Od ponad dwóch lat nieobecne w parlamencie SLD u progu kampanii samorządowej zaczyna przypominać o swoim istnieniu. Ostatnio „Gazeta Wyborcza” doniosła, że Sojusz dyskutuje o koalicji z PO w Warszawie, niemal pewna jest też współpraca SLD z Platformą w Łodzi. Do tego tysiące działaczy Sojuszu szykuje się do startu jesienią w wyborach na różnych szczeblach – gminnych, powiatowych i wojewódzkich.
– W wyborach samorządowych wystawimy 16 tysięcy kandydatów. We wszystkich okręgach sejmikowych, prawie wszystkich powiatowych i w wielu gminach. Oprócz nas na wszystkich szczeblach samorządowych mogą startować tylko trzy partie – PiS, PO i PSL – pozostałe mają zbyt słabe struktury – mówi nam Marcin Kulasek, sekretarz generalny Sojuszu. – W 2014 roku zdobyliśmy ok. 30 mandatów w sejmikach, teraz liczymy na znacznie więcej – dodaje.
Dla SLD jesienne wybory będą decydujące. Politycy Sojuszu mają nadzieję, że pozwolą im przypomnieć o sobie przed decydującą kampanią parlamentarną w 2019 roku. Bo choć od wyborczej porażki w 2015 roku niewiele o nich słychać, to partia ma się nie najgorzej. Co roku dostaje ponad 4 mln zł subwencji, a w sondażach trzyma się blisko progu. W niedawnym badaniu Millward Brown otrzymał nawet 8 proc., co mu dało ex aequo trzecie miejsce z Nowoczesną, za PiS i PO.
Sojusz ma też wciąż wielu aktywnych działaczy. Blisko 20 tys. członków płaci regularnie składki – lepiej pod tym względem jest tylko w PSL i PiS, podobną liczbę działaczy ma Platforma.
16 grudnia rada krajowa ustaliła, że SLD wystawi samodzielne listy do sejmików pod nazwą SLD – Lewica Razem („razem” oznacza tu koalicję z maleńkimi kanapowymi partyjkami, takimi jak Unia Pracy). Na niższych szczeblach – w tym w miastach – decydują struktury lokalne, a ostateczne decyzje zapadną dopiero w ciągu najbliższych tygodni albo i miesięcy.
– Wciąż nie mamy pewności, czy PiS w ostatniej chwili nie zmieni po raz kolejny ordynacji i wtedy trzeba będzie na bieżąco reagować – mówi Kulasek.
Na 12 maja planowana jest konwencja krajowa, na której wszystko ma zostać ostatecznie zdecydowane. Na razie trwają rozmowy i przymiarki.
Z kim dogada się SLD?
W Warszawie do rozmów usiedli sam Włodzimierz Czarzasty z Grzegorzem Schetyną, bo stolica jest jednak najważniejsza. W sondażach prezydenckich SLD wypada tu nie najgorzej, ale to dlatego, że za potencjalnego kandydata Sojuszu uznawany jest zwykle w badaniach Ryszard Kalisz, który według naszych informacji wcale nie zamierza startować. Bardziej prawdopodobny reprezentant SLD – Sebastian Wierzbicki – mógłby liczyć zapewne na znikome poparcie.
– Na współpracy z PO najbardziej zależy Czarzastemu, inni działacze podchodzą do tego z dystansem. Czarzasty woli startować w koalicji w wielkich miastach, bo będzie mógł ogłosić sukces, którego Sojusz samodzielnie by nie odniósł – mówi POLITYCE jeden z ważnych działaczy Sojuszu.
PO i Nowoczesna to w zasadzie jedyni potencjalni koalicjanci SLD. Lewicowa partia Razem nie chce nawet słyszeć o układach z Sojuszem, którego oskarża o współodpowiedzialność za niesprawiedliwości społeczne obecnego systemu. Trudno też wyobrazić siebie współpracę SLD z Barbarą Nowacką, której Czarzasty szczególnie nie lubi i którą uważa za jedną z winnych klęski Sojuszu w 2015 roku.
Zresztą cała nie-SLD-owska lewica czeka już na zniknięcie Sojuszu z politycznej sceny, co pozwoliłoby zbudować coś nowego – mówi się, że takie plany ma choćby Nowacka z Robertem Biedroniem, którzy nowe centrolewicowe ugrupowanie mogliby stworzyć wiosną 2019 roku na wybory europejskie.
Czas działa na ich korzyść, bo Sojusz skupia się głównie na elektoracie najstarszym, z sentymentem wspominającym PRL, a takich wyborców jest coraz mniej. Według CBOS wśród najmłodszych wyborców SLD ma poparcie znikome (0–2 proc.), a wśród najstarszych 5–6 proc. Walczy więc z czasem, ale nie jest wcale powiedziane, że ta walka jest już przegrana.