Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

„Ról of law” na pasku TVP Info sporo mówi o tzw. dobrej zmianie

Gramatyka dobrze ilustruje poziom TVP Info. Gramatyka dobrze ilustruje poziom TVP Info. Tracy Thomas / Unsplash
W TVP Info ukazał się pasek z informacją, że Frans Timmermans odpowiada za przestrzeganie „ról of law” w Polsce. To głupstwo nie tylko językowe.

Kilka dni temu w TVP Info ukazał się pasek z informacją, że Frans Timmermans odpowiada za przestrzeganie ról of law. To wspólne dzieło p. Wenderlicha (SLD), anonimowego układacza pasków w TVP Info (gramatyka) i p. Rachonia prowadzącego program. Można powiedzieć, że wszyscy trzej znakomicie zestroili swój udział. Gramatyka dobrze ilustruje poziom TVP Info, p. Rachonia nie trzeba reklamować, bo jest chyba najbardziej znamienitą „tważą” propagandy uprawianej przez dobrą zmianę, a p. Wenderlich, dzielnie wypełniając lukę po przedstawicielach opozycji parlamentarnej (zrezygnowali z udziału w programach publicystycznych organizowanych metodą à la p. Rachoń, tj. z przerywaniem wypowiedzi czy zmianami tematu, głównie dla oszkalowania kogoś), palnął (lub zostało mu przypisane) nie byle jakie (godne hakatumby p. Jakiego) głupstwo.

Czytaj także: Bruksela nie dała się oszukać w sprawie praworządności

Dobra zmiana lubi zrzucać odpowiedzialność na innych

„Ról of law” jest szkolnym błędem (typu „curka”, „ogurek” i podobnych ilustracji problemów z wyborem między literami ó a u, prawdziwą plagą polskiej ortografii). Powinno być „rule o law”. To angielskie wyrażenie znaczy tyle co nasze „praworządność”. Nie oglądałem rzeczonego programu i nie znalazłem go na stronie TVP Info. Nie wiem, o co biegało p. Wenderlichowi – opieram się tylko na treści paska z bezcennym „ról of Law”.

Głupstwo palnięte przez przedstawiciela SLD polega na tym, że p. Timmermans nie może odpowiadać za praworządność np. w Polsce. Nie będę dyskutował, czym ma być rządzenie przy pomocy prawa w Unii Europejskiej, ponieważ to nader delikatna sprawa z uwagi na relacje pomiędzy kompetencjami organów wspólnotowych a praktyką państw członkowskich. Niewątpliwie p. Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i komisarz ds. lepszej regulacji, rządów prawa i Karty Praw Podstawowych, może być uznawany za osobę mającą związek z kontrolą praworządności w państwach członkowskich, ale za jej rzeczywisty stan odpowiadają stosowne władze tych krajów.

Czytaj także: Polski zaścianek ma się świetnie w ramach dobrej zmiany

SLD szykuje się do koalicji z PiS?

To, że p. Rachoń niezwykle ucieszył się (utrwalony wyraz jego oblicza to potwierdza) z opinii p. Wenderlicha (lub przypisanej mu), jest rzeczą zrozumiałą, gdyż propaganda dobrej zmiany uwielbia przenoszenie odpowiedzialności z tych, na których spoczywa zgodnie z zasadami ustroju, na zupełnie inne podmioty, np. Komisję Europejską.

Nie wykluczam, że p. Rachoń przy okazji pojawienia się pasku z ról of law użył swego ulubionego zawołania „no to jedziemy” (z odpowiedzialnością p. Timmermansa), zgrabnie demonstrując trafność aforyzmu Leca: „najwierniej podtrzymują mity – najmici”. Z drugiej strony pomoc, jaka została udzielona jednemu z głównych propagandzistów dobrej zmiany przez p. Wenderlicha, jest zaskakująca. Czyżby część SLD przygotowywała się do koalicji z PiS?

Czytaj także: Śmieszno-straszne żarciki poseł Lichockiej

Kto odpowiada za praworządność?

Zostawmy jednak możliwe partyjne konfiguracje na boku. Warto może zająć się pojęciem praworządności. Konstytucja PRL z 1952 r. powiadała, że ścisłe przestrzeganie prawa jest obowiązkiem organów państwa i obywateli. Sformułowanie to dało asumpt do dyskusji (miała miejsce w latach 60. i 70.) na temat zakresu pojęcia praworządności. Inaczej mówiąc (to sformułowanie dzisiejsze, nie ówczesne), jeżeli rozpatrzymy „formułę „x jest praworządny” – co można podstawiać pod zmienną x.

Jedna szkoła utrzymywała, że organy państwa i obywateli, druga – że tylko te pierwsze. Drugie stanowisko zajmowali teoretycy państwa i prawa z Krakowa, a pierwsze – z Warszawy. Pierwsi argumentowali, że praworządność to rządzenie przy pomocy prawa, a ponieważ rządzą odpowiednie instytucje państwowe, one działają praworządnie lub nie. Obywatele przestrzegają prawa lub zachowują się niezgodnie z nim, ale to nie wystarcza do stwierdzenia, że są praworządni. Pogląd warszawski zakładał, że podmiotem rządzenia jest lud (pracujący miast i wsi, jak wówczas mówiono), on jest źródłem prawa, a więc rządzi przy jego pomocy.

Nie ma więc żadnego powodu, aby nie przypisywać praworządności ludowi jako całości, tym bardziej że jego przedstawiciele piastują stanowiska w aparacie władzy.

Czytaj także: Jak rząd kupuje propagandę

Kto jest praworządny, a kto nie?

Zarysowana kontrowersja wygląda na spór werbalny, ale wyraża coś więcej. Koncepcja krakowska prowadziła do odróżnienia praworządności formalnej i praworządności materialnej. Pierwsza polega na rządzeniu przy pomocy prawa obowiązującego w danym kraju niezależnie od jego treści. W konsekwencji każde państwo jest (było) praworządne w jakimś sensie, a dotyczy to także III Rzeczy lub ZSRR w okresie stalinowskim.

Praworządność materialna zakłada, że prawo ma pewną treść aksjologiczną, np. respektuje swobody obywatelskie. W związku z tym reżimy państwowe mogą być mniej lub bardziej praworządne. Koncepcja warszawska przyjmowała natomiast, że praworządność ludowa (lub socjalistyczna, wedle ówczesnej nomenklatury) jest a priori właściwa pod względem respektowania wartości, czyli materialnie wyróżniona.

Ponieważ krakowscy teoretycy państwa i prawa też podzielali marksizm jako teorię polityczno-społeczną, traktowali praworządność ludową jako ideał, ale raczej przyszły, a nie aktualny. W praktyce poczynania władz PRL znajdowały znacznie lepsze uzasadnienie w teorii warszawskiej niż krakowskiej, np. wydarzenia z 1968 r. i wprowadzenie stanu wojennego były traktowane jako rządzenie prawem ustanowionym z woli ludu i w jego interesie.

Dobrze pamiętam np. telewizyjne wystąpienia obrońców stanu wojennego zaraz po jego wprowadzeniu. Tenor był taki: „Zmieniamy Polskę na lepszą. Czynimy to z woli ludu i w jego interesie. Kto z nami, wygra, kto przeciw nam – przegra. Nie można sprzeciwiać się logice historii”. Spory wokół pojęcia praworządności są tak stare jak refleksja nad prawem i władzą. Antygona rozumiała praworządność materialnie i uważała, że Kreon nie może zakazać pochówku jej brata, natomiast Sokrates podporządkował się wyrokowi sądu ateńskiemu, chociaż uważał, że został skazany niesprawiedliwie – było to respektowanie praworządności formalnej.

Czytaj także: Praworządność to najważniejsza europejska waluta

Państwo prawa ma swoje zasady

W polskich dyskusjach politycznych po 1989 r. termin „praworządność” nie jest popularny, zapewne z powodu jego związku z dyskusjami wśród marksistów. Konstytucja (art. 2.) powiada: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Niejeden raz wskazywałem, że pierwsza część tego przepisu jest sformułowana źle, gdyż powinno być: „demokratycznym państwem prawa” (można nawet pominąć „demokratycznym”, ale mniejsza z tym). Cześć druga jest wskazaniem na jeden z elementów aksjologicznych państwa prawa.

Pomijając sformułowania, polska ustawa zasadnicza nawiązuje do idei Rechtsstaat, wypracowanej w nauce niemieckiej. Idea ta prowadzi do takich samych problemów interpretacyjnych jak pojęcie praworządności czy rule of law. Niemniej praktyka Unii Europejskiej wskazuje na pewne ogólne zasady, jakimi ma się kierować państwo prawa (czyli praworządne, rządzone prawem). Jest np. rzeczą obojętną, czy kontrolę konstytucyjności ustaw prowadzi Trybunał Konstytucyjny czy Sąd Najwyższy, ale ma to czynić organ niezależny od władzy ustawodawczej i władzy wykonawczej. Jest rzeczą obojętną, czy sędziowie są wybierani czy mianowani, natomiast mają być niezawiśli. Wedle koncepcji państwa prawa organ państwowy ma tyle kompetencji, ile mu przyznaje prawo, a manipulowanie uprawnieniami władczymi przy pomocy mnożenia ustaw jest rządzeniem wbrew prawu.

Jak się lekceważy demokrację

I oto toczy się spór między Polską a Komisją Europejską, reprezentowaną przez p. Timmermansa, a nie o to, czy jest on odpowiedzialny za rule of law w Polsce. Czytając enuncjacje czołowych polityków dobrej zmiany na temat rządów prawa, trudno nie odnieść wrażenia, że jest to (w dużej mierze) replika koncepcji warszawskiej z lat 60., z tym że lud został zamieniony na suwerena. Tak jak socjalistyczna praworządność materialna była lepsza niż jakakolwiek inna, tak też prawo dobrej zmiany definiuje państwo prawa – najlepsze z możliwych.

Pojawienie się zwrotu „ról of law” na pasku w TVP Info było zapewne przejawem ignorancji gramatycznej układacza, ale – nolens volens – może być traktowane jako wyraz lekceważącego stosunku propagandowych najmitów à la p. Rachoń do jednego z fundamentów współczesnego systemu demokratycznego.

Czytaj także: Nowe media narodowe

Reklama
Reklama