Kraj

SLD chce wrócić do gry. Jesienne wybory będą decydujące

SLD SLD Piotr Guzik / Forum
Choć od wyborczej porażki w 2015 roku niewiele o nich słychać, to partia ma się nie najgorzej.

Od ponad dwóch lat nieobecne w parlamencie SLD u progu kampanii samorządowej zaczyna przypominać o swoim istnieniu. Ostatnio „Gazeta Wyborcza” doniosła, że Sojusz dyskutuje o koalicji z PO w Warszawie, niemal pewna jest też współpraca SLD z Platformą w Łodzi. Do tego tysiące działaczy Sojuszu szykuje się do startu jesienią w wyborach na różnych szczeblach – gminnych, powiatowych i wojewódzkich.

W wyborach samorządowych wystawimy 16 tysięcy kandydatów. We wszystkich okręgach sejmikowych, prawie wszystkich powiatowych i w wielu gminach. Oprócz nas na wszystkich szczeblach samorządowych mogą startować tylko trzy partie – PiS, PO i PSL – pozostałe mają zbyt słabe struktury – mówi nam Marcin Kulasek, sekretarz generalny Sojuszu. – W 2014 roku zdobyliśmy ok. 30 mandatów w sejmikach, teraz liczymy na znacznie więcej – dodaje.

Dla SLD jesienne wybory będą decydujące. Politycy Sojuszu mają nadzieję, że pozwolą im przypomnieć o sobie przed decydującą kampanią parlamentarną w 2019 roku. Bo choć od wyborczej porażki w 2015 roku niewiele o nich słychać, to partia ma się nie najgorzej. Co roku dostaje ponad 4 mln zł subwencji, a w sondażach trzyma się blisko progu. W niedawnym badaniu Millward Brown otrzymał nawet 8 proc., co mu dało ex aequo trzecie miejsce z Nowoczesną, za PiS i PO.

Sojusz ma też wciąż wielu aktywnych działaczy. Blisko 20 tys. członków płaci regularnie składki – lepiej pod tym względem jest tylko w PSL i PiS, podobną liczbę działaczy ma Platforma.

16 grudnia rada krajowa ustaliła, że SLD wystawi samodzielne listy do sejmików pod nazwą SLD – Lewica Razem („razem” oznacza tu koalicję z maleńkimi kanapowymi partyjkami, takimi jak Unia Pracy). Na niższych szczeblach – w tym w miastach – decydują struktury lokalne, a ostateczne decyzje zapadną dopiero w ciągu najbliższych tygodni albo i miesięcy.

Wciąż nie mamy pewności, czy PiS w ostatniej chwili nie zmieni po raz kolejny ordynacji i wtedy trzeba będzie na bieżąco reagować – mówi Kulasek.

Na 12 maja planowana jest konwencja krajowa, na której wszystko ma zostać ostatecznie zdecydowane. Na razie trwają rozmowy i przymiarki.

Z kim dogada się SLD?

W Warszawie do rozmów usiedli sam Włodzimierz Czarzasty z Grzegorzem Schetyną, bo stolica jest jednak najważniejsza. W sondażach prezydenckich SLD wypada tu nie najgorzej, ale to dlatego, że za potencjalnego kandydata Sojuszu uznawany jest zwykle w badaniach Ryszard Kalisz, który według naszych informacji wcale nie zamierza startować. Bardziej prawdopodobny reprezentant SLD – Sebastian Wierzbicki – mógłby liczyć zapewne na znikome poparcie.

Na współpracy z PO najbardziej zależy Czarzastemu, inni działacze podchodzą do tego z dystansem. Czarzasty woli startować w koalicji w wielkich miastach, bo będzie mógł ogłosić sukces, którego Sojusz samodzielnie by nie odniósł – mówi POLITYCE jeden z ważnych działaczy Sojuszu.

PO i Nowoczesna to w zasadzie jedyni potencjalni koalicjanci SLD. Lewicowa partia Razem nie chce nawet słyszeć o układach z Sojuszem, którego oskarża o współodpowiedzialność za niesprawiedliwości społeczne obecnego systemu. Trudno też wyobrazić siebie współpracę SLD z Barbarą Nowacką, której Czarzasty szczególnie nie lubi i którą uważa za jedną z winnych klęski Sojuszu w 2015 roku.

Zresztą cała nie-SLD-owska lewica czeka już na zniknięcie Sojuszu z politycznej sceny, co pozwoliłoby zbudować coś nowego – mówi się, że takie plany ma choćby Nowacka z Robertem Biedroniem, którzy nowe centrolewicowe ugrupowanie mogliby stworzyć wiosną 2019 roku na wybory europejskie.

Czas działa na ich korzyść, bo Sojusz skupia się głównie na elektoracie najstarszym, z sentymentem wspominającym PRL, a takich wyborców jest coraz mniej. Według CBOS wśród najmłodszych wyborców SLD ma poparcie znikome (0–2 proc.), a wśród najstarszych 5–6 proc. Walczy więc z czasem, ale nie jest wcale powiedziane, że ta walka jest już przegrana.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama