11 lutego media obiegła zaskakująca informacja: partia KORWiN nie istnieje. Uprawomocnił się bowiem listopadowy wyrok warszawskiego sądu apelacyjnego, który uchylił postanowienie sądu okręgowego z 2015 r. i nakazał mu ponownie rozpatrzyć wniosek o wpisanie ugrupowania do ewidencji. „Tu doszło do jakiejś pomyłki sądowej, bo przecież była partia i co? I nagle nie ma partii?” – komentował z rozmowie z „Faktem” zdziwiony Janusz Korwin-Mikke.
Ugrupowanie już wcześniej odczuło zresztą pierwsze skutki decyzji sądu. Dowiedziawszy się o wyroku, Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała o nim Ministerstwo Finansów, które zdecydowało o niewypłaceniu partii ostatniej transzy subwencji za 2018 r. Mowa o kwocie niebagatelnej – partie dostają roczną subwencję w czterech kwartalnych ratach, a po wyborach 2015 r. ugrupowaniu Korwin-Mikkego przysługiwało co roku ponad 4 mln zł.
Czytaj także: Partia Korwin-Mikkego daje zarobić swoim
Prześciganie się na rejestrację
Do takiego rozstrzygnięcia doprowadziła długa i wieloinstancyjna batalia sądowa, która zaczęła się krótko po (nieprawomocnym) zarejestrowaniu partii Koalicja Odnowy Rzeczypospolitej Wolność i Nadzieja (w skrócie KORWiN) w czerwcu 2015 r. i wpisaniu jej do ewidencji. Decyzję zaskarżyło paru zbuntowanych działaczy ugrupowania, którzy na kilka dni przed złożeniem wniosku o rejestrację KORWiN złożyli swój własny – o wpisanie do ewidencji partii o niemal identycznej nazwie.
Różniła się ona jedną literą: odnawianie dotyczyć miało Rzeczpospolitej, a nie Rzeczypospolitej. Po rozprawach w czerwcu 2016 r. sąd oddalił apelację, uznając, że działacze ci „dokonali zawłaszczenia idei zakładanej partii, jej nazwy oraz podpisów zebranych na potrzeby jej rejestracji”, a nawet że „doszło do swego rodzaju rebelii”. Wyrok z listopada zapadł po tym, jak wskutek uwzględnionej przez Sąd Najwyższy skargi kasacyjnej „fałszywych korwinistów” sprawa wróciła do sądu apelacyjnego.
Czytaj także: Godek z Korwinem i Winnickim. Skrajna prawica jednoczy siły
Takiego przypadku jeszcze nie było
Pogłoski o śmierci partii Korwin-Mikkego są jednak przesadzone. – Partia jako taka istnieje – twierdzi Krzysztof Lorentz, dyrektor zespołu kontroli finansowania partii politycznych i kampanii wyborczych Krajowego Biura Wyborczego. – Polskie prawo nie ogranicza możliwości tworzenia partii do tych, które są wpisane do ewidencji. Nieobecne w niej ugrupowania nie mają jednak osobowości prawnej, nie mogą więc startować w wyborach, zbierać składek czy posiadać majątku. Co więc z pieniędzmi KORWiN? – Jest tutaj zagadnienie wymagające głębszej analizy. W historii ustawy o partiach politycznych z 1997 r. nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją w przypadku ugrupowania posiadającego majątek, w tym z subwencji, w dodatku po tak długim okresie działania – mówi Lorentz.
Co ciekawe, korwiniści uważają, że ich partia w ewidencji jest. – Uchylenie postanowienia o wpisie do ewidencji nie jest tożsame z wykreśleniem. Do tego konieczne jest postanowienie o wykreśleniu – utrzymuje w rozmowie ze mną wiceprezes partii Sławomir Mentzen. Ministerstwo Finansów przyjęło jednak interpretację taką samą jak PKW i odcięło dopływ pieniędzy.
Niby istnieją, a niby nie
Sytuacja jest więc precedensowa, a partia Korwin-Mikkego znajduje się w dziwnym stanie przejściowym: niby istnieje, ale niewiele z tego wynika, bo w zasadzie nic nie może robić. O tym, co się dalej stanie z nią i zebranymi przez nią pieniędzmi, zdecyduje teraz sąd okręgowy. Ile to potrwa – nie wiadomo. Nawet jeżeli wyrok będzie dla ugrupowania korzystny, KORWiN może nie zdążyć wystartować jako partia w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego (a może i parlamentarnych). Problem ten można oczywiście obejść, choćby wchodząc na listy innej partii. Jest jednak inny kłopot. KORWiN jest częścią antyunijnej Konfederacji – sojuszu zmontowanego wspólnie z narodowcami, Piotrem Liroyem-Marcem, Grzegorzem Braunem i Kają Godek. Nie mając osobowości prawnej, nie może znaleźć się w składzie startującej w wyborach koalicji.
Dla kampanii eurosceptyków najpoważniejsze konsekwencje będzie miał fakt, że KORWiN nie może wydać na nią ani złotówki. A dzięki subwencji jest to (a może była) bez porównania najbogatsza z sił Konfederacji.