Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prawo w czasach zarazy

Władzy udało się na swój sposób zaszantażować opozycję. Senat przyjął ustawę antywirusową bez poprawek. Mamy prawo niepotrzebne, a w wielu miejscach groźne, jeśli władza zechce go używać w złej wierze. To kolejny przykład uchwalania prawa poszerzającego wkraczanie w nasze prawa i wolność pod pretekstem walki z zagrożeniem. Tak wcześniej pod pretekstem grożącego terroryzmu uchwalono nowe przepisy inwigilacyjne. Ustawa antywirusowa pozwala na użycie tych przepisów w ramach „przeciwdziałania COVID-19”: służby będą miały niekontrolowany dostęp do danych telekomunikacyjnych o naszej aktywności w internecie.

Ustawa zawiera szereg pojęć niedookreślonych, pozwalających na dowolność działań władzy. I w nieproporcjonalny sposób ogranicza m.in. prawo własności i wolność gospodarowania.

Jeśli ktoś uważa, że jest potrzebna, to niech zada sobie pytanie: na jakiej podstawie policja zatrzymała na stacji benzynowej w Lwówku Śląskim parę młodych ludzi po anonimowym doniesieniu, że „mają koronawirusa”, trzymała kilka godzin w samochodzie i eskortowała do szpitala? Na jakiej podstawie umieszczano do tej pory przymusowo w szpitalach osoby podejrzane o zakażenie koronawirusem? Na jakiej podstawie trzymano w zamknięciu uczniów w internacie w Policach?

Potrzebne do tego przepisy są od lat. Łącznie z prawem do użycia przymusu bezpośredniego z wielogodzinnym unieruchomieniem dla podania leku – w ustawie o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych. Są przepisy o przymusowej hospitalizacji i kwarantannie. Nie ma przepisów o kwarantannie domowej, ale nie ma ich też w nowej ustawie. To forma kwarantanny oparta wyłącznie na obywatelskiej odpowiedzialności.

Inne potrzebne przepisy, np. o zlecaniu rozmaitych zadań samorządowi terytorialnemu czy prywatnym przedsiębiorcom, są m.in. w ustawie o zarządzaniu kryzysowym i w prawie farmaceutycznym. Nie jest także konieczne zwalnianie zamówień publicznych z przetargu w związku z epidemią. Zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych (art. 67 ust. 1 pkt 3) dziś można to robić w pilnych sytuacjach. I władza to robi. Jak inaczej firma Blirt z Gdańska, związana z doradcą prezydenta Dudy Jerzym Milewskim, byłym radnym PiS, dostałaby bez przetargu rządowe zamówienie za ponad 3,5 mln zł na dostarczenie testów na koronawirusa?

Opozycja chwali się, że poprawiła ustawę w Sejmie. Rzeczywiście zniknęły najbardziej „krwawe” przepisy, jak ten mówiący, że władza nie odpowiada za szkody wyrządzone jej działaniami w ramach przeciwdziałania i zwalczania koronawirusa, co było w sposób oczywisty sprzeczne z konstytucyjną ochroną własności.

Ale to, na czym władzy zależało, jest poutykane w innych miejscach ustawy. Nadal będzie mogła przerzucać koszty walki z epidemią i jej przeciwdziałaniem na samorządy, prywatną służbę zdrowia, prywatne firmy i osoby (będzie mogła np. zająć teren, zburzyć istniejące na nim budynki). Przewidziane są jakieś formy zapłaty, ale według taryfikatorów, które ustali władza, i nie we wszystkich przypadkach. A o odszkodowanie można będzie walczyć przed sądem, ponosząc spore koszty.

Opozycja jest dumna, że wprowadziła poprawkę, według której ustawa będzie obowiązywać czasowo. Owszem, ale tylko kilka jej przepisów. A większość ustawy to zmiany w innych ustawach, jak wspomniane prawo zamówień publicznych, które daje jeszcze większą dowolność w zakupach bez przetargów, czyli możliwość nadużyć. I te zmiany pozostaną.

Polityka 11.2020 (3252) z dnia 10.03.2020; Komentarze; s. 8
Reklama
Reklama