Kraj

Polska PiS. Wieczna kadencja Przyłębskiej, Dzień Świrskiego i sylwester marzeń

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska
Mgr Julia Przyłębska sama dokonała wykładni prawa i twierdzi, że opinia, jakoby jej kadencja się skończyła, nie ma oparcia w prawie. Śliczny przykład sądzenia we własnej sprawie.

Aż trudno uwierzyć, że w dużej mierze kiczowata impreza pod wezwaniem „sylwester marzeń”, zaserwowana przez TVP2, wywołała tak wielkie następstwa. Niektóre są poważne, jak zdewastowanie Krupowej Równi, miejsca w Zakopanem wpisanego do rejestru zabytków, w którym bawiono się do „białego rana”, czy wielce prawdopodobne straty powstałe w wyniku spłoszenia tysięcy (?) zwierząt.

Kowalczyk, godny następca Szyszki

To ostatnie nie ograniczyło się do Zakopanego, bo race odpalano w całym kraju mimo apeli obrońców fauny i decyzji wielu samorządów zakazujących fajerwerków. Policja odmawiała interwencji, bo przecież „to niezakazane”. Trudno się dziwić dzielnym policjantom, skoro ich szef w randze generała aktywizuje granatnik w siedzibie komendy głównej tej służby mającej dbać o bezpieczeństwo obywateli, a straż pożarna jest wzywana na ratunek nie z powodu eksplozji, ale zawalenia się stropu.

Brak troski o dobrostan zwierząt też nie zdumiewa, skoro jest coraz więcej doniesień o bestialskim ich traktowaniu. Sławetny mur na granicy polsko-białoruskiej postawiono w taki sposób, że znajdowane są okaleczone łanie nadziane na drut kolczasty – por. Michalska, jasnowłosa rzeczniczka Komendy Głównej Straży Granicznej, być może wytłumaczy, że skoro takie głupie, że lezą na drut, to i się kaleczą.

Pan Kowalczyk, minister rolnictwa i rozwoju wsi, zapowiada ustawę zakazującą wstępu przedstawicielom organizacji pozarządowych do gospodarstw rolniczych w celu kontroli, czy przestrzegane są zasady przetrzymywania zwierząt hodowlanych w pomieszczeniach po temu przeznaczonych. Takie prawo ma mieć tylko Inspekcja Weterynaryjna, znana ze współpracy z hodowcami w ukrywaniu nadużyć przy masowych praktykach związanych z produkcją (czytaj: dręczeniem) norek, kurczaków, gęsi itd.

Pan Kowalczyk jest godnym następcą p. Szyszki, który trapił się tym, że nie może wychować wnusia bez pokazania mu pokotu zastrzelonych zwierząt. W pewnym polskim serialu złapano przebranego wolontariusza zamierzającego sprawdzić warunki hodowli norek. Jeden z ochroniarzy zaproponował, aby nieboraka przemielić na karmę. Być może p. Kowalczyk na serio wyjaśni, że przygotowywana ustawa ma zapobiec uzasadnionej (jakże by inaczej) agresji strudzonego personelu ferm hodowlanych przeciwko intruzom zakłócającym harmonijne współdziałanie hodowców z wdzięcznymi zwierzakami pławiącymi się w luksusie. Sam pamiętam dyskusję, w której pewien hodowca szczycił się tym, jak to wzruszone norki kładą mu mordki na ręce w dowód wdzięczności za dobre traktowanie.

Czytaj też: Zwierzę minus zamiast piątki dla zwierząt. Kowalczyk wygrał

Zenek M. oszczędza głos

Wróćmy do mniej poważnych aspektów sylwestra w Zakopanem. Do takich należy zaliczyć np. to, że Zenek M. śpiewał z playbacku i zapomniał poruszać ustami w stosownym momencie. Mając pełne zrozumienie dla poczynań p. Zenka w celu protekcji jego bezcennego głosu, nie mogę się oprzeć niejakiemu zdumieniu, że taki wprawny artysta nie zsynchronizował słyszanego disco-polo z mobilnością swego narządu gębowego. TVP w rozmaitych audycjach chełpiła się biciem rekordu oglądalności z poprzedniej imprezy sylwestrowej, aczkolwiek niektóre oszacowania wskazywały na to, że rok nazad było więcej spektatorów.

Muszę sprostować jedną informację podaną w poprzednim felietonie i zwrócić honor p. Kammelowi. Otóż rzeczywiście było tak, że założenie tęczowych opasek uzgodniono z władzami TVP. Polegało to na tym, że zespół Black Eyed Peas postawił warunek: albo założą opaski, albo pakują walizki i nie wystąpią w Zakopanem. Pisowskim targiem zgodzono się, o ile któryś z wokalistów powie coś sympatycznego o Polsce.

W samej rzeczy Polska została pochwalona za pomoc Ukrainie, co podkreślano we wszystkich programach emitowanych przez tzw. telewizję publiczną, która starannie ukrywała opaski, np. zasłaniając je (co nie udawało się w pełni) specjalnie poszerzonymi paskami, w których roiło się o Tusku i jego winach. Aż dziw, że p. Rachoń lub Samuś Pereira nie wymyślili, że to Donald Tusk namówił Czarnookich na założenie tęczowych opasek, oczywiście w celu umocnienia współpracy Niemiec i Rosji.

Will.i.am z Black Eyed Peas jedną z piosenek zapowiedział następująco: „Dedykujemy tę piosenkę tym, którzy w tym roku doświadczyli nienawiści. Żydowska społeczność – kochamy was, ludzie afrykańskiego pochodzenia na całym świecie – kochamy was, społeczność LGBT – kochamy was”. Sylwester marzeń był pokazywany z pewnym opóźnieniem w TVP(Dez)Info, dedykacja została wycięta. W zamian TVP wyemitowała tekst „Bohaterska obrona Rosji” na pasku relacjonującym wojnę w Ukrainie – autor lapsusa został zawieszony. Takie czasy w TVP, że kto broni LGBT przed nienawiścią, jest wycinany, kto podkreśla bohaterstwo Rosjan – jest tylko zawieszany.

Czytaj też: Zenek, czyli jak strollowano Jacka Kurskiego

Tęczowe opaski przy Nowogrodzkiej

Epizod z wycięciem nie był przypadkowy. Wygląda na to, że p. Matyszkowicz od razu ubezpieczał głos wolny, ale inną (tj. dobrozmienną) wolność ubezpieczający. Ponoć na Nowogrodzkiej od razu uznano, że tęczowe opaski w TVP są sprawą wagi państwowej i już w sylwestrową noc trwały narady, co zrobić z tym fantem. Sam byłem zdziwiony dość pojednawczym tonem p. Lichockiej (tej od odgarniania włosów jednym paluszkiem), która szybko twitnęła: „Panowie z SP, napijcie się szampana na Sylwestra. Zamiast lansować się politycznie nawet teraz. Polska chce się bawić dziś – wyłączcie szczucie. Dobrego Nowego Roku!”.

Była to aluzja do wypowiedzi p. Kowalskiego i p. Warchoła z Solidarnej Polski, którzy nie szczędzili ostrych słów wobec dopuszczenia w TVP „promocji homowynaturzeń”. Pan Kurski (Jacek) pozwolił sobie na polubienie komentarza tygodnika „Nie” kwitującego tłumaczenie p. Kammela o uzgodnieniu wszystkiego ironicznym: „Jasne, jasne”.

Notabene przeczytałem wpis byłego prezesa TVP, a obecnego eksperta Banku Światowego (przypomina się scenka z Barei, gdy jedna z bohaterek mówi: „mój mąż jest z zawodu dyrektorem”), który tak powiada o swoich inspiracjach i pasjach: „Joanna dzieci Mama tata JP2 podziemna S Gdańsk miłość Lechia góry Kaczmarski spływy Herbert Telewizja narty Reagan żagle Kresy gitara Rzym Mozart 1944 prezes TVP”.

Sporo tego. Nasuwa się monolog Krzysztofa Litwina z Piwnicy pod Baranami, w którym stało: „Talefony, Tales z Miletu, Talegrafy, talerz rosołu, Talewizja i tale innych rzeczy”.

Czytaj też: Z TVP do Banku Światowego. Kurski spada na cztery łapy

Tolerancja – tak, afirmacja – niekoniecznie

Na opaski zareagowali również czołowi dobrozmieńcy (aczkolwiek zabrakło głosu Jego Ekscelencji z uwagi na pobyt w szpitalu). Pan Morawiecki zaznaczył: „Jeżeli ten zespół – który jednocześnie bardzo podziękował Polsce za wsparcie dla Ukrainy i te słowa też poszły w świat – zrobił to, co zrobił, to my jesteśmy partią pełną tolerancji, zrozumienia dla różnych środowisk. Na pewno nie będziemy cenzurowali w najmniejszym stopniu ekspresji artystycznej. My w oczywisty sposób dbamy o rodzinę, o to, żeby wszystkie wartości bliskie sercom ogromnej większości Polaków były pielęgnowane, ale też jesteśmy bardzo tolerancyjni dla wszystkich. Także w tym przypadku”.

Wtórował mu Jojo Brudziński: „Prawo i Sprawiedliwość jest partią pełną wolności. Szanujemy każdego człowieka, nieważne są dla nas jego poglądy, wyznanie religijne, orientacja seksualna. Cóż mi do tego, kto kogo kocha i jak kocha. Nie czuję się tutaj zaatakowany żadną promocją czy ideologią. Mogę tylko powtórzyć: tolerancja – tak, afirmacja – niekoniecznie”. Zabrakło mi nawiązania do opinii p. Dudy z kampanii prezydenckiej 2020, który ryczał o LGBT: „To nie ludzie, to ideologia”.

Ta swoista dialektyka jest odpowiedzią na uwagi p. Zbyszka (pardon za poufałość) głoszące: „[chcemy] zapytać pana premiera o to, czy ten pewnego rodzaju manifest ze strony telewizji publicznej – skoro była to zaplanowana akcja związana z promocją pewnych postaw i wartości w obszarze publicznym – jest kolejnym elementem ustępstw wobec żądań UE. (...) Było dla nas rzeczą zaskakującą, że Telewizja Publiczna (...) zdecydowała się, jak wynika z oświadczeń jej przedstawicieli, do świadomego udziału w promowaniu symboli i tym samym wartości, które są zaprzeczeniem tego wszystkiego, o czym nasze środowiska dobrej zmiany konsekwentnie deklarowały i zapewniały, że będą wierne określonej wizji wartości. Jest to zmiana zaskakująca i wymagająca wyjaśnień”.

A p. Kowalski zagrzmiał: „Akceptacja lewicowej linii obecnych władz TVP, które z premedytacją zakontraktowały gwiazdeczkę z USA do promocji tęczowej opresyjnej agendy całkowicie sprzecznej z linią aksjologiczną prawicy, doprowadzi do eksplozji takich manifestacji”.

Pan Warchoł, w asystencji p. Wójcika (być urażonego, że telewizja nie zaprosiła go jako wschodzącej gwiazdy piosenkarskiej), tłumaczył, co rozumie pod hasłem „wynaturzenie”, którego użył, charakteryzując zakopiańską imprezę. Otóż pełnomocnik rządu ds. praw człowieka odesłał do jednej z Ewangelii w sprawie tego, co jest przeciw naturze człowieka, i skonkretyzował swoje przesłanie, wskazując na nienawiść i brak tolerancji jako wynaturzenia, oczywiście po stronie opozycji, ale nie własnej, bo sam jest wzorem cnót ewangelicznych.

Czytaj też: TVP przegrywa z KPH. Są jeszcze sądy w Warszawie

Przyłębska sądzi we własnej sprawie

Przechodzę do spraw wagi państwowej innych niż pokłosie sylwestrowych marzeń. Taką jest problem, czy kadencja mgr Przyłębskiej upłynęła w grudniu 2022 r., czy też nastąpi to za dwa lata. Bohaterka tej kontrowersji została powołana przez p. Dudę po uchyleniu dawnej ustawy o TK (wedle niej prezes TK sprawuje funkcję do końca kadencji sędziowskiej), ale przed wejściem w życie nowej ustawy (wprowadziła sześcioletnią kadencję dla prezesa). Jeśli tak, to elementarne zasady wykładni prawa są takie, że należy interpretować przepisy zgodnie z nowym stanem prawnym, o ile nie pozostaje w sprzeczności z innymi ustawami, zwłaszcza konstytucją.

Mgr Przyłębska sama dokonała wykładni prawa i twierdzi, że opinia, jakoby jej kadencja się skończyła, nie ma oparcia w prawie. To śliczny przykład sądzenia we własnej sprawie i interpretacji prawa bez posiadania ku temu jakichkolwiek kompetencji, nawet wziąwszy pod uwagę, że wielu dobrozmieńców (w tym p. Morawiecki) utrzymuje podobnie jak ona.

Pan Duda, który najwyraźniej w zapale korzystania ze swych prerogatyw przy realizacji poleceń partyjnej zwierzchności (jest bezpartyjny, ale jednak partyjny), zapomniał niegdyś określić czas kadencji swojej (?) nominantki, a teraz wymownie milczy, udając, że go wtedy (w grudniu 2019 r.) nie było w domu.

Dobrozmieńcy, np. p. Sellin, dokonują iście zdumiewających interpretacji, powiadając, że jeśli nowe przepisy jeszcze nie obowiązują, to należy stosować stare, aczkolwiek nie zauważyli, że te drugie zostały uchylone bez wprowadzenia klauzuli uprawniających do ich stosowania w takich lub innych przypadkach, np. dotyczących kadencji prezesa TK. Pikanterii tej sprawie dodaje list sześciu członków zgromadzenia kierowanego przez mgr Przyłębską, utrzymujących, że jej kadencja już upłynęła. Jest wśród nich p. Muszyński, który ją obcałowywał (ten obraz jest często pokazywany w telewizjach), gdy przybyła do siedziby TK z patentem nominacyjnym od p. Dudy. Obecne stanowisko p. Muszyńskiego jest interpretowane jako wyraz chęci zajęcia fotela, na którym urzęduje prezes TK.

TVP pośrednio poparła mgr Przyłębską, emitując materiał o pożytkach z gry w tenisa, co reklamuje towarzyskie odkrycie Jego Ekscelencji (jak wiadomo, gwiazda wiedzy prawniczej) wraz z Igą Światek (gwiazdą kortów). Przy okazji wyjaśnię pewną kwestię semantyczną. Termin „Trybunał Konstytucyjny” jest nazwą własną, której sens wyjaśniają rozmaite deskrypcje, np. „sąd konstytucyjny, powoływany w taki a taki sposób”. Otóż wielu specjalistów w zakresie prawa konstytucyjnego uważa, że przynajmniej niektórzy sędziowie obecnego TK zostali powołani niezgodnie z prawem. Kto podziela ten pogląd, może posługiwać się zwrotem „Trybunał Julii Przyłębskiej” lub „grono działające pod prezydencją mgr Przyłębskiej”. Tedy pretensje dobrozmieńców, np. p. Kalety (Sebastiana), że należy używać nazwy „Trybunał Konstytucyjny” wobec urzędującego w budynku przy ul. Jana Chrystiana Szucha 12A w Warszawie, są nieuzasadnione.

Czytaj też: Otwarty bunt w Trybunale Julii Przyłębskiej. Sytuacja jest rozwojowa

Dzień Świrskiego

Mamy nową aferę na temat TVN24. Pan Świrski, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, wszczął postępowanie dotyczące „ustalenia, czy audycja pt. »Czarno na białym: Siła kłamstwa« wyemitowana w programie TVN24 i TVN zawiera treści naruszające art. 18 ust. 1 i 3 ustawy z dnia 29 grudnia 1992 roku o radiofonii i telewizji, poprzez propagowanie nieprawdziwych informacji oraz działań sprzecznych z polską racją stanu i zagrażających bezpieczeństwu publicznemu”.

Cała procedura jest określona jako prowadzona z urzędu, aczkolwiek jest rzeczą oczywistą, że p. Antoni, Antoni i jeszcze raz Antoni jest spiritus movens afery, którą nie bez powodu można nazwać dobrozmiennym dniem świra. Powód jest prosty – reportaż „Siła kłamstwa” wykazuje, że tzw. raport Macierewicza pominął istotny dowód podważający tezę, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zamach. Ponieważ o sprawie pisałem już szerzej, tutaj ograniczę się tylko do przypomnienia, że materiał pod auspicjami p. Antoniego, Antoniego i jeszcze raz Antoniego nie wspomniał o wynikach międzynarodowych badań pirotechnicznych, które nie stwierdziły obecności materiałów wybuchowych na próbkach dostarczonych wykonawcom tych ekspertyz. Przemilczenie tych wyników można uznać za kłamstwo przez zaniechanie ujawnienia prawdy, a skoro tak, to tytuł reportażu „Siła kłamstwa” jest jak najbardziej uprawniony.

W konsekwencji fragment „propagowanie nieprawdziwych informacji” znajdujący się w uzasadnieniu wszczęcia postępowania przeciwko TVN24 jest zwyczajnym nadużyciem. Jest interesujące, aczkolwiek niekoniecznie niezgodne z polityczną linią reprezentowaną przez p. Świrskiego, że oskarża on rzeczoną telewizję o działania sprzeczne z polską racją stanu i zagrażające porządkowi publicznemu. Chyba że za takie należy uznać publicznie wyrażone wyrazy poparcia dla TVN24 przez wiele mediów oraz umieszczenie reportażu „Siła kłamstwa” na szeregu ogólnie dostępnych portali.

Jeśli jednak tak rzecz interpretować, to inicjatywa p. Świrskiego jest typowym przejawem rozumienia wolności informacyjnej w reżimach autorytarnych. Byłoby znacznie lepiej, gdyby obecny przewodniczący KRRiT, zamiast świrować na wniosek Antoniego, Antoniego i jeszcze raz Antoniego, zajął się treściami emitowanymi przez TVP, np. (rewelacja p. Sakiewicza) że Tusk przyczynił się do wybuchu wojny w Ukrainie.

Czytaj też: „Siła kłamstwa”. Szef KRRiT chce reaktywować cenzurę

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną