Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jego ekscelencja Jarosław Kaczyński na skrzydlatym koniu

Prezes PiS Jarosław Kaczyński Prezes PiS Jarosław Kaczyński Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
Komentatorzy tak bardzo poszukiwali w trakcie przesłuchania jakichś istotnych i jeszcze nieznanych informacji o Pegasusie, że chyba przeoczyli bardzo pokaźny zasób teorii państwa i prawa rozwijanej przez Kaczyńskiego.

Przypomnijmy, że komisja śledcza ds. Pegasusa ma badać legalność, prawidłowość i celowość czynności operacyjno-rozpoznawczych podejmowanych z wykorzystaniem tego oprogramowania przez rząd, służby specjalne i policję od 16 listopada 2015 r. do 20 listopada 2023. Ma też ustalić, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa i podobnych narzędzi.

Rzeczona komisja jest wyjątkowo niewygodna dla dobrozmieńców, bo wyniki jej prac mogą całkowicie obalić mit, że Polska była krajem płynącym praworządnością. Pisięta starają się przekonać, że sprawa jest mało ważna, boć przecież nie było masowej inwigilacji przy pomocy Pegasusa, oraz że ujęto dzięki niemu szpiegów i przestępców.

Wszelako wystarczy jeden udokumentowany przypadek nielegalnego podsłuchu przy pomocy Pegasusa, aby uznać, że wykorzystanie go nosi znamiona przestępstwa, zwłaszcza jeśli ma związek z walką polityczną. Podobnie to, że Pegasus umożliwił ujęcie szpiegów i przestępców, nie usprawiedliwia jego wykorzystania do nielegalnej inwigilacji. Wprawdzie nie jestem zwolennikiem nadmiernego porównywania afery Pegasusa z Watergate, ale pewne uwagi są na miejscu. Przypuszczalnie wielu przestępców ujęto w USA dzięki podsłuchom, niewykluczone, że także nielegalnym, ale to nie usprawiedliwiało zainstalowania aparatury podsłuchowej w siedzibie Demokratów w Waszyngtonie. To, czy inwigilacja „podsłuchowa” była w USA masowa, nie ma żadnego znaczenia dla oceny Watergate.

Czytaj też: Przelewy zatrzymane, prokuratorzy na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Prawda, cała prawda i tylko prawda

Komisja ds. Pegasusa postanowiła rozpocząć swoje prace z przytupem, mianowicie od przesłuchania p. Kaczyńskiego. Psychologicznie można zrozumieć, że „zdradzieckie mordy” (stanowią większość komisji) chciały jak najprędzej skonfrontować się z Prezesem the Best, by tak rzec, twarzą w twarz.

Pojawiły się wątpliwości, z prakseologicznego punktu widzenia, czy warto było zaczynać od p. Kaczyńskiego. Z jednej strony można było założyć, że dwukrotny wicepremier ds. bezpieczeństwa wie na temat Pegasusa więcej niż ktokolwiek inny, ale brak zeznań innych świadków utrudniał ocenę wiarygodności tego, co Jego Ekscelencja miał do powiedzenia. Na dodatek p. Kaczyński odmówił złożenia pełnego przyrzeczenia (opuścił fragment o nieukrywaniu niczego, co jest mu wiadome), tłumacząc to tak: „Chcę zwrócić uwagę komisji na art. 11e, który mówi o tym, że osoba przesłuchiwana nie może ujawnić tajemnic klauzulowanych, tzn. tajne i ściśle tajne, jeżeli nie ma odpowiedniej zgody ze strony uprawnionej – w tym przypadku taką osobą jest premier. Czy taka zgoda została dostarczona komisji?”.

Dość dziwna taktyka, bo zwykle jeśli świadek ma wątpliwości, czy może ujawnić jakieś wiadomości, które uważa za tajne, zaznacza to i odmawia złożenia wyjaśnień, a jest rzeczą ciała, przed którym składa się zeznania, zbadanie, czy dana osoba naruszyła zasady zachowania klauzuli tajności. Pan Tusk, dowiedziawszy się o tym, rzekł: „Podobno prezes Kaczyński czeka na moją zgodę, aby zacząć zeznawać. No więc proszę mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Przed każdą komisją i w każdej sprawie. Zezwalam”.

To jednak była musztarda po obiedzie, aczkolwiek może mieć znaczenie przy kolejnym podejściu Jego Ekscelencji do świadkowania przed komisją, o ile nie zauważy, że słowa nie wystarczą, bo Tusk jest notorycznym kłamcą. A co gdy pojawi się dokument, sygnowany pieczęcią Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, zwalniający p. Kaczyńskiego z klauzuli tajności?

Czytaj też: Zaczynamy rozliczenia. Adam Bodnar dla „Polityki”

Kaczyński wypadł marnie

Czego dowiedzieliśmy się od p. Kaczyńskiego o Pegasusie? Ano tego, że został zakupiony, bo był potrzebny do intensyfikacji walki z przestępczością w sytuacji, gdy przestępcy korzystają z coraz to nowych komunikatorów, a skoro wiele krajów posiada takie systemy, to uznano, że Polska ma do nich należeć, bo nie może być bezradna w walce z przestępcami. Wedle oceny byłego wicepremiera ds. bezpieczeństwa 99 proc. przypadków użycia Pegasusa było najzupełniej legalnych, a reszta to margines statystyczny.

To, co ważne w tym kontekście, to wyraźne stwierdzenie p. Kaczyńskiego, że p. Brejza i p. Giertych dopuścili się poważnych przestępstw (dla jasności: w obu przypadkach nie ma żadnego wyroku sądu, nawet nieprawomocnego). Prezes the Best przyznał, że nie interesował się bliżej Pegasusem, gdyż miał na uwadze sprawy bardziej podstawowe dla bezpieczeństwa państwa, w szczególności uzbrajanie armii.

Informacje o Skrzydlatym Koniu (dla porządku: to określenie nie padało w trakcie przesłuchania, chociaż swego czasu było popularne w dobrozmiennych kręgach) czerpał od p. Kamińskiego, któremu całkowicie ufał. Pan Kaczyński nie omieszkał dodać, że ufa mu nadal, a były minister spraw wewnętrznych jest niewinny i wciąż jest posłem.

Wedle Jego Ekscelencji jedynym wątpliwym punktem w sprawie Pegasusa jest jego zakup ze środków Funduszu Sprawiedliwości będącego w gestii Ministerstwa Sprawiedliwości. Pan Kaczyński stwierdził, że to, czy wykorzystanie tego źródła w rzeczonym celu było prawidłowe, jest kwestią interpretacji – on uważa, że było zasadne. Być może miał na myśli to, że skoro Fundusz Sprawiedliwości jest po to, aby pomagać ofiarom przestępstw, to Pegasus pomaga w tym sensie, że pomaga ścigać przestępców.

Chyba niczego istotnego nie przeoczyłem z tego, co p. Kaczyński wyjawił na temat Skrzydlatego Konia. Ponoć był specjalnie przygotowywany do swojego występu. Jeśli tak, to korepetycje nie były nadmiernie skuteczne. Wedle sondaży 42 proc. ankietowanych twierdzi, że Jego Ekscelencja wypadł marnie, a tylko 20 proc. – że dobrze. Nie najlepszy wynik.

Czytaj też: Szpieg w smartfonie. Jak działa ten program?

Prezes, Błaszczak i reszta dworu

Przesłuchanie trwało kilka godzin, więc długo. Skoro p. Kaczyński niewiele powiedział o Pegasusie, powstaje pytanie, co było przedmiotem pozostałych zeznań. Nim przejdę do tej kwestii, zwrócę uwagę na otoczkę pojawienia się Jego Ekscelencji przed komisją. Trzeba przyznać, że rzecz była starannie wyreżyserowana – może tego dotyczyły korepetycje. Pan Kaczyński spóźnił się, przypuszczalnie dla podkreślenia, gdzie ma grono na niego czekające. Przybył w otoczeniu wiernych współpracowników, m.in. gwardzisty Bochenka (rzecznika PiS) i p. Błaszczaka.

Nie zdążyłem na początek transmisji, ale widziałem koniec. Miejsce przesłuchania opuszczała świta z Jego Ekscelencją na szpicy, za nim kroczył p. Błaszczak, a dalej reszta dworu. Na pewno robiło to wielkie wrażenie. Pan Kaczyński w trakcie przesłuchania bardzo dbał o to, aby zasady etykiety były przestrzegane, zwłaszcza w sposobie zwracania się do niego. Pan Zembaczyński z KO zwracał się do Prezesa the Best per „Panie świadku”, na co ten odpowiadał „Panie członku komisji”. Po kilkukrotnym nawrocie stwierdzenia p. Kaczyńskiego, że ten sposób zwracania się do niego jest wysoce niewłaściwy, ktoś zwrócił uwagę, że świadek nie ma żadnego tytułu do pouczania komisji. Na to padła odpowiedź: „Jestem najstarszy w tym gronie, pełniłem najwyższe funkcje państwowe, a skoro tak, to mam prawo pouczać”.

Wyjaśnienie to wzbudziło salwę śmiechu, ale p. Kaczyński do końca przesłuchania zwracał baczną uwagę na ceremonialne aspekty swego przesłuchania. Pomagali mu w tym członkowie komisji z PiS, zwracając się do swego szefa per „Panie premierze” lub „Panie prezesie”. Dwóch wykluczono z obrad z powodu dogadywania i przerywania. Jednym z nich był p. Ozdoba, mój ulubiony dobrozmieniec, i wielka szkoda, że nie ozdabiał swoją osobą dalszej części posiedzenia.

Jego Ekscelencja został również wyróżniony tytułem wybitnego prawnika przydanego mu przez p. Przydacza z PiS, szczególnie aktywnego w dziele honorowania swego prezesa. Ocena p. Przydacza, skądinąd adwokata, jest ciekawa, bo p. Kaczyński stwierdził, że jeśli jest prowadzone postępowanie prokuratorskie, to zachodzą przesłanki do domniemania przestępstwa. Równocześnie ten wybitny ponoć prawnik wyjawił, że nie kwestionuje domniemania niewinności. Wrócę do tej kwestii w dalszej części felietonu.

Czytaj też: Hermes, brat Pegasusa? Niepokojące informacje o szpiegowskim zakupie ekipy Ziobry

Rekordy politycznego absurdu

Komentatorzy tak bardzo poszukiwali jakichś istotnych i jeszcze nieznanych informacji o Pegasusie, że chyba przeoczyli bardzo pokaźny zasób teorii państwa i prawa rozwijanej przez p. Kaczyńskiego. Uważam za celowe zajęcie się tą kwestią, chociaż poglądy Prezesa the Best są znane. Niemniej warto je przytoczyć, również dlatego, że od razu zostały podjęte przez innych dobrozmieńców i ich sojuszników.

Jak przystało na polityczną osobowość rangi p. Kaczyńskiego, nie zajmował się abstrakcjami, ale walił konkretami tu i teraz. I tak KO jest partią niemiecką, która zmierza do podporządkowania Polski Niemcom za pośrednictwem Brukseli. Przypuszczam, że obwieszczając to, Jego Ekscelencja chce skłonić czytelnika/słuchacza do rozumowania a contrario kończącego się wnioskiem, że PiS jest partią polską. Przy pełnym szacunku dla logicznych sprawności p. Kaczyńskiego: jeśli rzeczywiście sugeruje takie rozumowanie, to jest ono paralogizmem, bo z założeń o KO i PiS wynika tylko tyle, że są to różne partie.

Diagnoza p. Kaczyńskiego została rozwinięta przez p. Jakuba Maciejewskiego, który w TV Republika (to nader właściwe miejsce dla niego) nazwał p. Tuska niemieckim łącznikiem między Niemcami a USA. Słuchając tej rewelacji, nasunęła mi się następująca parafraza sentencji Kubusia Puchatka: „Im bardziej red. Kubuś Maciejewski zaglądał do środka, tym bardziej tam p. Tuska nie było”.

W TV Republika miał miejsce chyba rekord absurdu publicystycznego. W przytomności p. Holeckiej wystąpiło dwóch dziarskich rolników indywidualnych, podobnie odzianych, mianowicie w czarne koszule (czyżby nowy strój organizacyjny NSZZ „Solidarności Rolników Indywidualnych”?). Jeden z młodzieńców prawił, że celem Tuska jest zniszczenie rolnictwa po to, aby Polska stałą się stepem, co pozwoli Niemcom przywozić śmieci na tak spreparowany teren. Pani Dania aprobująco kiwała głową i w końcu, z właściwym sobie wdziękiem i równą kompetencją, zmieniła temat, pytając, czy opłaca się w Polsce hodować krowy mleczne.

Drugi z młokosów odparł, że nie, bo rolnik otrzymuje 1,6 zł za litr, a jest sprzedawany za 6 zł, oczywiście z powodu polityki Tuska. Pani Dania chyba nie zaskoczyła, bo mogła zauważyć, że skoro Polska ma być stepem, to nie ma sensu hodować krów mlecznych. Zbyteczne dodać, że wedle teorii państwa i prawa rozwijanej prze p. Kaczyńskiego i spółkę, głównie Antoniego, Antoniego i jeszcze raz Antoniego Macierewicza, niemieckość KO jest w interesie Rosji.

Partia to prezes, państwo to Kaczyński

Teoria państwa i prawa Jego Ekscelencji dotyka też problematyki wewnętrznej. Pan Kaczyński otrzymał pytanie, kto mu zaproponował stanowisko wicepremiera. Zagadnięty, uśmiechnął się z nieukrywanym i jakże uzasadnionym poczuciem wyższości, a następnie odparł, że szef partii rządzącej sam decyduje o tym, kim ma być w państwie rządzonym przez formację, której przewodzi. Ta wypowiedź nie przeszła bez echa i była porównywana, oczywiście z zachowaniem właściwych proporcji (np. z ograniczeniem terytorium do warszawskiej dzielnicy Żoliborz), do znanych słów króla Słońce, czyli Ludwika XIV, że „państwo to ja”.

Mnie bardziej odpowiada analogia z współczesnymi czasami. Otóż wyjaśnienie byłego wicepremiera ds. bezpieczeństwa jako żywo można uznać za implementację niegdysiejszej zasady kierowniczej roli partii w państwie socjalistycznym. Dokładniej mówiąc, sposób objęcia rzeczonego stanowiska przez Jego Ekscelencję jest świadectwem reguły wyznaczającej kierowniczą rolę partii PiS w państwie dobrej zmiany. Analogie idą dalej. Pan Kaczyński stwierdził (patrz wyżej), że przestępczość wzrasta. Przypomina to sławną tezę o nasilaniu się walki klasowej w miarę postępów budowy socjalizmu. Mówiąc dokładniej i nieco uzupełniając wywód Prezesa the Best: jest tak, że przestępczość nasila się w miarę postępów dobrej zmiany. Jak temu zaradzić? Pierwszy krok polega na zaostrzeniu kar (vide: nowelizacja kodeksu karnego), a kolejny na wprowadzeniu domniemania winy. I tak Jego Ekscelencja wydatnie korzysta z ortodoksyjnej marksistowskiej teorii państwa i prawa, a czyni to w intencji, jakże słusznej, aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej.

Przesłuchanie p. Kaczyńskiego było żywo komentowane przez jego wiernych poddanych. Pan Buda od razu zauważył, że prezes imponował kondycją, elokwencją i poczuciem humoru. Podobne oceny wygłaszali p. Ozdoba, p. Telus, p. Kłeczek i zapewne dziesiątki innych majstrów od kadzenia. A co do poczucia humoru, to obok sławnego już epizodu z naleśnikarnią i naleśnikami Jego Ekscelencja wykorzystał dowcip podsunięty mu przez gwardzistę Bochenka. Rzecz miała miejsce na konwencji samorządowej w Krakowie. Pan Kaczyński mówił o inflacji. Przekonywał, że zasługą PiS jest to, że w tej chwili inflacja jest niska, zbliżona do celu inflacyjnego. A potem dodał: „Pan rzecznik, który tak dynamicznie prowadzi to nasze spotkanie, przed chwilą mi mówił, że to tak jakby ktoś, kto z jakąś panią wszedł w bliższe stosunki przed trzema miesiącami, a ona właśnie powiła dziecię, twierdził, że to...” – tu p. Kaczyński urwał i zaczął się głośno śmiać. Co fachowiec, to fachowiec, specjalista od miesiączek i miesięcznic.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną