Pewien skromny warszawski proboszcz – nie podaję nazwiska, bo miałby z pewnością pretensję, że go reklamuję, w dodatku w lewackim tygodniku – wymyślił nowy gatunek palemki wielkanocnej. Liturgicznie niesłusznej, czyli takiej, która nie przyjmuje wody święconej. Są to wszystkie palmy kupione na straganach poza kościołem. Tylko te sprzedawane przez anielskie sklepiki w świątyniach gwarantują bowiem stuprocentową chłonność. Przypuszczam, że za rok święconą wodę będą przyjmowały tylko jajka gotowane na tzw. polskim węglu, czyli smrodliwym trującym mule, zalecanym przez pisowskie Ministerstwo Energii.
Wielkanoc dla chrześcijan była zawsze radosnym sensem tej wiary. Tegoroczna kojarzy mi się z ideologiczną ofensywą biskupów i ich rządowych lokajów. Trzeba Polkom pokazać ich miejsce w ostatniej ławce. Niech rodzą, jak władza rozkaże, za jednorazowe cztery tysiące. Przynajmniej będzie można ochrzcić i pogrzebać po chrześcijańsku – że zacytuję prezesa. Przecież każde dziecko kiedyś umrze – przypomnę słowa innego posła z PiS. Łatwo skazać jest kogoś na tortury.
Półtora miesiąca temu prezydent Duda wraz z żoną odwiedził łódzki Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki, który otwarto 30 lat temu. Nie mógł się nachwalić, jaki to nowoczesny szpital, jaka światowa czołówka. Z dumą przypomniał, że jego wizyta zbiega się z obchodami Międzynarodowego Dnia Chorego, ustanowionego przez Jana Pawła II. Uczciwie – jak zwykle zresztą – powiedział, że zna bolączki, które trapią. „Niedosyt lekarzy” przede wszystkim. I przeszedł do drugiego pokoju. Też się zachwycił. Ciekawe, co by było, gdyby poszedł na inne piętro.
Zobaczyłby wtedy dzieci w zapadających się łóżkach, podartej pościeli i rodziców dyżurujących na resztkach kulawych krzeseł.