łapińskiego jest taka: utrzymać wysokie zaufanie społeczne do Dudy, który nie będzie już notariuszem prezesa, aby to PiS prosił o prezydenckie wsparcie w wyborach samorządowych i parlamentarnych. A po nich przyjdą wybory prezydenckie i prezes nie będzie miał wyjścia, będzie musiał postawić na popularnego Dudę. Wygląda na to, że wspólne doświadczenie poczucia skrzywdzenia przez PiS scementuje duet Duda-Łapiński solidnie i na długo.

Polityka 39.2017 (3129) z dnia 26.09.2017; Polityka; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Łapa za Dudą"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną