Nie tak dawno polskich dziennikarzy mogły wprawić w osłupienie plany Samoobrony co do modyfikacji zapisów w prawie prasowym, w ramach - jak to określa koalicja rządząca - „udoskonalania wolności mediów ". O „zlepperowanym" prawie prasowym na razie ucichło, głośno natomiast zrobiło się we Francji, z powodu tamtejszych zmian w kodeksie pracy, które najbardziej dotykają dziennikarzy, o czym można przeczytać w dzisiejszym (14.07.07) wydaniu dziennika „Le Monde" .
Początkowo celem miało być ujednolicenie kodeksu, zawód dziennikarza i związane z nim pracownicze „prawa i obowiązki" wrzucono więc jednego wora z „prawami i obowiązkami", jakie obowiązują m.in. 16 mln pracowników sektora prywatnego, bez uwzględnienia specyficznych reguł, jakimi rządzą się media. W planach było także „udoskonalenie" statutu dziennikarza, jednak efekt końcowy według związkowców okazał się inny od pierwotnych założeń.
Choć rekodyfikacja aktów prawnych została podjęta we Francji już prawie 2 lata temu, do dziennikarzy dopiero teraz dochodzi niebezpieczeństwo wynikające z wprowadzonych zmian, które według nich ograniczają podstawowe ich prawa. Protest wywołały przede wszystkim zmiany w definicjach.
Dotychczasowe pojęcia agencji prasowych, dzienników i periodyków zostały zastąpione przez mętny, bo mało precyzyjny termin „przedsięwzięć prasowych". Ten zaś, jak dotąd, nie doczekał się jeszcze definicji, mimo że treść zmian (nie poddanych pod obrady) została opublikowana już 12 marca we francuskim odpowiedniku naszego Dziennika Ustaw. Dziennikarze podkreślają, że po to, by móc modyfikować prawo, potrzebne jest inne prawo, a pojedyncze dekrety nie wystarczą, dlatego żądają przywrócenia wcześniejszego brzmienia kodeksu.
Ich obawy budzi także rozszerzenie definicji dziennikarza, które zdaje się obejmować także i to, co u nas określane jest mianem „dziennikarza obywatelskiego" (np. zajmujący się tematyką społeczną blogger). Ponadto gra się toczy także o mało precyzyjne procedury zwolnień i odpraw pracowniczych. Według oficjalnego kalendarza, zmiany w ostatecznym brzmieniu wejdą w życie najpóźniej od 1 marca 2008 roku.
Pomijając sensowność (lub bezsens) wprowadzanych we Francji kodyfikacyjno-statutowych „ulepszeń", dla tamtejszych dziennikarzy największym problemem wydaje się być modus operandi strony rządowej. Ingerencje ustawodawcze dokonywane są bowiem według nich bezszelestnie i ukradkiem, za plecami samych zainteresowanych. Może więc nasza rodzima prasowa Lepperiada nie jest złą metodą?
U nas, póki co, nic się nie robi, a ostatnia burza medialna odbyła się na zasadzie znalezienia kontrowersyjnego tematu zastępczego. A im głośniej się krzyczy i im większe bzdury do nas docierają (odpowiednio wcześnie!), tym łatwiej temu zapobiec.