Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

May przetrwała, teraz czas na brexit

Tiocfaidh ár lá 1916 / Flickr CC by 2.0
Brytyjska premier na dorocznej konferencji Partii Konserwatywnej wzmocniła swoją pozycję. To ona poprowadzi Wielką Brytanię do kluczowych rozmów o warunkach wyjścia z Unii.
Theresa May na Downing Street 10.Number 10/Flickr CC by 2.0 Theresa May na Downing Street 10.

Theresa May pozostaje niezniszczalna. Rok temu przetrwała atak kaszlu, który zepsuł jej kluczową mowę na partyjnej konferencji. W tym roku wkroczyła na arenę, tańcząc jak robot przy dźwiękach „Dancing Queen” Abby, ale potem wygłosiła swoje najlepsze do tej pory przemówienie na stanowisku premiera.

Czytaj też: Czy Unia Europejska przetrwa

Brexitowy bieg przez płotki

Od lata i ogłoszenia przez May tzw. planu z Chequers, czyli propozycji umowy z Brukselą, brytyjska premier była pod ostrzałem zwolenników twardego brexitu z własnej partii, którzy oskarżali ją o nadmierną skłonność do kompromisu z Europą. W Birmingham premier utrzymała się na stanowisku, po raz kolejny pokazując, że jest popierana przez partyjne centrum, a jej główny konkurent, ekstrawagancki były szef dyplomacji Boris Johnson, dzieli konserwatystów.

To jednak nie koniec problemów May. Żeby dobiec do końca roku, brytyjska premier musi przeskoczyć jeszcze kilka wysokich płotków: dokończyć negocjacje z Brukselą, ostatecznie spacyfikować zwolenników twardego brexitu w partii, przekonać do wyników negocjacji partnerów z Irlandii Północnej i przeprowadzić umowę przez parlament. Ale alternatywa jest dużo gorsza: brexit bez porozumienia, który uderzy w firmy i obywateli zarówno Wielkiej Brytanii, jak i Unii.

Czytaj też: Brexit ogołoci British Museum?

Dogadać się z Brukselą...

Na rozmowy z Unią zostało już bardzo mało czasu. Termin wyjścia Wielkiej Brytanii ze wspólnoty, 29 marca przyszłego roku, zbliża się nieubłaganie. Jeśli May chce go dotrzymać, negocjacje muszą się zakończyć w ciągu kilku tygodni. Gdy rozmowy przyniosą postępy, zajmie się nimi szczyt Unii 17-18 października, a potem możliwy jest kolejny – w listopadzie. Niedawne spotkanie z unijnymi przywódcami na nieformalnym szczycie w austriackim Salzburgu zakończyło się jednak klęską i wzajemnymi oskarżeniami o nadmierną sztywność i nielojalność.

Przewlekanie negocjacji zwiększa ryzyko fiaska. Najpóźniej do świąt Bożego Narodzenia ostateczne efekty rozmów muszą zatwierdzić unijni przywódcy, żeby Parlament Europejski i krajowe parlamenty miały jeszcze czas na ratyfikację porozumienia. Inaczej z końcem marca czeka nas chaos. Jeśli 29 marca nie będziemy mieli wiążącej umowy brexitowej, paraliżowi ulegnie cały handel czy podróże między Wyspami a kontynentem.

Czytaj też: Jak zmieni się życie Brytyjczyków po wyjściu z Unii

...i z Belfastem

Największym problemem w rozmowach jest kwestia granicy między Irlandią a Irlandią Północną, która po brexicie stanie się też granicą Unii. Wielka Brytania nie chce przywrócenia tam posterunków granicznych czy celnych, bo fizyczna likwidacja granicy jest elementem tzw. porozumień wielkopiątkowych, które uspokoiły konflikt na tej wyspie i zakończyły dekady terroryzmu.

Z drugiej strony, jeśli Wielka Brytania chce opuścić unię celną i zrezygnować ze swobodnego przepływu osób, granica dla ludzi i towarów musi gdzieś powstać. Unijna propozycja, żeby ustanowić ją de facto między Wielką Brytanią a Irlandią (w tym Irlandią Północną), jest dla May nie do przyjęcia. Tym bardziej że ultimatum w tej sprawie podtrzymała partnerka koalicyjna May Arlane Foster z unionistycznej partii DUP. Bez jej dziesięciu posłów May nie ma większości w parlamencie.

Czytaj też: Kim jest nowy Mr. Brexit

Przeprowadzić przez parlament

W przemówieniu na konferencji May powtórzyła, że jej pomysł na wyjście z Unii oznacza „przywrócenie kontroli nad naszymi granicami, naszymi prawami i naszymi pieniędzmi”. Wcześniej obiecała, że położy „ostateczny kres swobodnemu przepływowi osób”, wprowadzając nową politykę migracyjną, która nie będzie preferowała obywateli Unii, tylko wykwalifikowanych migrantów z całego świata.

May zaapelowała o jedność do członków swojej partii i opozycji, bo „jeśli rozejdziemy się w różnych kierunkach w poszukiwaniu doskonałego brexitu, może się skończyć tym, że żadnego brexitu nie będzie”. Premier chce przekonać do umowy zwolenników twardej linii we własnej partii, strasząc ich, że alternatywą dla umowy z Brukselą są przyspieszone wybory i utrata władzy na rzecz opozycyjnej Partii Pracy.

Nowe życie May

Laburzyści nie zamierzają ułatwić życia premier, bo na swojej niedawnej konwencji dali do zrozumienia, że zagłosują przeciw wynegocjowanemu przez May porozumieniu. Dlatego premier będzie musiała się oprzeć na swojej partii, północnoirlandzkich koalicjantach i może kilku posłach Partii Pracy, którzy pochodzą z probrexitowych okręgów.

May wydawała się bliska politycznej zapaści, ale jak postać z gier komputerowych po raz kolejny zyskała nowe życie. W ciągu kilku tygodni musi pokazać wyborcom w kraju, partyjnym kolegom, koalicjantom i unijnym partnerom, że umie z niego skorzystać.

Reklama
Reklama