Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Praworządność i ustaworządność

Jarosław Kaczyński Jarosław Kaczyński Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
Koalicja wydała walkę bezprawiu poprzedników, co w wielu wypadkach wymaga zmiany prawa. Partia Kaczyńskiego protestuje i wrzeszczy, Duda nie sprzyja, więc pozostaje korzystanie z rozmaitych pisowskich niedoróbek legislacyjnych.

Pisięta grzmią, że za ich czasów, tj. w latach 2015–23, Polska była krajem w pełni praworządnym, a zarzuty, że było inaczej, są nieporozumieniem. Jak wyjaśnił Prezes the Best: „Czy jedną gigantyczną kampanią kłamstw nie było opowiadanie, że w Polsce jest dyktatura w ciągu tych ośmiu lat? Jaka dyktatura? Opozycja robi, co chce, nie ma żadnej cenzury”.

Ta wypowiedź na pewno potwierdza też zdanie p. Wassermann, posłanki PiS, o p. Kaczyńskim: „Umysł jak brzytwa, fantastyczne poczucie humoru, rewelacyjna forma. Przestańcie państwo zaklinać rzeczywistość!”, aczkolwiek użycie przez Jego Ekscelencję czasu teraźniejszego „robi” rodzi pytanie, o jaką opozycję chodzi, czy o tę sprzed 15 października, czy o tę po tej dacie.

Ustaworządność według PiS

Będę argumentował, że PiS praktykował nie praworządność, ale coś, co można nazwać ustaworządnością. Ktoś może zauważyć, że problem jest wydumany: ustawą w zasadniczym znaczeniu tego słowa jest akt prawny wydany w specjalnym trybie i zajmujący topowe miejsce w hierarchii źródeł prawa (np. w systemie polskim: uchwalony przez Sejm, przyjęty przez Senat i potwierdzony podpisem prezydenta).

Szczególnym rodzajem takiego aktu jest konstytucja, czyli ustawa zasadnicza. Biorąc pod uwagę etymologię, ustawa jest czymś, co zostało ustalone czy też ustanowione na mocy jakiegoś postanowienia. W konsekwencji można rozumieć prawo jako zbiór ustaw, czyli postanowień władzy upoważnionej do ich wydawania (stanowienia), tj. obowiązujących. Praworządność jest tradycyjnie rozumiana jako rządzenie przy pomocy prawa.

Od razu trzeba zauważyć, że praworządność odnosi się do organów państwa, a nie do obywateli. Znaczy to, że pojęcie przestrzegania prawa jest obszerniejsze niż pojęcie praworządności. To drugie polega na stosowaniu się do prawa przez organy państwa, a pierwsze także do poczynań obywateli.

Wracając do głównego wątku: jeśli zdefiniujemy praworządność tak jak wyżej, polega ona na ustaworządności, czyli rządzeniu polegającym na stosowaniu przepisów prawa.

Czytaj też: Jak się Pawłowska postawiła prezesowi. W PiS aż zafurczało

Ius i dwuznaczne lex

Wszelako Rzymianie, a dokładniej Cyceron, wprowadzili odróżnienie ius i lex. Etymologia drugiego terminu łacińskiego nie jest do końca jasna, ale ostatecznie przyjęło się je rozumieć jako czyjeś postanowienie, czyli ustawę. W związku z tym konkretne przepisy były nazywane wedle nazwiska ich twórcy, np. lex Calpurnia (wydane w 149 r. p. n. e. i dotyczące odzyskiwania własności) jest związany z Luciusem Calpurniusem Piso, trybunem ludowym. Sens ius jest związany z iustitia, tj. sprawiedliwością. Już Cyceron zauważył, że lex iniusta est non lex (prawo niesprawiedliwe nie jest prawem). Formuła ta została powtórzona w późnej starożytności przez Aureliusza Augustyna, biskupa Hippony, i przez Tomasza z Akwinu w średniowieczu.

Podane tłumaczenie jest jednak niejasne z uwagi na dwuznaczność słowa lex. Nieco precyzyjniejsze byłoby takie: „niesprawiedliwa ustawa nie jest prawem”. To wskazuje na rzeczywiste intencje Cycerona, Augustyna i Tomasza – ustawa jest prawem, o ile wyraża to, co sprawiedliwe, a krótko rzecz ujmując, dyskutowana formuła postuluje, by ustawa wyrażała prawo.

Odróżnienie ius i lex jest obecne w wielu językach, np. francuskim „droit” i „loi” czy „Recht” i „Gesetz” w niemieckim – pierwsze człony tych par oznaczają prawo, a drugie ustawy. Język angielski jest wyjątkowy pod tym względem, gdyż słowo „law” jest interpretowane dwojako, tj. jako ustawa i prawo. Łatwo zauważyć, że „droit”, „Recht” i „prawo”, podobnie jak „ius”, mają związek z prawością i sprawiedliwością, a więc wartościami (w językach słowiańskich także z prawdą).

Jeśli przyjmiemy odróżnienie prawa i ustawy, praworządnością jest rządzenie przy pomocy prawa, ale niekoniecznie ustawy. W konsekwencji praworządność nie zawsze pokrywa się z ustaworządnością.

I jeszcze jeden przykład ilustrujący problemy semantyczne. Monteskiusz napisał słynne dzieło „De l’esprit des lois”. Tadeusz Boy-Żeleński przetłumaczył tytuł tak: „O duchu praw”. Niemiecka wersja to „Vom Geist der Gesetze”, a więc „O duchu ustaw”, a angielska – „The Spirit of Law”, a więc zachowująca dwuznaczność słowa „law”. Przy okazji warto zauważyć, że termin „jurysprudencja” oznacza znajomość prawa w sensie ius, natomiast nie pojawiło się słowo „legisprudencja”. Okoliczność ta świadczy o wadze odróżnienia ius i lex.

Czytaj też: „Każde polskie serce pika, gdy nadaje Republika”

Formuła Radbrucha

Tradycyjnie sporny problem w filozofii prawa polega na pytaniu, jakie wartości związane są z prawem, tj. tym, co ma być wyrażone w ustawie. Nawet jeśli weźmie się prostą wersję formuły Cycerona-Augustyna-Tomasza, nie jest do końca jasne, jak rozumieć kluczowe pojęcie sprawiedliwości.

Sprawa zaczęła się komplikować z biegiem czasu w związku z rozważaniami na temat stosunku prawa (jako ustaw) do zasad moralnych. To oczywiście kwestia prawa natury i jego stosunku do prawa pozytywnego, a więc zawartego w postanowieniach władzy. Można rozumieć skłonność prawników, najwyraźniej widoczną w pozytywizmie prawniczym, do identyfikacji prawa z ustawą. Jest to motywowane tym, że chociaż często pojawia się potrzeba interpretacji przepisów, treść ustawy jest w miarę jasna i nie ma powodu, aby przykładać nadmierną wagę do deliberowania o tym, jakie kwantum moralności ma być wyrażone przez przepisy prawne. Prawnik ma ograniczyć się do obowiązujących przepisów.

To nie znaczy, że moralna treść prawa jest obojętna, ale postulaty w tej mierze nie są obowiązkiem tych, którzy stosują prawo. Trudno tutaj rozważać tę kwestię w jej całej złożoności historycznej i przedmiotowej. Dobrym materiałem dla prowizorycznej analizy jest tzw. formuła Radbrucha. Jej autor był początkowo dość radykalnym pozytywistą prawniczym, ale po II wojnie światowej zmienił zapatrywania, w szczególności odróżnił ustawowe bezprawie i ponadustawowe prawo. Było to związane z prawem (w sensie zbioru ustaw) III Rzeszy.

Intuicja Radbrucha była prosta. Hitlerowski system prawa zawierał wiele elementów, np. ustawy norymberskie czy nakaz denuncjowania przeciwników nazizmu (Radbruch analizował kazus związany z tym drugim przypadkiem), które to przepisy są ustawowym bezprawiem, ponieważ są niezgodne z ponadustawowym prawem, tj. zasadami, które winien spełniać każdy cywilizowany system przepisów.

Czytaj też: Zestaw nowych chwytów PiS. Ta toksyna wciąż jest groźna

Uzasadnione okoliczności

Rardbruch zajmował się kwestią, by tak rzec, ekstraordynaryjną, tj. przepisami, które nie pozostawiają żadnych złudzeń co do ich bezprawności (w sensie proponowanym przez dyskutowaną formułę). W tym znaczeniu jego rozważania podpadają nie tyle pod zasadę lex iniusta est non lex, ile mocniejszą, tj. lex iniustissima est non lex (ustawa w najwyższym stopniu niesprawiedliwa nie jest prawem).

Dalsze dyskusje musiały odpowiedzieć na pytanie, co znaczy zwrot „w najwyższym stopniu niesprawiedliwa”. Czy ma zastosowanie tylko w sytuacjach szczególnych, tj. takich, w których mamy do czynienia ze zbrodniami przeciw ludzkości? Pozytywna odpowiedź znacznie ogranicza zastosowanie pojęcia ustawowego bezprawia, ale to stanowisko jest kontrowersyjne.

Przepisy obowiązujące w Polsce w okresie stanu wojennego (został wprowadzony 13 grudnia 1981) znacznie ograniczały prawa obywatelskie. Trudno je uznać za skutkujące zbrodniami przeciwko ludzkości, ale dość powszechnie uważano je za ustawowe bezprawie. Władze zajęły typową postawę ustaworządną, powiadając, że oczywiście mamy do czynienia z nadzwyczajnymi ograniczeniami, ale uzasadnionymi okolicznościami – trudno, dura lex, sed lex (surowe prawo, ale prawo).

Przy okazji warto zauważyć, że nieużywane jest sformułowanie dura ius, sed ius. Gdy regulowano u nas zasady życia społecznego w czasie pandemii covid-19, pojawiły się daleko idące restrykcje zgromadzeń, ale nie dotyczyły one, w przeciwieństwie do większości krajów europejskich, zbiorowych praktyk religijnych, co też może być uznane za ustawowe bezprawie, gdyż łamie zasady równości. W związku z dyskusją nad formułą Radbrucha pojawił się problem, że usprawiedliwiała działanie prawa wstecz, wbrew zasadzie, że lex retro non agit. Tak argumentowali prawnicy broniący oskarżonych w procesie norymberskim.

Ostatni akapit sugeruje potrzebę ustalenia pewnego podstawowego zakresu ponadustawowego prawa. Monteskiusz we wspomnianym dziele uznał, że zasada podziału władz na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą należy do ducha ustaw, w którym powinny się też znaleźć uregulowania dotyczące wolności jednostek. Kolejne postulaty to wspomniana zasada niedziałania prawa wstecz, obowiązek promulgacji aktów prawnych i potrzeba właściwej, w szczególności jasnej legislacji.

W ogólności przyjęto, że duch (ius) ustaw obejmuje elementy formalne (np. promulgację i lex retro non agit) i materialne (np. zasady wolności i równości). Stosownie do tego odróżnia się praworządność formalną i materialną, a ustawowe bezprawie można teraz rozumieć jako naruszenie jednej i drugiej praworządności. Traktat o Unii Europejskiej (TUE) stanowi w art. 2: „Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawa, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”. Jak łatwo zauważyć, przepis ten zawiera odniesienie zarówno do praworządności formalnej, jak i materialnej.

Koncept Przyłębskiej

Podstawowa zasada prawa międzynarodowego głosi, że jeśli państwo ratyfikuje jakąś umowę międzynarodową, to godzi się na ewentualne ograniczenia suwerenności wypływające z tego faktu. Polska ratyfikowała TUE. Art. 87, ust. 1 konstytucji stanowi zaś: „Źródłami powszechnie obowiązującego prawa Rzeczypospolitej Polskiej są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia”.

W związku z tym wszelkie postanowienia władz polskich niezgodne z art. 2 TUE i art. 87 konstytucji należy uznać za ustawowe bezprawie. Dotyczy to w szczególności wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 2021 r. uznającego (upraszczam sprawę), że kontrola legalności powoływania sędziów przez prezydenta na podstawie wniosku Krajowej Rady Sądownictwa jest niezgodna z art. 2 TUE i rozmaitymi przepisami polskiej ustawy zasadniczej (nie cytuję ich).

Już sam koncept mgr Przyłębskiej i jej teamu, że grono to jest władne do interpretacji TUE, trzeba uznać za wysoce zabawny. Okoliczność ta potwierdza ocenę, że p. Duda dopuścił się ustawowego bezprawia, mianując mgr Przyłębską, mgr. Piotrowicza i mgr. Święczkowskiego na sędziów TK, ponieważ art. 194, ust. 1 konstytucji stanowi: „Trybunał Konstytucyjny składa się z 15 sędziów, wybieranych indywidualnie przez Sejm na 9 lat spośród osób wyróżniających się wiedzą prawniczą”.

Otóż rzeczone osoby wyróżniają się wiedzą prawniczą chyba w takim samym sensie, w jakim p. Duda jest (opinia „wiceprezydenta” p. Mastalerka) wybitnym prawnikiem. Innym przejawem ustawowego bezprawia w wykonaniu obecnego Głównego Lokatora Pałacu Namiestnikowskiego było zignorowanie orzeczenia TK o prawidłowym wyborze trzech sędziów w 2015 r., co otworzyło drogę dla tzw. sędziów dublerów i dalszych poczynań pod egidą towarzyskiego odkrycia Prezesa the Best.

Czytaj też: Czy dublerzy ustąpią?

Jego Prawnicza Wybitność Duda

Te przykłady są oczywiste, ale duch ustaw obejmuje także inne przypadki. Celem ustawodawstwa, przynajmniej w ładzie demokratycznym, jest m.in. równoważenie rozmaitych interesów i w ten sposób zapobieganie konfliktom, w szczególności na szczytach władzy, ponieważ żaden ustrój nie jest w stanie ich wykluczyć. W tej perspektywie ustawowym bezprawiem jest ułaskawienie p. Kamińskiego i p. Wąsika przed prawomocnym wyrokiem, ponieważ narusza to zasadę podziału władz.

Podobnie trzeba ocenić odsyłanie przez p. Dudę ustaw do TK z uwagi na to, że, jego zdaniem, zostały uchwalone przez Sejm w niekompletnym składzie. Konstytucja stanowi wyraźnie (ar. 99, ust. 3), że posłem i senatorem nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne. Sam p. Duda uznał, że p. Kamiński i p. Wąsik podpadają pod ten przepis, ale upiera się (podobnie czynią inne pisięta), że według Sądu Najwyższego obaj beneficjenci uścisków Jego Prawniczej Wybitności nadal są posłami.

Pomyłka, ponieważ – już niezależnie od tego, czy Izba Kontroli Nadzwyczajnej jest sądem, czy nie – czym innym jest utrata mandatu poselskiego, a czym innym poprawność stwierdzenia, że mandat wygasł. To, co Sąd Najwyższy mógł uczynić w tej sytuacji, to tylko odesłać marszałkowi Sejmu zawiadomienie o wygaszeniu mandatu z uwagi na ewentualne braki formalne tego pisma.

Kolejnym przykładem jest sprawa p. Barskiego. Tak się złożyło, że wprowadzono przepis wymagający zgody prezydenta na odwołanie Prokuratora Krajowego, a więc osoby podległej Prokuratorowi Generalnemu. Ratio legis tego rozwiązania jest oczywiste, mianowicie: skoro pisięta mają swego prezydenta, to niech on blokuje zmianę na stanowisku Prokuratora Krajowego, ponieważ nowa osoba, w szczególności niezależna od starego układu władczego, mogłaby zagrozić interesom władzy, która odeszła. Ustawowe bezprawie polega w tym przypadku na podporządkowaniu interesu publicznego fruktom partyjnym, a nawet całkiem prywatnym.

Czytaj też: Jak Duda z Bosakiem nad resetem radzili

Bodnaryzacja vs bezprawie

Koalicja 15 października wydała walkę ustawowemu bezprawiu poprzedniej władzy, co w wielu wypadkach wymaga zmiany prawa. Pisięta wrzeszczą: „OK, ale możecie to zrobić tylko na drodze ustawowej, ponieważ inna narusza zasady praworządności”, a to przypomina propagandę stanu wojennego. Pisia chytrość polega na tym, że droga ustawowa jest nieefektywna, skoro p. Duda zapowiedział, że zawetuje (lub odeśle do TK) wszystko, co narusza jego „prerogatywy”, a praktyka pokazuje, że być może będzie kontestował każdą ustawę, która mu zostanie przedstawiona do podpisu.

Pozostaje tylko korzystanie z rozmaitych pisowskich niedoróbek legislacyjnych, np. pozwalających odwołać p. Barskiego, skoro został nieprawidłowo mianowany. Pan Poboży, nowy doradca p. Dudy, nazywa to (po Bożemu, by tak rzec) bodnaryzacją prawa. To jednak stanowczo znacznie lepsza droga od wprowadzania ustawowego bezprawia.

Wracając do tytułu: pisie rządzenie Polską opierało się nie na praworządności, ale właśnie na ustaworządności, bo to zapewniało „willowanie plus” i zwalniało od odpowiedzialności za to. W samej rzeczy słowa p. Dudy o terrorze tzw. praworządności mogą być rozumiane jako jego akces do ustaworządności. Czas biegnie szybko i za kilkanaście miesięcy „prezydęty” Lokator Pałacu Namiestnikowskiego odejdzie w stan zasłużonego spoczynku i przestanie przeszkadzać w procesie de republica emendanda (naprawy rzeczpospolitej). Będzie mógł skoncentrować się na kontaktach z Leśnym Ruchadłem na swoim Twitterze i szusowaniu w biało-czerwonym kombinezonie – to jest właściwy zakres jego kompetencji.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną